Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Londyn zapamiętałam przez pryzmat tłumu ludzi

Pobyt w Londynie nagrodą czy karą? Odpowiedź niesie życie. KATARZYNA NOWICKA dziennikarka TVP.



Jak długo mieszkałaś w Londynie?
2,5 roku. Przez parę lat wcześniej bywałam tu, robiąc rzeczy newsowe. Gdy coś się działo w Londynie, wysyłali mnie. Tak było, gdy w londyńskim metrze wybuchły bomby. Zapamiętałam to miasto przez pryzmat tłumu ludzi, mało przyjazne i ogromne, straszliwie mi się nie podobało. Nie starałam się nigdy o placówkę w Londynie tylko w Brukseli. Z wykształcenia jestem europeistą, przed wyjazdem w redakcji „Wiadomości” zajmowałam się rzeczami związanymi z Brukselą, obsługiwałam szczyty europejskie. Stanowisko korespondenta w Brukseli było najbardziej naturalne.

Wyjazd do Londynu musiał wydać się stratą.
A żebyś wiedziała, że w pierwszej chwili tak. Byłam rozczarowana.

Zdanie zmieniłaś?
Tak (uśmiecha się). Poza tym, tu urodził się mój syn.

Czy poznałaś i zrozumiałaś Brytyjczyków?
Nie. To wymaga niezmiernie dużo czasu. Trudno mi pojąć brytyjski model rodziny. My bardziej lgniemy do siebie, oni żyją osobno. Mam wrażenie, że w tych rodzinach jest raczej zimno.

Nie słyszałam tu o sytuacji, w której babcia oddaje emeryturę niezaradnemu synowi  i jego rodzinie; pięćdziesięciolatkowie czekają tylko na przejście na rentę lub inne świadczenie socjalne albo rodzice bez obiekcji korzystają z pracy dzieci, będących jeszcze na dorobku.

To prawda nie ma takiego dziedziczenia niezaradności życiowej. Brytyjskie społeczeństwo stymuluje do podejmowania walki.

Jeżeli już żyje się na cudzy koszt, to raczej państwa a nie swoich dzieci. Nie ma dziedziczenia kłopotów.
Nasz model jest absolutnie zdegenerowany. Nie promuje jednostek, które chcą coś robić, a z drugiej strony traktuje nepotyzm i swojego rodzaju „klanowość”. Dzieci lekarzy muszą być lekarzami, tylko dzieci prawników – prawnikami, nawet dzieci dziennikarzy są dziennikarzami. Nie liczy się to, co sobą reprezentujesz. Rafał Ziemkiewicz napisał w jednej ze swoich książek, że życie w Polsce jest jak pływanie w kisielu. Niby pływasz i wszystko jest ok, ale każdy ruch wymaga od ciebie więcej wysiłku. Możesz pływać w tym kisielu do końca życia. Chyba że wyjedziesz z Polski i przekonasz się jak się pływa w wodzie.

Na ile poznałaś siebie i zmieniłaś zdanie o sobie, dzięki zagranicznym wyjazdom?
Ja lubię ryzykować, potrzebuję adrenaliny. Ten próg ryzyka, który mam w siebie wbudowany jest chyba dużo wyższy, niż u innych ludzi. W moim zawodzie to cecha, bez której nie da się funkcjonować. Musisz też błyskawicznie dostosowywać się do miejsca, w którym jesteś.

Czym zaskoczyli cię Brytyjczycy?
Tym, że jednak o Polsce trochę wiedzą, pamiętają nasz wkład w historię. Wiedzą o „Solidarności”, Wałęsie, przemianach 1989 roku. Zaskoczyła mnie uprzejmość, którą na początku uważałam za sztuczną, ale później przekonałam się, że sprawia, że twój dzień jest lepszy.

Czy nie odnosisz wrażenia, że w kraju coraz mniej mówi się o zagranicy, jakbyśmy odrywali się od Europy?
Gdy zaczynałam pracę, bez wiadomości z zagranicy nie było dziennika. Robiliśmy krótkie bloczki z różnych światowych wydarzeń. Ostatnio we wszystkich stacjach, „zagranica” zaczyna znikać, staje się działką dla hobbystów. Szefowie wszystkich stacji, mojej też, tłumaczą, że na zagranicy w dziennikach spadają słupki.

Widz z Polski przesycony jest informacjami z zewnątrz?
Tego nie wiem.

Przecież w kraju nic ciekawego się nie dzieje, prócz stałych konfliktów na te same tematy.

Telewizja odchodzi od dziennikarstwa informacyjnego sensu stricto. Newsy to są zazwyczaj rzeczy, o których albo rano napisały gazety, albo są to ciągnące się długo historie. Mało jest dziennikarstwa, które chodzi, tropi, śledzi, wynajduje swoje własne informacje, takie, które kiedyś było „zawodem społecznego zaufania”. Mam wrażenie, że forma staje się ważniejsza od treści. Kiedyś dostaliśmy wyniki badań, z których wynikało, że 60 proc. widzów nie rozumie tego, co się do nich mówi w dziennikarstwie informacyjnym podawanym w telewizji.

Twoja najlepsza relacja z Londynu?

Staraliśmy się o nią prawie trzy miesiące. W październiku jest zmiana czasu, więc zrobiliśmy materiał z wnętrza Big Bena. Sfilmowaliśmy zegar od podłogi po wieżę. Panowie pokazali nam sposób, w jaki przestawia się tego staruszka. To było trudne do zorganizowania, ale niesamowicie ciekawe.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama