Jeżeli Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem w referendum 23 czerwca, najprawdopodobnie system imigracyjny oprze się na punktach, podobnie jak ma to miejsce w Australii. Boris Johnson i Michael Gove, liderzy kampanii Vote Leave, przedstawili wczoraj szczegóły tego planu.
Według niego imigracji mają być oceniani nie przez pryzmat kraju, z którego pochodzą, a jedynie przez umiejętności i kwalifikacje, którymi dysponują. Kluczową z nich ma być znajomość języka angielskiego. System taki nie przewiduje również zgody na imigrację osób po 50 roku życia, o czym politycy już nie wspominali.
Przedstawiając rozwiązania, które mają być remedium na licznych imigrantów z Unii (głównie Polaków i Rumunów), nie pokazano jednak jak wpłynie to na ogólną liczbę imigrantów na Wyspach.
A tymczasem okazuje się, że w krajach korzystających z punktowego systemu imigracyjnego, jest ich po prostu więcej. W USA imigranci stanowią 14,7% populacji, w Australii 28,6%, a w Kanadzie 22,6%. W Weilkiej Brytanii jest ich nieco ponad 13%.
Zwiększona liczba emigrantów odbije się na i tak nienajlepszych statystykach. W zeszłym roku na Wyspy przyjechało o 333 tys. więcej ludzi, niż je opuściło. 196 tys. to przybysze spoza Unii Europejskiej. Z 9 do 13 procent wzrosła również liczba mieszkańców, którzy urodzili się poza Wielką Brytanią.
Napisz komentarz
Komentarze