Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Grube Wyspy

Jedna trzecia świata jest dziś gruba. Żadne państwo nie zdołało w ciągu ostatnich trzech dekad zatrzymać plagi otyłości – donosi raport Światowej Organizacji Zdrowia. W Zachodniej Europie najgrubsza jest Wielka Brytania. Aż dwóch na trzech dorosłych mieszkańców Wysp ma nadwagę.

Brytyjki są najgrubsze w Europie – niemal jedna trzecia ma nadwagę lub cierpi na otyłość – donosi raport. Na czołową pozycję listy wysuwają się dziewczęta, które nie skończyły jeszcze 20 lat. Aż 29,2 proc. ma problemy z wagą, a 8 proc. jest klinicznie otyłych – z BMI powyżej 30. Starsze Brytyjki plasują się tuż za Islandią i Maltą, 57 proc. sklasyfikowano jako za grube. Mężczyźni nie mają się dużo lepiej. 66,6 proc. męskiej populacji Wielkiej Brytanii ma nadwagę, co stawia ich na piątej pozycji w Europie. John Newton, dyrektor do spraw zarządzania wiedzą w rządowym departamencie zdrowia publicznego, uważa, że wszystko przez społeczną presję, która w dzisiejszych czasach „nakazuje” jedzenie niezdrowego, tuczącego jedzenia. „Oczywiście na presję najbardziej podatne są młode dziewczyny, stąd niepokojące statystyki” – komentuje na łamach „The Times” Newton.

Gdzie zniknęła talia Angeliny?

Jeszcze 60 lat temu przeciętna Brytyjka odżywiała się głównie wołowym gulaszem, nigdy nie była w fitness klubie, a wciąż miała talię jak Angelina Jolie. W 1954 r. „średnia” kobieta ważyła 61,5 kg i nosiła brytyjski rozmiar 12. Miała kuszącą figurę klepsydry, biust rozmiaru 36B, 99 centymetrów w biodrach i jedynie 68,5 centymetra w talii! Dzisiaj z UK National Sizing Survey (narodowego badania rozmiarów) wiadomo, że przez ostatnie 60 lat Brytyjki rosły przede wszystkim wszerz. Przeciętna mieszkanka Wysp waży obecnie 65 kg, a normą jest raczej pulchny rozmiar 16. Kobiety przypominają bardziej jabłka niż klepsydry. Mają większe piersi – 38DD, 101 centymetrów w obwodzie bioder i… 86 cm w talii. Co się stało z talią Angeliny?

Brytyjki i mieszkanki innych rozwiniętych krajów dotknął… dobrobyt. W latach 50. tylko 15 proc. gospodarstw domowych miało lodówki. Na bieżąco kupowano składniki posiłków (trzech), a w domach nie leżały całe góry przekąsek gotowych do podjadania. Przeciętna kobieta w 1954 r. zjadała dziennie 1800 kcal, dziś jest to 2200 kcal. Wydaje nam się, że jesteśmy zdrowi z naszym muesli, jogurtem i sushi, tymczasem wychodzi na to, że dieta sprzed lat, pełna protein, a nie węglowodanów, sprawdzała się lepiej. Słodycze przygotowywano w domu, bez dodatku sztucznych barwników i konserwantów. Talerze, obok małego kawałka mięsa, wypełniały warzywa. W połowie lat 50. na rynku pojawiły się pierwsze paluszki rybne. O innych gotowych posiłkach świat nie słyszał. Typowa kobieta zjadała na śniadanie tost z masłem i jajko na twardo (220 kcal) lub jajka na bekonie (180 kcal). Lunch składał się ze skromnej kanapki z konserwową wołowiną i masłem (430) oraz kawałka domowego ciasta biszkoptowego (175). Na obiad przeciętna gospodyni serwowała wołowy gulasz, gotowane ziemniaki, brukiew i kapustę, a na deser owoce z puszki z kremem (1000). Kobiety nie miały czasu na odpoczynek w ciągu dnia. Tylko trzecia część gospodarstw domowych miała pralkę, większość prania robiono ręcznie, przy której to czynności spalano całe mnóstwo kalorii. Tylko 15 proc. społeczeństwa – w większości męska część – posiadało samochód. Dziś na czterech kółkach porusza się 80 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama