Brytyjska organizacja charytatywna w dobrej wierze dostarczała pomoc do obozu w Calais, zakładając, że przebywają w nim uchodźcy z Syrii, pozbawieni środków do życia. Gdy jednak po francuskiej stronie Kanału La Manche zjawił się wicedyrektor HRF, Kassim Tokan, okazało się, że sprawy mają się nieco inaczej.
Zszokowany Tokan stwierdził, że imigranci wyrzucają i palą żywność oraz odzież przekazaną im w ramach pomocy. A w dodatku robią to bez wyraźnej przyczyny. – Myślałem, ze mają jakiś sensowny powód, żeby zachowywać się w ten sposób, ale wcale na to nie wygląda. Chcą po prostu przedostać się do Wielkiej Brytanii, żeby zdobyć pieniądze i poprawić swoją sytuację materialną – mówi wicedyrektor HRF.
Tokan stwierdził też to, co część mediów sygnalizowała od dłuższego czasu: ponad 90 proc. rzekomych uchodźców – przynajmniej w obozie, do którego trafiała pomoc HRF – to młodzi, sprawni mężczyźni. Wiceszef HRF oświadczył też, że jego organizacja skoncentruje się teraz na dostarczaniu pomocy Syryjczykom, którzy uciekli przed wojną do sąsiedniego Libanu i Jordanii. – Imigranci przebywający w Calais mają dość żywności i ubrań. Ci ludzie przybyli tu z krajów, w których byli bezpieczni i mogli znaleźć pracę – dodał Tokan.
Napisz komentarz
Komentarze