Prawdopodobieństwo wzięcia udziału w zamieszkach jest - zdaniem burmistrza - większe w przypadku osób, które miały już kontakt z policją. "To jest problem, z którym musimy się zmierzyć - mówił Johnson w Izbie Gmin. - Jako społeczeństwo musimy zapytać, co się dzieje z tymi ludźmi, gdy trafiają do więzienia. W jaki sposób zmieniamy ich życie, żeby po wyjściu na wolność nie wrócili z powrotem do gangów?".
Podobny pogląd wyraził na łamach wtorkowego "Guardiana" brytyjski minister sprawiedliwości Kenneth Clarke, który tak jak Johnson jest konserwatystą. W opinii Clarke'a, zamieszki pokazały konieczność zmiany wadliwego systemu sprawiedliwości, który doprowadził do powstania "zdziczałej podklasy" recydywistów.
"Moim zdaniem, zamieszki można po części rozumieć jako wybuch skandalicznego zachowania klas przestępczych, jednostek i rodzin mających już do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, których poprzednie kary niczego nie nauczyły" - napisał w dzienniku Clarke.
Po rozruchach liczba osadzonych w brytyjskich więzieniach wzrosła do rekordowego poziomu. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w związku z zamieszkami przed sądem stanęło ponad 1,5 tys. osób. Ok. 22 proc. z nich to niepełnoletni, a 91 proc. stanowią chłopcy i mężczyźni.
Przyczyną zamieszek była śmierć czarnoskórego 29-latka, zastrzelonego przez policję podczas próby zatrzymania 4 sierpnia w londyńskiej dzielnicy Tottenham. Chaos i przemoc zawładnęły miastem na cztery dni. W zamieszkach zginęło łącznie pięć osób.
Burmistrz Johnson poinformował ponadto, że w przyszły poniedziałek zostanie wybrany nowy szef stołecznej policji. Przed nim trudne wyzwanie, bo Londyn będzie w przyszłym roku gospodarzem igrzysk olimpijskich - pisze Reuters.
Dotychczasowy szef Scotland Yardu Paul Stephenson zrezygnował ze stanowiska w lipcu br. po krytyce, jaka spadła na londyńską policję w związku z aferą podsłuchową w należącej do potentata medialnego Ruperta Murdocha gazecie "News of the World".
Napisz komentarz
Komentarze