Do Anglii przybyłam w październiku. Chwilę później Wszystkich Świętych, a ja w Wellingborough nie mogłam kupić znicza. Nawet w polskich sklepach. Pierwszy raz poszłam na cmentarz ze świeczką zapachową. Mój syn był wtedy maluszkiem, ale pierwszy polski grób to właśnie (trochę przez przypadek) on odnalazł. A za nim kolejny. Zaczęliśmy chodzić na cmentarz regularnie, w ramach spacerów. Z czasem zabieraliśmy też znajomych.
Akurat, gdy zaczelam uczyc w Polskiej Szkole Sobotniej w Wellingborough poznałam Piotra Słoninę - trenera polskiej grupy piłkarskiej, który też chodził na cmentarz, tyle, że w Northampton. Połączyliśmy siły i zorganizowaliśmy akcję Ocal Grób Rodaka od Zapomnienia. Prowadzę na FB stronę Nasze Wellingborough, tam akcja została ogłoszona. Udało nam sie wysprzątać polskie groby na terenie całego Northamptonshire. Umawialiśmy się z mieszkańcami, naprawdę był spory odzew. Wspomogły nas polskie szkoły- sprzątały w swoich miastach. Ja oczywiście zabrałam swoją klasę. W naszej szkole uczy Małgorzata Kuligowska, która zawsze wspiera moje pomysły i angażuje sie w nie, tak samo jak ja w to, co ona robi. Na początku poszły dwie klasy- moja VII i Gosi GSCE. Oczywiście bez zgody naszej dyrektorki Eli Smykli nic by sie nie udalo. Ktoś nam podarował chorągiewki, ktoś przywiózł z Polski znicze, ktos mial kwiaty. Ale to było mało. Próbowałam przekonać właścicieli polskich sklepów- jeden powiedział, że nie sprowadzi zniczy, bo mu nie zejdą, drugi, że coś tam zamówi, ale do sklepu, nie dla nas. Na szczęście właściciel sklepu, który już nie istnieje, nie tylko sprowadził dla nas mnóstwo zniczy i dal na nie super cenę, ale też podarował nam ich całe mnóstwo. I chyba nie pożałował, bo akcja odniosła taki sukces, że teraz już nie ma problemu ze zniczami jesienią.
Grobów Polaków w Wellingborough jest kilkaset. Naprawde gubimy sie już w rachunkach. Są to groby żołnierzy, są groby dzieci, są groby powojennej emigracji i tej bardziej współczesnej. Są takie, gdzie zmarłego chowała rodzina, a są też takie, gdzie na pomniku napisano-"koledzy". Czytając te nagrobki, czasem rozmawiając ze starszym pokoleniem Polonii możemy odkryć sporo historii rodzinnych ( tu leży dziecko, tam rodzice, tu ktoś, kto zginął w wypadku), ale też mamy ciekawą lekcję-skąd się wzięli Polacy w Wellingborough. Naszą pierwszą akcję wspominam chyba najbardziej. Był najtrudniejsza. Musieliśmy sie pochylić nad każdym nagrobkiem, czasem zdrapać porosty, żeby zobaczyć, czy to polska mogiła, niekiedy przypadkiem ktoś potknął sie o leżąca w wysokiej trawie płytę nagrobną i odczytał polskie nazwisko. Musiałysmy wyjasnić uczniom, że Stanisław może mieć na nagrobku imię Stan, a nazwiska też mogły ulec zmianie. Uczyłyśmy ich, że czasem tylko mały szczegół powie nam, że to Polak, bo jego rodzina mogła już nie znać języka polskiego. Że jeśli ktoś ma na imię Franciszek, a urodził sie w 1920 roku we Lwowie, to nie jest Ukraińcem, tylko Polakiem. Myślę, że było to dla nich fascynujące, ile można sie dowiedzieć, ile nauczyć czytając napisy nagrobne. Podczas naszej pierwszej akcji padał deszcz, ale uczniow to w ogóle nie zraziło. Niektórzy zostali dłużej niż było w planie.
Od tamtej pory, co roku w jedną z październikowych sobót zamiast w szkole, spotykamy sie na cmentarzu. Od kilku lat pomaga nam sklep Maxim, który zamawia dla nas znicze, co roku dostajemy od nich kilka zgrzewek, a do tego klienci mogą je kupować w cenie bez marży.
Akcja jest dwuetapowa – pierwszy - chodzimy z uczniami i drugi-ogłaszamy wydarzenie na Nasze Wellingborough i teraz już nie trzeba robić zbiórek przy bramie. Ludzie sami przychodzą, w wolnym czasie. I to widać. Niektórzy wybrali sobie groby, którymi się opiekują, inni szukają tych najbardziej zapomnianych. Z roku na rok mamy coraz mniejszy problem z odszukaniem polskich mogił. Po prostu są już zadbane, na wielu pojawily sie biało-czerwone dekoracje.
Wiem, że są ludzie, którzy jak ja odwiedzają cmentarz nie tylko jesienią. Tam zawsze jest co robić.
Wielu naszych uczniów nigdy wcześniej nie zapalało znicza, nie byli na naszym cmentarzu, ale też w ogóle nie obchodzili w żaden sposób Święta Zmarłych. Te lekcje, takie w praktyce, zostają z nimi już na zawsze. Kiedy jakaś klasa nie może z nami iść ( bo już są starsi), to mówią, że im szkoda.
Akcja w Szkole rozrosła się. Oprócz klasy Gosi i mojej, dołączyła druga klasa GSCE. W zeszłym roku ich nauczycielki Ania Ponicka-Pawluk i Pamela Szarawarska poszły z nami po raz pierwszy, a w tym roku już na rozpoczęciu roku szkolnego Pamela zapytała, kiedy idziemy na cmentarz. Już nie musiałyśmy nikogo namawiać! Ale również młodsi uczniowie się zaangażowali. W minionym roku po raz pierwszy pomogli nam pierwszoklasiści Eweliny Wójcik ( która też sama chodzi na ten cmentarz i ostatnio chyba częściej niż ja)-zrobili nam piękne dekoracje. A w tym roku, już jako uczniowie klasy IIa oprócz dekoracji przygotowali znicze. Po raz pierwszy dołączyli sie uczniowie klasy IIIa, którzy pod nadzorem Agnieszki Cięszczyk również robili znicze. Te prace były tak piękne, że moja córka zaproponowała, żeby je sobie zostawić w domu. Dla maluchów w nagrodę został ogłoszony konkurs. Żeby im podziękować, ale też zachęcić do pójścia na cmentarz ( choć wydaje mi się, że nie trzeba ich namawiać) wymyśliłam, że każdy, kto zrobi zdjęcie na cmentarzu i przy okazji odnajdzie wykonaną przez siebie pracę otrzyma nagrodę. Nagrody przygotowała Gosia. Bo to też chciałam podkreślić- naszym jedynym sponsorem jest Maxim, gdzie menadżerka Asia Ponicka dba, by zniczy nam nie zabraklo. A całą resztę przygotowujemy własnym kosztem. Rodzice i uczniowie kupują materiały na dekoracje, środki do czyszczenia, znicze. Jakieś cukierki dla uczniów, nagrody-to wszystko zdobywamy i przygotowujemy same. Nie korzystamy z pomocy instytucji. Mimo to, nigdy nie usłyszałyśmy od rodziców, że któreś dziecko nie może iść na cmentarz albo nie może zabrać z domu szmatki. Zawsze jest możliwość, żeby uczniowie, którzy nie chcą czy nie mogą-zostali w szkole. I jeszcze nikt z tego nie skorzystał.
Dodam, że nie traci na tym program nauczania. W klasie GCSE uczniowie rozmawiają o tradycjach, ale też o pracy społecznej i tutaj mają piękną ilustrację tych tematów. A moja młodzież omawia mitologię Słowian, poznaje korzenie naszej kultury i juz nie muszą szukać odpowiedzi na pytania -skąd się wziął ten znicz, a czemu niektórzy polewają groby wódką? Zawsze mnie dziwiło, że w Polsce tyle czasu poświęca się na mitologię Greków czy Rzymian, a po macoszemu traktuje się naszą, rodzimą. I dzięki pracy w szkole polonijnej mogę to zmienić, przynajmniej u swoich uczniów. I wiem, że bardzo ich to interesuje.
Ale akcja przynosi też wiele wzruszeń. Ponieważ nagłaśniamy ją, relacjonujemy- dociera do wielu osób, nie tylko w Wellingborough. Odezwała sie pani, która mieszka w Kanadzie, że na zdjęciach zobaczyła grób swojego męża i teraz ona już może umierać, bo wie, że ktoś o ten grób zadba. Napisała pani , która ma polskie korzenie, ale nie zna języka i kultury. Jej babcia staruszka, schorowana każe się wozić często na grób dziadka, sprząta, dba. I ta pani myślała, że to fanaberie starszej pani. Teraz już rozumie, o co w tym chodzi i sama jej pomaga. Dostaliśmy list z Polski - pan znalazł na naszych zdjęciach grób swojego stryja. Nigdy wujka nie poznał. Po wojnie został w na obczyźnie. Zaciekawieni Anglicy pytają, co robimy, dlaczego i komplementują pracę naszych uczniów. A pod wiadomościami na anglojęzycznych portalach mamy mnóstwo pozytywnych komentarzy. Możemy dzięki temu poczuć sie ambasadorami polskiej kultury. Cmentarz nie kojarzy sie wesoło. A dla nas to powód do dumy.
Napisz komentarz
Komentarze