Tak się złożyło, że obecny rok ma również dla mnie wyjątkowe znaczenie – mija bowiem 10 lat, od kiedy tu przyjechałam. Choć z wyboru, początki, jak u większości, bywały trudne; wykonywałam różne prace, poznałam każdy, nawet najdziwniejszy zakątek miasta, a co za tym idzie, różne typy ludzi, na każdym kroku przekonując się, że najżyczliwsi i najbardziej szczerzy londyńczycy to często ci, którzy mają najmniej pieniędzy i nie są absolwentami Oxfordu.
Londyn może być jak Nowy Jork – miastem przerażającym i bezwzględnym, betonową dżunglą, w której przetrwają tylko najsilniejsi. Ale ja tego, odpukać, nigdy nie doświadczyłam. Przez lata miejsce to stało się dla mnie ogromnie ważne. Nie jest miastem, w którym przyszło mi żyć, żeby jakoś żyć. Jestem tu z wyboru. Nie potrafię więc ignorować londyńskich spraw. Dlatego wiem, jak ważne jest, abyśmy oddali swój glos, ale również dyskutowali ze sobą, otwierali się na inne kultury, starali zrozumieć siebie nawzajem. Londyn wiedzie prym pod względem wzajemnej tolerancji, ale, jak mówią Brytyjczycy: „There is always room for improvement”.
O tym, co najważniejsze dla miasta, rozmawiam z czterema londyńczykami.
Napisz komentarz
Komentarze