Wyspy mają problem
Trend ciągle rosnącej wagi jest niepokojący, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, jak dużo czasu spędzamy obecnie, obsesyjnie sprawdzając zawartość tłuszczu, cukru i kalorii w naszym jedzeniu, oraz jak często chodzimy do fitness klubu. Dietetyk dr Carina Norris uważa, że z punktu widzenia ewolucji różnica 3,5 kilograma w przeciętnej wadze po upływie pół wieku jest ogromna. Przyczyny problemu można dopatrywać się w niższych cenach żywności i łatwiejszym dostępie do wysoko przetworzonego jedzenia. – Gotowe posiłki, tak lubiane przez współczesne zabiegane Brytyjki, to praktycznie śmieciowe jedzenie, pełne kalorii, ale ubogie w składniki odżywcze – mówi w wywiadzie dla „Daily Mail” dr Norris. – Dziś można być otyłym (tak jak jedna czwarta kobiet na Wyspach) i jednocześnie słabo odżywionym.
Wendy Powell – trenerka osobista – uważa, że współczesny styl życia w dużej mierze odpowiada za rosnące talie Brytyjek i duże brzuchy Brytyjczyków. – Pracujemy dłużej, więcej kobiet pracuje zawodowo, musimy dzielić obowiązki pomiędzy pracę i dom, więc coraz mniej czasu mamy na sen. Stres i niedobór snu wspomagają produkcję kortyzolu – hormonu odpowiedzialnego za przyrost wagi – mówi na łamach „Daily Mail” Wendy. Kortyzol – hormon, który nasze ciała produkują pod wpływem stresu, sprawia, że łatwiej tyjemy w okolicy talii. Zdaniem specjalistów od odżywiania podłoże problemu leży jeszcze w epoce kamienia łupanego. Wtedy stres oznaczał najczęściej zagrożenie życia. Żeby mieć energię do walki z wrogiem, jaskiniowcy w stresie jedli więcej. Dziś stres niekoniecznie ma tak dramatyczne konotacje, jednak działanie kortyzolu jest takie samo – hormon wysyła do mózgu sygnał: w stresie trzeba porządnie się najeść.
Tłusta przyszłość
Z szacunków Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że w 2030 r. trzy czwarte mężczyzn w Wielkiej Brytanii będzie miało nadwagę. Za 15 lat otyłe kobiety będą stanowiły dwie trzecie żeńskiej części społeczeństwa. W raporcie opublikowanym w styczniu tego roku przez National Obesity Forum eksperci ostrzegają, że epidemia otyłości doprowadzi do „bankructwa” brytyjskiej służby zdrowia. Choroby będące wynikiem nadwagi, takie jak cukrzyca, choroby serca i niektóre nowotwory, zostawią NHS z dziurą w budżecie sięgającą 19 mld funtów rocznie. W tej chwili na choroby związane z otyłością brytyjska służba zdrowia co roku wydaje 5,1 mld funtów, a na walkę z cukrzycą dodatkowo ponad dwa razy tyle. Jedna z autorek raportu, dr Laura Webber z UK Heart Forum, domaga się od rządu regulacji, które powstrzymają falę otyłości. – Problem otyłości nie zostanie rozwiązany, o ile nie zlikwidujemy jego podłoża. Tymczasem dopiero zaczynamy je identyfikować – twierdzi dr Webber i dodaje: – Prognozy na 2030 rok wydają się nie do uniknięcia.
Podobnego zdania jest Mike Kelly, dyrektor Agencji Zdrowia Publicznego. W swoim oświadczeniu pisze: „To nie jest problem, który da się rozwiązać, budząc się pewnego dnia i decydując: schudnę 5 kilogramów. To problem, który wymaga gotowych rozwiązań i wsparcia”. Jakie wsparcie brytyjski rząd oferuje swoim otyłym obywatelom? Oprócz porady w sprawie diety i zwiększenia aktywności fizycznej pacjenci mogą liczyć na bardziej konkretną pomoc. Od niedawna osoby otyłe dostają w prezencie od NHS karnet za spotkania klubu Strażników Wagi – 12-tygodniowy „kurs odchudzania” kosztuje zazwyczaj około 100 funtów. W tej chwili NHS wydaje na spotkania Strażników Wagi około 800 tys. funtów rocznie. Pacjenci mogą również liczyć na darmowe karnety do fitness klubów. Jeśli dieta i ćwiczenia nie przynoszą rezultatu, naprawdę otyłym osobom (z BMI powyżej 30 lub 28, jeśli pacjent cierpi na chorobę wywołaną otyłością, jak wysokie ciśnienie krwi lub cukrzyca) przepisuje się Orlistat – lek, który hamuje wchłanianie tłuszczu z pożywienia. W końcu, jeśli farmakologia i dieta nie zadziałają, lekarz może skierować pacjenta na operację. Żeby zakwalifikować się do zmniejszenia żołądka, trzeba jednak mieć BMI wyższe niż – bagatela! – 40 lub 35 przy towarzyszącej otyłości innej chorobie.
Napisz komentarz
Komentarze