Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Slav Rawicz – prawda i fikcja

Książkę „The Long Walk” (Długi Marsz) Sławomira Rawicza (1915-2004) opublikowaną w 1955 roku czyta się jednym tchem.


Autor po wojnie osiadły w Nottingham, opisuje w niej jak w 1941 roku wraz z 6 towarzyszami z pomocą żony komendanta zbiegł z łagru na Syberii w czasie zamieci śnieżnej i przez 11 miesięcy przemierzył na piechotę trasę ponad 6 tys. km przez Mongolię, Tybet i Himalaje do Indii.
Trzech zbiegów zmarło po drodze z wycieńczenia. Po odzyskaniu sił w Indiach w 1942 roku wyjechał na Środkowy Wschód, gdzie chodził do szkoły kadetów, a następnie w 1944 roku przybył do Anglii, by uczyć się na pilota. Historię ucieczki opowiedział dziennikarzowi Ronaldowi Downingowi, który namówił go do jej spisania i pomógł mu w tym. Książka Rawicza rozeszła się w pół milionie egzemplarzy i została przetłumaczona na 25 języków.

Pierwsza zagadka
Wątpliwości, co do autentyczności relacji Rawicza pojawiły się od początku. Angielscy krytycy zakwestionowali opisane przez niego spotkanie z parą yeti – ludzi-małp żyjących w śniegach Himalajów. Ostatecznie uznano, iż jest to szczegół nieumniejszający jego wstrząsającemu świadectwu umiłowania wolności i siły charakteru. Opublikowanie Długiego Marszu zbiegło się ze stłumieniem powstania w Budapeszcie z 1956 roku, gdy w Anglii patrzono na Stalina bez dawnego sentymentu z czasów wspólnej wojny z Hitlerem.
Relację opisaną w Długim Marszu podważył reporter BBC Hugh Levinson w oparciu o badania archiwalne. Według niego książka Rawicza jest albo fantastyką, albo opisem losów kogoś innego, które Rawicz poznał, spisał i opublikował pod swoim nazwiskiem. Najważniejszy dowód na podważenie autentyczności historii Rawicza znalazł reporter BBC w Instytucie gen. W. Sikorskiego w Londynie. Z dokumentów tam przechowywanych wynika, iż Rawicz, korzystając z tzw. amnestii przewidzianej w pakcie Sikorski-Majski, wstąpił do armii polskiej w Rosji w 1942 roku pod nazwiskiem Rościsław Rusiecki, w czasie, w którym według swej książki pod nazwiskiem Rawicz przebywał w Indiach. Tym samym nie mógł wstąpić do Wojska Polskiego na Środkowym Wschodzie, bo już w nim był pod innym nazwiskiem.

Wątpliwości cd.

Rawicz nie przyznaje się do używania innego nazwiska, zaś jako Sławomir Rawicz nie figuruje na spisach więźniów gułagu. Ze źródeł sowieckich wynika też, iż nie był zesłany do łagru w oparciu o sfingowane oskarżenie o szpiegostwo, jak twierdzi, lecz za zabójstwo oficera NKWD. Inne dokumenty odnalezione w jego rodzinnym Pińsku zestawione z dokumentami w Instytucie gen. Sikorskiego wskazują, iż Rusiecki i Rawicz to jedna i ta sama osoba, ponieważ data urodzenia i inne dane osobowe są te same. Okazuje się też, iż ojciec Rusieckiego-Rawicza w rzeczywistości nie był właścicielem ziemskim, katolikiem, artystą i patriotą, jak go opisał syn, lecz rosyjskim prawosławnym księdzem. Sam Rawicz przyznawał się tylko do matki Rosjanki.

Ucieczka z łagru
Do rozwiązania zagadki Slava Rawicza przybliża nas majowe wydanie miesięcznika Reader’s Digest, w którym dziennikarz John Dyson przypadkowo usłyszawszy o wojennych losach 87-letniego weterana Polskich Sił Zbrojnych Witolda Glińskiego i namówił go do opowiedzenia mu o nich. Gliński mieszkający przed wojną w miejscowości Głębokie na Wileńszczyźnie, po wybuchu wojny został wywieziony wraz z rodzicami w głąb Rosji, rozdzielony z nimi, więziony na Łubiance i w wieku niespełna 17 lat skazany na 25 lat ciężkiej pracy przymusowej.
Do pracy zgłosił się jako drwal. Sobie tylko znanym kodem oznakowywał drzewa zaznaczając kierunek na południe. Łagier, w którym przebywał oddalony był o ponad 2,5 tys. km. od granicy z Chinami. W lutym 1941 roku wraz z sześcioma towarzyszami, dzięki pomocy żony komendanta łagru Marii Uszakow, która w zamian za naprawę radia dała mu buty i ciepłą odzież, wyruszył w pieszą podróż przez Mongolię, Chiny i Tybet do Indii, podkopując się pod ogrodzeniem w czasie zamieci. Wraz z nim, korzystając z podkopu, zbiegło 6. współwięźniów: tajemniczy Amerykanin, który w chwili aresztowania pracował w Moskwie jako inżynier, Ukrainiec Batko ścigany w swym kraju za zabójstwo, Zaro – właściciel kawiarni w Jugosławii i trzech Polaków – byłych żołnierzy kampanii wrześniowej.

Droga do... Anglii

Trasę przebyło 4 spośród nich w 11 miesięcy, docierając do celu w styczniu 1942 roku. W chwili, gdy ledwie żywych uciekinierów znalazł patrol Gurków, Gliński był skrajnie wyczerpany, bliski śmierci. Żaden z jego trzech polskich towarzyszy wyprawy nie przeżył marszu. Maszerowano konwojem do 20 godzin dziennie o mrozie, zamieci śnieżnej, w rozrzedzonym powietrzu wysokogórskim i spiekocie przez lasy, pola, pustynię i skały. Żywiono się tym, co udało się znaleźć w drodze: korzonkami, grzybami, wężami i sarniną szczęśliwym zbiegiem okoliczności znalezioną uwięzioną w jakiejś rozpadlinie. Na pustyni Gobi, gdzie jest duży kontrast w temperaturze między dniem i nocą, pragnienie gaszono wysysając wilgoć z kamieni. Tam, gdzie spotykano ludzi oferowano im pomoc w pracy na roli w zamian za żywność.
Z Indii Gliński przedostał się do Anglii, gdzie wstąpił do 1 Korpusu, brał udział w inwazji Normandii i był raniony odłamkiem. W 1950 roku ożenił się z Angielką i pracował przy budowie autostrad. Obecnie mieszka w Kornwalii. Gliński sądzi, że Rawicz mógł był przywłaszczyć sobie jego relację, którą w czasie wojny sporządził w ambasadzie w Londynie. Plagiatu nigdy nie zdemaskował, ponieważ żył nowym życiem i o wojnie chciał zapomnieć.

Syn swiaszczennika
W ubiegłym roku po wcześniejszym artykule na temat Rawicza otrzymałem z Cheshire list od absolwenta Junackiej Szkoły Kadetów (JSK) w Palestynie Michała Szwedziuka, wywiezionego w lutym 1940 roku do obwodu archangielskiego. W latach 1943-44 Szwedziuk był w jednej kompanii z podoficerem Rusieckim z Pińska.
– W JSK (w Palestynie) on (Rusiecki) nigdy nam nie mówił o jakiejś tam ucieczce, marszu z ZSRR do Indii. Gdyby tak było naprawdę, to na pewno mówiłby i chwaliłby się – pisze Szwedziuk, który podobnie jak Rusiecki pochodzi z okolic Pińska. I dalej ciekawy szczegół z biografii domniemanego autora Długiego Marszu: „Od mojego kuzyna na Białorusi dowiedziałem się niedawno, że do jego wioski Jajeczkowicze (30 km na zachód od Pińska) po 17 września 1939 roku, przydzielony był nauczyciel do nauki dzieci po białorusku i rosyjsku. Tym nauczycielem był... Rościsław Rusiecki z Pińska, syn prawosławnego swiaszczennika (księdza). Ale jesienią 1940 roku Rusiecki do szkoły nie wrócił. Moi krewni przypuszczają, że był on wywieziony do ZSRR jak i my” – dodaje Szwedziuk.
Po uświadomieniu sobie, że Rusiecki i Rawicz to jedna i ta sama osoba, Szwedziuk zaczął się zastanawiać nad dziwnym zachowaniem Rusieckiego wobec kolegów kadetów: „Wioska, z której ja pochodzę jest oddalona o pół kilometra od Jajeczkowicz, więc Rusiecki-Rawicz ją znał. W JSK w Palestynie miał dostęp do zeszytów ewidencyjnych i na pewno wiedział dokładnie o mnie i znał moje osobiste dane. Jednak on nigdy do mnie nie podszedł i nie zwierzył się z tego, że zna moją wioskę i że jest synem swiaszczennika”.

Konfrontacja z przeszłością

Slav Rawicz jako autor jest większą zagadką, niż historia z drugiej ręki, którą opisał w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Zagadkę jego milczenia w Junackiej Szkole Kadetów w Palestynie rozwiązał po latach jego kolega z kompanii. Zagadki jego motywacji zapewne nie poznamy nigdy. Niewykluczone, że na skutek pobytu w sowieckich łagrach zaczął cierpieć na rozdwojenie jaźni i uwierzył, że jest kimś innym, niż był dotychczas. Z czasem fikcyjna nowa tożsamość stała się bardziej realna niż jego tożsamość autentyczna. O tej drugiej mógł sądzić, że przynależy do świata dawno pogrzebanego. Zmienił nazwisko, zawód, kraj zamieszkania, ale ani wojna, ani emigracja, ani pilnie strzeżone granice nie uchroniły go przed konfrontacją z przeszłością, która miłosiernie dla niego nastąpiła już po jego śmierci.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama