Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

COOLTURA+: Sztuka z recyklingu

Polski artysta Oskar OK Krajewski jest twórcą niesamowitych rzeźb i instalacji – buduje je z odpadów, przemieniając w prawdziwą sztukę. Jego prace przez 6 miesięcy można było oglądać na czubku „Ogórka”, słynnego wieżowca 30 St Mary Axe, wystawiał się w OXO Tower, a ostatnio jego twórczość zagościła na festiwalu „Winter lights” na Canary Wharf. Około 30 tyś. osób odwiedziło jego wystawę „Recyclism”, która bez wątpienia daje do myślenia!
COOLTURA+: Sztuka z recyklingu

Autor: Fot. Piotr Płaskoń

 

Pochodzisz z Łodzi, ale od 2002 roku mieszkasz w Londynie. Co skłoniło cię do przyjazdu tutaj?

Powodem przyjazdu do Londynu jak dla wielu rodaków były finanse. Studiowałem wtedy na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Program przewidywał dużo pracy na komputerze, a ja nie miałem własnego sprzętu. Postanowiłem więc wyjechać za granicę żeby zarobić na komputer. Plan był, żeby wrócić po dwóch miesiącach. Nie udało mi się uzbierać wystarczających funduszy w tym czasie. Wziąłem więc dziekankę. Po roku podjąłem decyzję, że nie wracam do kraju i będę kontynuował swoje życie tutaj.

Od samego początku twoja praca w Londynie była związana ze sztuką?

Jeśli fryzjerstwo uznamy za sztukę, to tak. Mając 15 lat poszedłem na praktyki fryzjerskie, przez trzy lata szkoliłem się w tym fachu. Z fryzjera stałem się stylistą, ponieważ Londyn jest pod tym względem bardzo inspirujący. Tutaj otworzyłem się na modę i różne style. Mogłem porozmawiać z osobami z całego świata, gdyż tacy ludzie przychodzili do mnie ostrzyc się. Do dziś zdarza mi się, że odzywają się  dawni klienci.

Zawsze powtarzałem jednak, że urodziłem się artystą. Mam zdjęcie jeszcze w sepii, na którym z dumą w zaciśniętej pięści trzymam ołówek, miałem wtedy trzy lata. Pamiętam, że zawsze rysowałem i tworzyłem. To była moja pasja. W 2010 roku pojechałem na trzymiesięczne wakacje z plecakiem po Azji i tam dotarło do mnie, że to, co w życiu chcę robić, to tworzyć sztukę. Zależy mi na tym, aby wznieść ją na kolejny, wyższy poziom.

Najpierw więc były rysunki i malarstwo, a teraz tworzysz skomplikowane rzeźby i instalacje? Skąd ta zmiana?

Tworzyć rzeźby i instalacje zacząłem w 2012 roku. Dziedzina ta wyparła rysunek i malarstwo w czystej postaci. Pierwsza rzeźba zaczęła się tak naprawdę od rysunku na kartonie. Nagle zacząłem wycinać w nim dziury. W końcu ten karton zawinąłem w stożek i wstawiłem światło do środka. Praca cały czas rosła, aż powstała „Amalgamea”. Tej rzeźby nie stworzyłem ze śmieci, ale podczas pracy nad nią powstało tyle odpadów, że zainspirowało mnie to do zrobienia kolejnej pracy. Okazało się dość szybko, że te materiały są niewystarczające, więc zacząłem czyścić swoje mieszkanie z rzeczy zbędnych. Tak właśnie powstało miasto „Recycled Future”. Dotarło do mnie, że będąc artystą masz nieograniczoną możliwość pozyskiwania materiału budulcowego z recyklingu.

Jaka tematyka szczególnie interesuje cię w sztuce?

To wszystko się zmienia jak osobista ewolucja człowieka. Dawniej bardzo kręcił mnie surrealizm. Moim największym guru był Salvador Dali. W rysunku M.C. Escher, niesamowity holenderski grafik, wizjoner, znany z nieskończonych kompozycji o matematycznej precyzji. Zawsze towarzyszyły mi filmy science fiction. Fascynująca jest dla mnie twórczość Stanisława Lema i świat „Gwiezdnych Wojen” George’a Lucasa. W tej chwili napędza mnie cały ruch recyklingowy. Chciałbym się przyczynić do poprawienia naszego życia na planecie. W przyjemny i artystyczny sposób, wykorzystując konwencję science fiction, staram się dotrzeć do widza z przekazem, jaki niesie moja sztuka.

Jaki to przekaz?

Żebyśmy zastanowili się za każdym razem, gdy chcemy kupić coś nowego, czy naprawdę jest nam to niezbędne. Żeby nie dać się zwariować. Nie podążać za modą, nie budować za wszelką cenę swojej wartości na tym co się posiada, ciuchach, elektronice, ilości lajków na portalach społecznościowych. Zamiast tego warto porozmawiać twarzą w twarz ze swoimi bliskimi.

Staram się dotrzeć też do rodziców, żeby nie rozpieszczali swoich dzieci za każdym razem, kiedy jest tylko ku temu okazja. Uczy to jedynie konsumpcjonizmu. Nie daje prawdziwego szczęścia.

Twoja instalacja „Recyclism”, która została stworzona głównie z materiałów pochodzących z recyklingu, w tym roku była jedną z głównych atrakcji festiwalu „Winter lights” na Canary Wharf. Jak doszło do tej współpracy?

Zgłosiłem się do organizatorów. Zaprezentowałem swoje prace, bardzo im się spodobały. Stwierdzili również, że świetnie wpisują się w tegoroczny temat „Sustainability” – zrównoważony rozwój.

Czym jest „Recyclism”?

"Recyclism" to platforma dla artystów tworzących sztukę z odpadów, plastiku i wszystkich niechcianych już przedmiotów. Jako twórca mam nadzieję, że „Recyclism” stanie się ważnym nurtem w sztuce XXI wieku i przyczyni się do lepszego życia na Ziemi.

Do skonstruowania niektórych ze swoich rzeźb użyłeś ok. 25 tys. elementów. Skąd bierzesz materiały budulcowe i jaki najdziwniejszy przedmiot wykorzystałeś dotychczas?

Zbieram wszystko, znajduje rzeczy na ulicy. Ludzie wiedząc czym się zajmuję, przynoszą mi ciekawe rzeczy. Nie mam już gdzie tego składować. Moja praca nigdy się nie kończy. Do jednej z ostatnich instalacji użyłem szczypiec kraba… jadłem zupę z owoców morza, uderzyło mnie ich piękno. Postanowiłem ich nie wyrzucać. Wyczyściłem, polakierowałem i przymontowałem do jednej z instalacji. Lubię wprowadzać ludzi w stan konsternacji, zaciekawienia, dać im powody do myślenia.

Przypominasz sobie moment, w którym jako artysta poczułeś potrzebę wypowiedzenia się na temat kondycji otaczającego nas świata?

Szczególnie poruszył mnie wakacyjny wyjazd na Malediwy. Z jednej strony to jest przepiękne miejsce na ziemi, ale w tym raju kryje się również małe piekło. Jest tam ogromny problem ze śmieciami. Na plaży hotelowej wszystko jest czyste i wysprzątane, ale jak się tylko przejdzie kawałek dalej, wzdłuż wybrzeża piętrzą się plastikowe śmieci, które przypływają z zewsząd, z Azji, a może nawet z Europy. Wstrząsający widok.

Przyszedł mi wtedy do głowy pomysł, że chciałbym pójść któregoś dnia do tamtejszej lokalnej szkoły, poprowadzić wykład, a później wziąć dzieciaki i wspólnie posprzątać plażę na jednej z wysp. Z zebranych śmieci zrobiłbym olbrzymią rzeźbę.

Czy twoje prace są trochę przestrogą, pokazującą w jakim świecie może przyjść nam żyć, jeśli się w porę nie opamiętamy?

Tak. Już w tym momencie budowane są domy z butelek, puszek czy plastiku. Technologia drukowania 3D daje możliwość wyprodukowania z przetworzonego plastiku wszystkiego tego, co nam się zamarzy. Mój projekt o nazwie „Kolonia na Marsie 2071” zawiera ideę, że wszystko na marsjańskie, zostało wydrukowane taką drukarką 3D. Wierzę, że jak już dojdziemy do czasów, w których faktycznie będziemy mieli kolonie na innych planetach, wszystko co zostanie tam wytworzone, będzie ponownie przetwarzane. Nic nie będzie się marnować.


Rozmawiała Marietta Przybyłek
 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama