Policjanci zjawili się przed domem 34-letniego Sebastiana Stephensona znacznie szybciej, niż kiedy oczekiwał od nich pomocy w ujęciu sprawców. Banner wywieszony na domu, ich zdaniem, nawoływał do agresji i powinien zostać zdjęty. W przeciwnym wypadku Londyńczyk zamiast ująć złodzieja, sam trafi do więzienia.
- Byłem strasznie zły na policję. Każdy kojarzy hasło "Poszukiwany: żywy, lub martwy" z zabaw w Indian i kowboi. Nie nawoływałem do przemocy. Zapytałem się zresztą policjantów, czy naprawdę sądzą, że chciałbym zobaczyć trupa na swoim podjeździe - mówi rozeźlony budowlaniec.
34-latek, który tylko w tym roku czterokrotnie był okradany, przez co stracił narzędzia warte w sumie 4 500 funtów, stwierdził w wywiadzie dla "Evening Standard", że napisu zdejmować nie zamierza. Wie, że rosnąca przestępczość nie jest tylko jego problemem, a zaraz po umieszczeniu plakatu zwróciło się do niego siedmiu innych okradzionych sąsiadów.
Po wspólnej analizie nagrań CCTV przekazał nawet policji rysopis podejrzanego i zdjęcia jego samochodu, ale usłyszał jedynie, że policja zajmie się sprawą, gdy otrzyma nazwisko i adres sprawcy.
- Gdyby to stało się w City, wszystkie patrole zostałyby postawione w stan najwyższej gotowości, ale ponieważ dotyczy do zwykłego robotnika z Croydon, to się nie przejmują - stwierdza Brytyjczyk.
Napisz komentarz
Komentarze