Rozruchy wybuchły początkowo w dzielnicy Tottenham w północnym Londynie. Czarnoskórzy mieszkańcy zorganizowali tam wiec przed posterunkiem policji domagając się wyjaśnień ws. śmiertelnego postrzelenia przez policję kilka dni wcześniej Marka Duggana podejrzewanego o handel narkotykami. Wiec przerodził się w brutalne zajścia.
W następnych dniach doszło do chuligańskich rozruchów w innych dzielnicach połączonych z podpaleniami, plądrowaniem sklepów i niszczeniem mienia. Skala zajść przytłoczyła policję. Do zajść doszło także w innych miastach, m. in. Manchesterze, Solihull, Birmingham i Cheltenham.
Według ministerstwa sprawiedliwości, policja ujęła 1292 sprawców wykroczeń, którym sądy wymierzyły średnio wyrok 16,8 miesiąca pozbawienia wolności, co łącznie daje 1808 lat. 692 osoby skazane w ramach rozprawy z uczestnikami zajść wciąż przebywają w więzieniu.
Przygotowaniem aktów oskarżenia dla sądów zajmowała się 30-osobowa komórka z udziałem 10 prokuratorów. Najmłodszy z uczestników zajść liczył 11,5 roku, a najbardziej szokująca sprawa dotyczyła matki i córki wspólnie zaangażowanych w grabież mienia - donosi BBC.
O przykładowe ukaranie sprawców apelował premier David Cameron. Wielu z nich zidentyfikowano w oparciu o materiał z ulicznych kamer. Ale rok po zajściach prokuratura wciąż nie uporała się ze wszystkimi sprawcami i nadal ma do czynienia z ok. 10. sprawami na tydzień.
70 mln funtów dodatkowo przeznaczono na gminy Londynu i programy aktywizacji zawodowej młodocianych, by zapobiec powtórce wykroczeń przeciw porządkowi publicznemu na podobną skalę. Jak zauważył burmistrz Londynu Boris Johnson, "głębokie społeczne problemy (tkwiące u podłoża rozruchów) wciąż wymagają rozwiązania".
W niektórych dzielnicach Londynu, w tym w Tottenham na głównej ulicy, wciąż widać pozostałości po ubiegłorocznych rozruchach.
Napisz komentarz
Komentarze