Wspólnie ugrupowania te zdobywają w niedzielnych wyborach 49,8 proc. głosów.
Do głosowania uprawnionych było ponad 5 mln z 7,5 mln mieszkańców Katalonii.
Tłum około tysiąca osób zebrał się w niedzielę wieczorem w centrum Barcelony, stolicy Katalonii, przed siedzibą sztabu wyborczego konserwatywnego ruchu Junts pel Si (Razem dla Tak). Ludzie skandowali: "In-de-pen-den-cia" (Niepodległość) i wymachiwali czerwono-żółto-niebieskimi flagami.
Jeden z szefów kampanii ruchu Francesc Homs mówił o wyniku ostrożnie, ale pełen nadziei. "Z danych, którymi dysponujemy, wynika, że oczywista większość (wyborców) opowiedziała się za niepodległością" - powiedział.
Niedzielne głosowanie uważane jest za plebiscyt w sprawie odłączenia się regionu od Hiszpanii. Zwolennicy secesji już zapowiedzieli, że w ciągu półtora roku od zwycięstwa w wyborach zostanie ogłoszona niepodległość.
Tymczasem premier Hiszpanii Mariano Rajoy ostrzegł, że decyzja taka nie będzie miała mocy prawnej i może być zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego.
Przed ryzykiem ogłaszania jednostronnej deklaracji niepodległości ostrzegał Katalończyków przed wyborami cieszący się dużym prestiżem w kraju b. minister z ramienia Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) i b. sekretarz generalny NATO Javier Solana. Katalonia, jeśli to uczyni - mówił Solana - w żaden sposób nie będzie mogła pozostać członkiem Unii Europejskiej. Uważa on jednostronną deklarację niepodległości za łamanie hiszpańskiego prawa.
Jeszcze pięć lat temu tylko 20 proc. z 7,5 mln mieszkańców Katalonii opowiadało się za niepodległością regionu. Jednak odsetek ten wzrósł po ciężkich latach kryzysu i prowadzonej przez rząd polityki oszczędnościowej. Ponadto Katalończycy w 2010 r. poczuli się zdradzeni, gdy Trybunał Konstytucyjny pozbawił ich statusu "narodu" i zmniejszył ustanowiony w 2006 r. zakres autonomii regionu.
Napisz komentarz
Komentarze