Do swojej pozycji doszedł ciężką pracą. Start w życie miał przeciętny. Zrobił z nim jednak bardzo dużo. Khan urodził się w Szpitalu św. Jerzego w londyńskim Tooting, a dorastał w mieszkaniu komunalnym w Earsfield. Miał siedmioro rodzeństwa. Był piątym dzieckiem z kolei. Był też, właściwie jest, dzieckiem imigrantów. Pierwsi z rodziny z Pakistanu do Anglii przypłynęli jego dziadkowie. Później w ich ślady podążyli rodzice, którzy – jak wspomina Khan – robili, co mogli, by utrzymać rodzinę. - Mój ojciec pracował tyle godzin, ile Bóg zesłał kierowcy autobusu. Kiedy były nadgodziny do wzięcia, brał je. Matka nie tylko odchowała ośmioro dzieci, ale też pracowała w domu jako krawcowa – opowiada dziś nowy burmistrz Londynu i wspomina, że u niego w domu, kiedy tylko dało się pójść do pracy, to się do niej szło. Khan rozdawał gazety, pomagał na budowie.
I uczył się. Szkołę skończył średnią. Z niej udało mu się trafić na studiana University of North London. Dyplom obronił z prawa, wyspecjalizował się w prawach człowieka. Zaczął pracę w kancelarii, szybko został w niej partnerem, by w końcu rzucić tę ścieżkę kariery na rzecz polityki. W tej pierwsze kroki, w latach 1994 – 2006, stawiał w radzie Wandsworth. Stamtąd trafił do parlamentu, w międzyczasie uczestnicząc w sprzeciwie laburzystów wobec brytyjskiej interwencji w Iraku, a z tego trafił do gabinetu, w którym objął funkcję ministra transportu.
W ten sposób stał się pierwszym muzułmaninem, który zasiadł w brytyjskim rządzie.
Muzułmanin i socjaldemokrata
- Na jaką biblię chcesz przysięgać? - wspomina pytanie, które padło przed ślubowaniem. - Na Koran – odpowiedziałem, ale nie mieli, dodaje, musiałem przynieść własny. Choć co do jego wiary w islam, mówiąc pół żartem, pół serio, pojawiły się poważne wątpliwości. Wszystko przez to, że głosując w parlamencie poparł wprowadzenie małżeństw homoseksualnych, co nie spodobało się jednemu z radykalnych imamów. Ten ogłosił fatwę, w której ogłaszał wobec Khana coś w rodzaju ekskomuniki. Polityk się tym jednak specjalnie nie przejął, choć nalegano, by przyjął ochronę.
Sam się jednak islamu nie wyrzeka i wcale przywiązania do niego nie ukrywa. Zgodnie z jej nakazami – nie pije alkoholu. Zresztą w ogóle prowadzi tryb życia, który pozwolił mu w 2014 roku przebiec londyński maraton. Podkreśla, że jest muzułmaninem i jest to jedna z cech, którymi można go opisać. Każdego w tym mieście da się przypisać do wielu kategorii – mówi. - To część tego, kim jestem – to najlepsza metoda, żeby to opisać, bo jestem o to często pytany. Wszyscy mamy wielorakie tożsamości: ja jestem londyńczykiem, jestem Brytyjczykiem, jestem Anglikiem, mam azjatyckie korzenie i pakistańskie dziedzictwo, jestem ojcem, jestem mężem, jestem od dawna cierpiącym fanem Liverpoolu, jestem laburzystą, jestem fabianem i jestem muzułmaninem – tłumaczył Khan w rozmowie z „New Statesman”.
- Skąd jesteś? - zapytał innym razem dziennikarza „Guardiana”. - Z Manchesteru – usłyszał. - Przyjeżdżacie tutaj, Zabieracie naszą pracę. Nasze kobiety. Cholerni imigranci! - roześmiał się.
Jego żoną jest prawniczka Saadiya Khan. Ma też dwie córki.
Ale obok bycia mężem i ojcem, jest też człowiekiem lewicy - „jestem laburzystą, jestem fabianem”. Nie jest wprawdzie rasowym socjalistą jak Jeremy Corbyn i Ken Livingstone, ale jest wystarczająco wyrazistym socjaldemokratą, by mawiano o nim leftie. Gdy okazało się, że to on będzie kandydatem laburzystów na stanowisko burmistrza Londynu, tabloid „The Sun” zamieścił zdjęcie, w którym zaprezentował go jako Obywatela Smitha - to główny bohater popularnego w latach 70. brytyjskiego sitcomu, który był młodym marksistą, starającym się we wszystkim naśladować Che Guevarę. Tego „wpięto” zresztą na zdjęciu w klapę koszuli Khana, a fotografię podpisano: „Power to the people” („Władza dla ludu”).
Jaki będzie Londyn Khana?
I jako człowiek lewicy w kampanii odwoływał się do największej bolączki miasta – cen. Wiele mówił o mieszkaniach (ma zamiar budować komunalne), czynszach (zapowiedział miejską agencję najmu oraz wzięcie się za nieuczciwych wynajmujących), transporcie (obiecał zamrożenie cen biletów TfL do 2020 roku) i korzyściach, które Londyn czerpie z bycia w Unii Europejskiej. (- 43 proc. londyńskiego eksportu trafia do UE – mówił). Główny przekaz był jednak taki, że będzie kierował Londyn w kierunku miasta, na które stać jego mieszkańców. Takiego, z którego ludzie nie uciekają, bo nie stać ich na opłacenie czynszu.
- Londyn to najwspanialsze miasto świata, ale jesteśmy na rozdrożu. Londyńczycy muszą się z niego wyprowadzać z powodu torysowskiego kryzysu mieszkaniowego, kosztów podróży do pracy oraz braku możliwości, które Londyn dał mnie. Jeżeli nie zaczniemy działać, będzie za późno. Chcę budować Londyn, w którym wszystkich stać na dach nad głową i dojazd do pracy, w którym mieszkania i transport nie są powodem zmartwień oraz stresu – przemawiał obiecując, jak będzie.
Trzeba jednak pamiętać, że wszystko to są obietnice i starannie opracowany wizerunek.
Obietnice są trafnie wybrane, a wizerunek przekonujący – to prawda.
Ale jak będzie, dopiero się przekonamy.
Wypada jednak trzymać kciuki, by Khanowi się powiodło. Wszak jeżeli uda mu się zrobić to, co obiecał, to wszystkim w Londynie będzie sie żyło lepiej.
Napisz komentarz
Komentarze