"Możliwym powodem tych obaw jest to, że na obecnym status quo (obecności Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa) bardzo dobrze wyszli" – wskazał Ian Dunt z portalu politics.
Przy produkcji whisky zatrudnionych jest w Szkocji 35 tys. osób. Jest to trzecia największa gałąź szkockiego przemysłu. Wartość eksportu tego mocnego alkoholu stanowi 85 proc. ogólnego eksportu żywności Szkocji. 90 procent produkcji trafia na międzynarodowe rynki.
Najgorszą perspektywą dla szkockich gorzelników byłoby - w wyniku secesji - ponowne ubieganie się o członkostwo w Unii Europejskiej i konieczność samodzielnego negocjowania warunków dostępu w okresie przejściowym na zagraniczne rynki, zwłaszcza wschodzące jak Chiny, Rosja, czy Indie.
W takiej sytuacji straciliby oni korzyści wynikające z przynależności do wspólnego, europejskiego rynku, ich eksport nie byłby traktowany jako unijny, co oznaczałoby dostęp do rynków na gorszych warunkach. Po stronie minusów byłaby też utrata wsparcia międzynarodowej, rozgałęzionej sieci brytyjskich biur handlowych i certyfikatu autentyczności HMRC (królewskiej brytyjskiej służby celnej).
Lider szkockich narodowców Alex Salmond uważa, że Szkocja stosunkowo szybko zostałaby uznana przez UE za osobnego członka.
Obawy producentów whisky budzi też brak jasności co do tego, jaką walutą posługiwałaby się niepodległa Szkocja. Stosowanie przez Szkotów funta po secesji wyklucza brytyjski minister finansów George Osborne.
"Zupełnie nie ma jasności w sprawach walutowych, ale w dłuższym czasie należy liczyć się z tym, że niepodległa Szkocja posługiwałaby się inną walutą niż funt szterling. Obecnie większość eksportu whisky rozliczamy w funtach. Jeśli Szkocja będzie miała własną walutę niepowiązaną z żadną inną, to będzie to dla nas oznaczało wyższy margines ryzyka" – powiedział portalowi politics Mike Younger, dyrektor finansowy rodzinnej gorzelni Ian Macloeod Distillers.
"Cała Szkocja czeka na wynik niepodległościowego referendum, ale producentom whisky udzieliła się większa nerwowość niż innym" – konkludował Ian Dunt.
Napisz komentarz
Komentarze