Nie poznałam cię. Gdyby nie telefon nie znalazłybyśmy się...
Wiem (śmieje się). Mam ten komfort, że na ulicy nikt mnie nie rozpoznaje.
Twoje piosenki słychać we wszystkich stacjach radiowych, ale ciebie nie ma w kolorowych pismach. W jaki sposób się promujesz?
Postawiałam sobie za punkt honoru, żeby zainteresować tym, co mam do powiedzenia, a nie tym, jak wyglądam, czy kiedy wywołuję skandal.
Dziś nie jest ci to potrzebne, bo płyty świetnie się sprzedają. Ciekawa jestem, jak na początku docieraliście do słuchaczy?
Docieraliśmy bardzo powoli, dlatego to wszystko trwało dwanaście lat. Gramy od 1994 roku. Najdziwniejsze jest to, że kiedy jedziemy na koncert do małego, czy dużego miasta, do wsi, idę sobie ulicą i nikt nawet nie wie, kim jestem. Wychodzimy na scenę, padają pierwsze dźwięki, a wszyscy pytają: „To wy macie ten numer?”
Wasza pierwsza płyta wyszła dziesięć lat temu.
Kiedy myśmy wydawali pierwszą płytę, czyli 1997-98, to był okres, kiedy pojawiło się sporo wykonawców letnich, jednosezonowych. Również i my, byliśmy wrzuceni do tego nurtu przez dziennikarzy muzycznych. Byliśmy postrzegani, jako ci, którzy za chwilę znikną. Wiedziałam, że tak nie będzie, że za dużo się jeszcze w nas kłębiło, żeby od tak się poddać.
Czy w składzie zespołu następowały zmiany?
Naturalnie. Odpadli ci, co mieli odpaść, bo twierdzili, że nie warto, bo to nie ma szans, bo inni już dawno zniknęli, więc my też za chwile przepadniemy. Nie wierzyli, odpadli. Poszli pracować gdzie indziej. Nie mam do nich żalu. Po prostu, wtedy nie czuli tak, jak myśmy to czuli, nie byli przekonani, że prędzej czy później się uda. Jednak nasza trójka od początku trzyma się razem. Tak naprawdę, to dopiero od kilku lat mamy stałego menadżera i stałą grupę, z którą pracujemy na koncertach.
Ile czasu upłynęło od momentu, kiedy uświadomiłaś sobie, że chcesz żyć z muzyki, do momentu, kiedy tak się właśnie stało?
Dwadzieścia pięć lat. Długi okres. Tak naprawdę, to dopiero kilka lat temu poczuliśmy stabilizację, taki rodzaj komfortu, że przede wszystkim możemy robić to, co kochamy, a dodatkowo daje nam to pełną stabilizację finansową.
Rodzice pomogali?
Tak. Na początku opłacali mi kawalerkę w Warszawie. Porównując ceny krasnostawskie i warszawskie, wiem ile to ich kosztowało. Ja sama czepiałam się różnych zajęć, ale cały czas uważałam, że to jest moment przejściowy.
Miałaś przeczucie?
Wiesz, to nie było przeczucie, to była pewność, że się uda.
Taka bezczelna pewność?
Taka bezczelna pewność, że się uda (uśmiecha się). Ja to tak głęboko czułam, że nie brałam innej opcji pod uwagę, postawiłam wszystko na jedną kartę, jeśli chodzi o muzykę.
Zdobyłaś zawód?
Zaczęłam studia pedagogiki specjalnej, ale nie skończyłam. To był tryb zaoczny, a my mieliśmy akurat gorący okres naszej działalności. Nie mogłam tego pogodzić. Pewnie skończyłabym uczelnię tyle, że ja cały czas czułam, że to nie jest to, co chcę w życiu robić. Nie byłam przygotowana do bycia pedagogiem, zwłaszcza specjalnym. To nie jest moja bajka. Poszłam tam dla spokoju sumienia własnego i moich rodziców.
Warszawa. Który to przystanek?
Drugi.
Ostatni?
Drugi i ostatni, po mojej rodzinnej miejscowości - Krasnymstawie, gdzie się urodziłam, wychowałam i gdzie w największej mierze ukształtowałam.
Stolica szybko przyjęła cię z otwartymi rękami?
Nie, nie szybko. Krasnystaw jest cichszym i bardziej przyjaznym dla człowieka miejscem. Męczyłam się na początku. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, w dużej mierze dlatego, że nie miałam przyjaciół i znajomych. Męczyło mnie powietrze, hałas, brak rodziny i niepewność przyszłości.
Czy to sprzyja tworzeniu?
Powstawały jakieś rzeczy na początku tylko, że strasznie smutne.
Piszesz nie tylko dla siebie. W przyszłości chcesz tworzyć także dla innych wykonawców. Czy to znaczy, że podejrzewasz siebie o takie pokłady twórcze?
Tak.
Czym podlewasz tą „ziemię”, że wydaje owoce? Czego słuchasz, gdzie bywasz?
Muzyka otacza mnie cały czas, jeśli nie robię swoich rzeczy, słucham muzyki. Zdarza się, że słyszę jakieś dźwięki, które potrafią poruszyć mnie na tyle wewnętrznie, że chce mi się płakać. Koło trzydziestki zaczęłam rozumieć bardziej to, co śpiewam, już nie wstydzę się emocji.
Płaczesz na filmach?
Jak każda wrażliwa kobieta płaczę na filmach, ale nie sądzę, że jestem beksą.
Pani Elżbieta Zapendowska powiedziała mi ostatnio, że nasz głos z biegiem czasu wyraźnie zmienia się. Niezależnie od tego, czy śpiewamy, czy nie. Zauważasz to u siebie?
Oczywiście.
Kiedy śpiewasz czy kiedy mówisz?
Kiedy śpiewam. Gdy słucham swoich nagrań sprzed lat, to faktycznie mam wyższy głos. Bardzo młode osoby i dzieci, mają głosy czystsze. Później, na jego zmianę wpływa za dużo czynników: picie, palenie, nawet przebywanie w towarzystwie osób palących, czy niedosypianie. Muzyk do pewnego momentu rozwija się technicznie, później również emocjonalnie. Zauważyłam duże różnice pomiędzy nagraniami obecnymi i tymi starszymi. Wtedy myślę sobie: Boże, jak ja to beznamiętnie zaśpiewałam. Wyśpiewałam to po prostu precyzyjnie, ale na sucho. Teraz bym to zrobiła inaczej. Naturalnie, nie można generalizować. Zdarza się taka osiemnastolatka, która czuje klimat i złapie od razu.
Kiedy to nastąpiło u ciebie?
Gdy miałam lat 25-26 lat nauczyłam się okazywać emocje w życiu i w muzyce. Kiedyś miałam z tym problem. Nie przepadam za zmysłowością w tekstach. Mogę coś ubrać w dźwięki i to może być zmysłowe, ale bardzo subtelnie.
Ile powstaje twoja piosenka?
Nie ma na to reguły. Raz w przeciągu kilku minut wyszedł cały utwór. Miałam pomysł od razu, jak to ma wyglądać, wiedziałam jak ma brzmieć tekst. Wszystko w ciągu kolejnych pięciu minut na kolanie. Z drugiej strony, zdarzają się takie utwory, że przerabiamy je przez dwa tygodnie i do końca nam nie pasują. Dopiero w ostatecznej wersji jesteśmy wszyscy zadowoleni. Czasami siedzę w samochodzie i coś mi wpada do głowy.
Co wtedy robisz?
Po prostu zatrzymuję się, żeby to zapisać.
Jak wygląda codzienna praca całego zespołu, na przykład w kwietniu. Czy możemy mówić o regularności w pracy? Jak często występujecie przed publicznością?
Akurat w kwietniu to jest jeszcze okres, kiedy nic się nie dzieje.
A kiedy zaczyna?
Od maja pracuje się bardziej intensywnie. Wtedy gramy praktycznie w każdy weekend. My mamy własne studio, więc w międzyczasie nagrywamy nie tylko swoje utwory, ale też i innych artystów.
Czy występowaliście dla Polonii?
Nie, nie mieliśmy jeszcze okazji. Były pewne propozycje ze Stanów Zjednoczonych czy z Irlandii, ale na rozmowach się skończyło. Ostatnio dostaliśmy koleją propozycję, którą rozważamy. Może…
Więc, może to będzie pierwszy krok?
Dobrze (uśmiecha się).
Zespół Goya powstał w 1995 roku. Jego wokalistką jest Magdalena Wójcik. Grupę tworzą jeszcze Grzegorz Jędrach i Rafał Gorączkowski. Ich najsłynniejsze utwory to: „Smak słów”, „Mój” „Kawałek po kawałku”, „Tylko mnie kochaj”, „Piękny czas”, „W zasięgu Twego wzroku”.
Pewność, że się uda
Magda Wójcik nie jest osobą z pierwszych stron gazet, bo zespół GOYA nie zabiega o popularność, a mimo to, ich płyty sprzedają się bardzo dobrze. To wbrew prawom rynku!
- 21.02.2009 15:00 (aktualizacja 31.07.2023 02:55)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze