PiS należy do trzeciej pod względem wielkości frakcji w Parlamencie Europejskim - Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. W jej skład wchodzi 75 deputowanych z 17 krajów. Teoretycznie dużo, ale w europarlamencie składającym się z 751 europosłów dominujące frakcje to chadecy z Europejskiej Partii Ludowej oraz socjaliści - łącznie mają ponad 400 przedstawicieli.
Siła grupy politycznej i to, czy debata dotyczy rządu, który wywodzi się z partii należącej do tej samej rodziny politycznej, bezpośrednio przekłada się na ton dyskusji. Niezależnie od wydarzeń w danym kraju politycy należący do tej samej partii na poziomie europejskim bronią się nawzajem.
Przykładem może być debata na temat wolności mediów we Włoszech w czasie, gdy premierem tego kraju był Silvio Berlusconi. Polityk ten, właściciel trzech stacji telewizyjnych, w 2009 r. wywołał protesty pozwami wobec dwóch lewicowych dzienników - "La Repubblica" i "Unita". Żądał od nich odszkodowań w wysokości od 1 do 2 milionów euro m.in. za publikację artykułów dotyczących skandali obyczajowych z jego udziałem.
Wówczas debatę zorganizowaną z inicjatywy socjalistów, Zielonych i liberałów potępiał jako "manewr polityczny, mający na celu osłabienie przeciwnika politycznego" Joseph Daul, szef frakcji chadeckiej, czyli tej samej rodziny politycznej, do której należy Berlusconi.
"Jeżeli zwróciłem się o udzielenie mi głosu w imieniu Grupy Europejskiej Partii Ludowej podczas tej debaty w sprawie wolności prasy we Włoszech, to zrobiłem to przede wszystkim, żeby potępić godne pożałowania wykorzystywanie Parlamentu Europejskiego do omawiania kwestii krajowych" - mówił polityk EPL, czyli frakcji, do której należy również PO.
Parlament Europejski najczęściej w ostatnich latach debatował o Węgrzech. W maju ubiegłego roku premier tego kraju Viktor Orban był pod ostrzałem europosłów za wypowiedzi sugerujące dyskusje o możliwości przywrócenia kary śmierci. Wcześniej, w 2013 roku politycy w PE niepokoili się zmianami w konstytucji, które wprowadzano na Węgrzech.
Orban mógł jednak liczyć na wsparcie największej frakcji w PE, EPL, do której należy jego Fidesz. "To kolejna jałowa debata" - mówił w 2013 r. w debacie o Węgrzech chadecki europoseł Frank Engel. Jak podkreślał, PE nie może kwestionować decyzji dotyczących zmian w konstytucji, "ponieważ zostały podjęte przez większość dwóch trzecich".
Z kolei eurodeputowany Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (do których należy PiS) ostrzegał przed działaniami władz w Budapeszcie. "Viktor Orban cały czas podkreśla, że Zachód ulega rozpadowi, i sam dąży w kierunku autorytarnego Wschodu. On buduje sobie autorytarny reżim" - mówił przedstawiciel konserwatystów.
"Nie bądźmy hipokrytami i nie róbmy z Węgier chłopca do bicia" - apelował wówczas Zbigniew Ziobro, należący wtedy do frakcji Europa Wolności i Demokracji.
Debaty PE dotyczące wolności mediów odnosiły się również do Rumunii i Francji. Ten ostatni kraj był na cenzurowanym też za deportacje Romów. W 2010 r. francuskie władze w ten sposób rozprawiały się z nielegalnymi koczowiskami, argumentując, że obywatele Rumunii odpowiadają za wzrost przestępczości.
Komisja Europejska sprawdzała wówczas, czy nie dochodzi do dyskryminacji Romów, a PE wzywał Wspólnotę do reakcji na poczynania Paryża.
W 2013 r. europosłowie debatowali na temat działań Szwecji, gdy okazało się, że tamtejsza policja tworzy nielegalnie listy obywateli romskich.
Podobne do polskiego przypadku debaty dotyczące praworządności dotyczyły Rumunii, która w 2012 r. była w poważnym kryzysie politycznym. Tamtejszy rząd ograniczał wówczas uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego. Rok później europosłowie dyskutowali o sytuacji politycznej Bułgarii w związku z wyborami w tym kraju.
Ze Strasburga Krzysztof Strzępka (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze