Swą bardzo gęstą zabudową i wąskimi ulicami Hamtramck w stanie Michigan bardziej przypomina miasteczko europejskie niż amerykańskie. Jeszcze w latach 70. zamieszkiwane było w 90 proc. przez Polaków. Ale w ostatnich latach coraz częściej można tu spotkać muzułmanów w tradycyjnych strojach. Gdy korespondentka PAP odwiedziła Hamtramck kilka miesięcy temu, obok polskich kościołów wznosiło się już siedem meczetów, a z jednego z nich nadawano publicznie, przez megafony, wezwania wyznawców islamu do modlitwy.
W listopadzie o Hamtramck zrobiło się głośno, bo w wyniku wyborów większość w magistracie zdobyli muzułmanie. To pierwszy taki przypadek w USA. Czterech na sześciu członków rady miejskiej to muzułmanie, w tym 28-letni Saad Almasmari, który przeprowadził się do USA z Jemenu, oraz trzech imigrantów z Bangladeszu. Ale w radzie pozostała Andrea Karpinski, która ma polskie korzenie, tak samo jako burmistrz Karen Majewski. Hamtramck, od kiedy istnieje, zawsze miało polskiego burmistrza.
Wybory odzwierciedlają zmieniającą się demografię miasta. Według niektórych szacunków muzułmanie stanowią już 50 proc. wszystkich 23 tys. mieszkańców. Najwięcej pochodzi z Jemenu, Bangladeszu oraz Bośni. Polish Americans, czyli Amerykanów polskiego pochodzenia, jest już tylko 12 proc., a Afroamerykanów ok. 14 proc.
"Polacy dominowali w tym mieście do lat 70-80. ub. wieku. Kontrolowali politykę, wydział policji, straż pożarną. Miasto było praktycznie polskie" - mówi PAP historyk z Hamtramck dr Thaddeus Radzilowski. Jego dziadkowie, zarówno ze strony matki, jak i ojca, przeprowadzili się tu w 1915 roku, przyciągnięci perspektywą pracy w przemyśle samochodowym. To w Hamtramck Radzilowski założył i wciąż prowadzi Instytut Piast, jedyny ośrodek badawczy w USA poświęcony amerykańskiej Polonii.
"Dziennikarz z muzułmańskiej gazety zapytał mnie, kiedy Polacy wyprowadzili się z Hamtramck. Nigdy. My się nigdy stąd nie wyprowadziliśmy, my po prostu wymieramy. Moja matka urodziła się na Poland Street, a zmarła na sąsiedniej ulicy, dosłownie kilka budynków dalej" - powiedział Radzilowski.
Mimo malejącej populacji polska obecność jest wciąż bardzo widoczna. Prężnie działa centrum polskiej kultury oraz liczne prowadzone przez Polish Americans sklepy i firmy. "Mamy więcej polskich restauracji niż kiedykolwiek, to popularne miejsca na lunch dla pracowników z Detroit. Przed polską cukiernią ciągle widzę kolejki Afroamerykanów po pączki" - opowiada historyk. "To będzie polskie miasto jeszcze bardzo długo" - zapewnia.
Polacy przybywali do Detroit już od XIX wieku, wraz z wielką falą imigracji z Europy, w poszukiwaniu lepszego życia. Stanowili największą grupę wśród pracowników powstających tu zakładów motoryzacyjnych, które z czasem uczyniły z Detroit tzw. Motor City, symbol amerykańskiej potęgi przemysłowej. Język polski to była lingua franca we wszystkich fabrykach samochodowych. To polscy robotnicy zakładali w nich pierwsze w USA związki zawodowe. Gdy jedna z fabryk, produkująca bardzo nowoczesne jak na tamte czasy samochody firmy Dodge Brothers, przeniosła się na przedmieścia Detroit, Polacy zaczęli osiedlać się tuż obok, na okolicznych terenach wiejskich. Tak powstał Hamtramck.
"Polacy zbudowali tu wszystko od podstaw: domy, kościoły, biznesy. Poza kilkoma niemieckimi farmami wcześniej nie było tu niczego" - mówi Radzilowski. Miasteczko rozwijało się w ekspresowym tempie. W 1900 roku mieszkało tu około 500 osób. Ale gdy osada zyskała prawa miejskie w 1922 roku, miała już 48 tys. mieszkańców, a w 1930 roku - 56 tys. "To był chyba najszybszy wzrost w okresie przemysłowej rewolucji w USA" - ocenia historyk.
Poza Polakami do Hamtramck już przed II wojną światową zaczęli sprowadzać się z południa USA Afroamerykanie, także w poszukiwaniu pracy w przemyśle. Tych najstarszych kolejne pokolenia czarnoskórych nazywały "Black Polacks", bo dorastali razem z Polakami. "Niektórzy nawet mówili po polsku, jak mój listonosz" - wspomina Radzilowski. W Hamtramck osiedlili się też imigranci z Litwy, Słowacji, Ukrainy oraz katolicy z Albanii.
Pierwsi muzułmanie zaczęli tu przybywać latach 80. z Bangladeszu, potem także z krajów arabskich. W najbliższym czasie do Hamtramck ma się też wprowadzić grupa uchodźców z Syrii. Ale w przeciwieństwie do kilku innych miast, gdzie też zwiększyła się populacja muzułmanów, w Hamtramck nie doszło do antymuzułmańskich protestów.
"Hamtramck jest przyzwyczajony do wielu różnych ludzi. Mieszkańcy mówią obecnie w 32 językach. Mamy różne interesy, kultury, festiwale, swoje nazwy ulic, ale wszyscy jesteśmy Amerykanami i chcemy żyć razem. Poza tym tutejsi muzułmanie nie są jednorodną grupą. Ci z południowej Azji nie mają wiele wspólnego z Jemeńczykami. Ich tradycje są zupełnie inne. A Bośniacy to Europejczycy. Tak jak my po mszy chodzą do baru" - opowiada Radzilowski.
Zapewnia, że między Polish Americans a muzułmanami też nie ma szczególnych napięć. Był tylko jeden incydent, sprzed ponad 10 lat, gdy Polak kandydujący do rady miejskiej apelował w ulotce o pozbycie się z miasta muzułmanów. Ale przegrał wybory. "Tutejsi Polacy to głównie klasa robotnicza, czyli ludzie, którzy pewne rzeczy mówią wprost, czasem niepoprawnie politycznie, ale szybko się uczą i potrafią żyć z innymi" - dodał.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze