I nie jest to kwestia wyboru. Jedynie 11 proc. ankietowanych powiedziało, że woli wynajmować, niż kupić. Pozostali zwracali uwagę na ceny, które powodują, że zakup domu lub mieszkania jest dla nich nierealny. Połowa pytanych zwracała uwagę na to, że koszty depozytu, podatków oraz opłaty dla agencji nieruchomości przekraczają ich możliwości finansowe. Ponad 30 proc. za niemożliwą do udźwignięcia uważało wysokość rat kredytu mieszkaniowego.
Jednocześnie cały czas spada odsetek tych mieszkańców Wysp, którzy mogą się pochwalić posiadaniem nieruchomości. Jeszcze osiem lat temu do tej grupy należało 73 proc. z nich. Dziś – 65 proc. Jednym z powodów ma być wysoki koszt wkładu własnego, na który – jak szacuje Resolution Fundation – trzeba oszczędzać 24 lata. Choć - to wiele mówi o tym, co jej analitycy uważają za oszczędzanie - jest tak, kiedy odkłada się zaledwie 5 proc. tzw. wolnego dochodu.
Prognozy mówią też, że sytuacja raczej się nie polepszy, bo przynajmniej do 2020 roku ceny nieruchomości mają rosnąć szybciej niż płace. Powodem jest presja demograficzna oraz imigracja na Wyspy. Szacuje się, że żeby zaspokoić rosnący popyt co roku musiałoby powstawać co najmniej 300 tys. nowych mieszkań oraz domów. Tymczasem wielki plan „budownictwa mieszkaniowego” George'a Osborne'a zakłada wybudowanie 400 tys. nowych mieszkań. Do końca... dekady.
Napisz komentarz
Komentarze