Obecnie wielkie sieci handlowe mogą sprzedawać swoje towary przez 6 godzin w niedzielę. Zmiany w przepisach oznaczałyby, że samorządy mogą znieść ten limit i pozwolić konkretnym przedsiębiorcom na dłuższy handel w weekend.
Konserwatyści mają co prawda w parlamencie bezwzględną większość, ale akurat ta ustawa nie przypadnie do gustu wszystkim torysom. Parlamentarzyści, którzy prezentują konserwatywne i religijne skrzydło partii mogą mieć problem z liberalizowaniem handlu w dniu, który należy święcić.
Dlatego też odpowiednik polskiego ministra finansów szuka zwolenników zmian wśród opozycyjnych polityków. Nie będzie to proste, bo Partia Pracy od początku sprzeciwiała się zmianom, a wczoraj szkoccy nacjonaliści również postawili weto.
"Nie jesteśmy przeciwni otwarciu sklepów w niedzielę, ale jeżeli rząd naprawdę chce przeprowadzić zmiany, nie powinien tego robić na plecach robotników" przekonuje Angus Robertson szef klubu SNP w parlamencie. Dodaje również, że 94 procent pracowników hipermarketów w Szkocji dostaje za pracę w niedzielę 150, albo 200 procent dniówki, a postulowane zmiany mogą nakłonić sieci do szukania oszczędności poprzez obniżanie im płacy.
Okazuje się nawet, że nie wszystkie wielkie sklepy byłyby zadowolone z nowego prawa, na co zwrócił uwagę prezes Sainsbury. Zdaniem kierownictwa sieci hipermarketów nowe przepisy dają zbyt wielką dowolność samorządom, co może prowadzić do nadużyć. Ponieważ zgodę na dłuższy handel wydaje się z osobna każdemu podmiotowi, sieć obawia się, że możliwa jest sytuacja, w której jeden sprzedawca otrzymuje taką zgodę, a inni sprzedawcy muszą nadal otwierać sklepy tylko na wyznaczony czas.
Napisz komentarz
Komentarze