Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

„Potrzebuję amunicji, nie podwózki”

Mówiono o nim: wesołek, aktor, w polityce – nowicjusz. Zawsze wolał rozmowy pokojowe niż wojnę. Ale w chwili próby okazał się mężem stanu. Nie wyjechał z Kijowa, chociaż Amerykanie proponowali ewakuację. Dzieli los ludzi w oblężonym, ostrzeliwanym mieście, codziennie do nich przemawia. Budzi w nich dumę i hart ducha, twardo apeluje o pomoc do Zachodu, tłumaczy Rosjanom w czym biorą udział. Poznajcie niezwykłą historię Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta Ukrainy, który stał się bohaterem całego wolnego świata.
Wołodymyr Zełenski

Autor: Fot. Shutterstock

„Potrzebuję amunicji, nie podwózki” powiedział zachodnim oficjelom, gdy chcieli ewakuować go z Ukrainy. Tym jednym zdaniem zdobył szacunek świata. Nie uciekł, został, wiedząc, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Codziennie po kilka razy nagrywa filmiki i przemówienia, publikując je w swoich social mediach. Jego Instagram śledzi ponad 14 milionów ludzi na całym świecie. Ale czy myślicie, że przed atakiem Rosji na Ukrainę wszyscy jej obywatele kochali swojego prezydenta? Nie. W polityce od początku wcale nie szło mu łatwo. Jak pokazała w swoim dokumencie Barbara Włodarczyk („Ukraiński sługa narodu, 2020”), po wyborze Zełenskiego na prezydenta w 2019 roku komicy śmiali się niemiłosiernie z lapsusów, jakie popełniał – pomylił na przykład Litwę z Łotwą. Albo z tego, że stara się być „taki cool” – jednego z pierwszych wywiadów jako prezydent udzielił podczas treningu na rowerze stacjonarnym. Wszyscy go znali, ale nie z działalności politycznej, tylko z „Tańca z gwiazdami” albo z serialu „Sługa narodu”, który miał premierę w 2015 roku i przez trzy bite sezony oglądały go miliony Ukraińców. To ta produkcja przyniosła mu gigantyczną popularność. 

Prezydent z telewizora

W serialu „Sługa narodu” zagrał Wasyla Hałoborodkę, nauczyciela, który zostaje prezydentem Ukrainy. Dodajmy – idealnym. Jeździ do pracy rowerem jak szary obywatel, walczy z korupcją, zmienia kraj. Dla ludzi Zełenski był gwiazdą, którą co tydzień widzieli w telewizji. Młody, przystojny, rzutki, kojarzący się z sukcesem. Trudno powiedzieć, na ile swój sukces wyborczy zawdzięcza politycznemu programowi, a na ile telewizyjnej popularności i utożsamianiu go z Wasylem Hałoborodką. Gdy ogłosił swój start w wyborach w sylwestra 2018 roku, niektórzy uznali to za żart albo prowokację. Ale Zełenski w pierwszej turze pokonał Julię Tymoszenko, w drugiej zmiótł ówczesnego prezydenta i bogatego biznesmena – Petra Poroszenkę. Był tak zwanym człowiekiem spoza systemu, jego wyborcy widzieli w tym nadzieję. Złośliwi mówili, że jest politycznym dyletantem. Z prezydenturą miał tyle wspólnego, że grał prezydenta w serialu. Zachodnie gazety przepowiadały, że jego władza będzie eksperymentem. I jak mówili rozmówcy Barbary Włodarczyk w filmie o Zełenskim, nawet najwięksi zwolennicy Władima – tak nazywają go przyjaciele – zastanawiali się, co się stanie, gdy prawdziwy prezydent Wołodymyr Zełenski usiądzie naprzeciw prawdziwego Władimira Putina. Czy wystarczy mu hartu ducha? Ale czy dziś ktoś odważyłby się jeszcze zadać takie pytanie…

Odwaga, artyzm i stoicki spokój

Sam Zełenski chyba nie sądził, że przyjdzie mu stawić czoło takiemu atakowi Rosji na Ukrainę. Był raczej gołębiem niż jastrzębiem, obiecywał nie walkę, ale pokojowe rozwiązanie konfliktu w Donbasie. Niektórzy zarzucali mu, że zbyt długo nie doceniał rosyjskiego zagrożenia w lutym tego roku. Rosyjskie czołgi grzały silniki, a Zełenski uspokajał Ukraińców: „Nie panikujcie”, zamiast przygotowywać ich na inwazję. Ale gdy przyszła godzina próby, okazał się mężem stanu, wokół którego mogą zjednoczyć się ludzie. Na konferencji w Monachium tuż przed inwazją mówił jak zwykle mocno, zapadającymi w pamięć obrazami: „Nie będziemy leżeć w trumnach i czekać na rosyjskie wojsko. Nie będziemy atakować, ale jesteśmy gotowi na wszystko”. Domagał się gwarancji pomocy NATO i Unii Europejskiej. Zadawał politykom niewygodne pytania. Kremlowi próbował tłumaczyć: „Jesteśmy inni, ale to nie jest powód, by być wrogami. Sami chcemy określać, budować swoją przyszłość, spokojnie i uczciwie”. Brytyjski magazyn „Tatler” napisał, że mobilizuje świat do popierania Ukrainy z „odwagą, artyzmem i stoickim spokojem”. Kim był, zanim stał się podziwianym przywódcą?

Dziecko Jugo-Wostoka

Wołodymyr Zełenski urodził się w Krzywym Rogu w 1978 roku, w obwodzie dniepropietrowskim. To dziwne miasto, uważane za najdłuższe na świecie, ciągnie się z północy na południe przez 126 kilometrów. Krzywy Róg to duży ośrodek górnictwa i przemysłu stalowego na tak zwanym Jugo-Wostoku (południowo-wschodniej Ukrainie). Rosyjski był tu językiem pierwszego wyboru, ludziom stąd zawsze było bliżej do Rosji i do Donbasu niż do europejskich miast zachodniej Ukrainy. I mieli, a właściwie cały czas mają poczucie, że to oni harują na ten kraj. To te regiony najliczniej na niego głosowały. Wołodymyr urodził się w rodzinie ukraińskich Żydów, niespecjalnie religijnej, bo jak wspomniał, w Rosji sowieckiej religia przecież nie istniała. Natomiast pamięć o Holocauście była w tej rodzinie żywa. Już jako prezydent Wołodymyr Zełenski miał w planach otwarcie w 2023 roku w Babim Jarze koło Kijowa pierwszego na Ukrainie nowoczesnego Centrum Pamięci Ofiar Holocaustu. W czasie inwazji apelował do społeczności żydowskiej: „Teraz bardzo ważne jest, abyście wy, miliony Żydów na całym świecie, nie milczeli. Bo w ciszy rodzi się nazizm. Krzyczcie o mordowaniu ludności cywilnej, krzyczcie o mordowaniu Ukraińców”, mówił na początku marca. 

Jego rodzice należeli do elity. Ojciec Ołeksandr był profesorem cybernetyki, mama Rimma – inżynierem. Mieszkali na jednym z osiedli w tzw. mrówkowcu. W szkole Wołodymyr był prymusem i gdyby nie słabsza ocena z ukraińskiego, miałby same piątki. Dopiero z czasem nauczył się mówić perfekcyjnie po ukraińsku, w czym zresztą pomogła mu żona. Ale jeszcze kampanię prezydencką prowadził po rosyjsku, jako jedyny z liczących się kandydatów. To było nawet dość odważne, biorąc pod uwagę nacjonalistyczne nastroje na Ukrainie, ale, jak widać, nie zaszkodziło mu to. Po szkole wybrał solenne prawnicze studia w Instytucie Ekonomicznym w Krzywym Rogu. Nigdy jednak nie pracował w zawodzie, szybko natomiast odnalazł się w show-biznesie. W 1997 roku wraz z kolegami stworzył grupę kabaretową „95 Kwartał”, nazwaną tak od jednej z dzielnic w centrum miasta. Był jej liderem, autorem skeczy, miał niesamowity dryg estradowy, śpiewał, tańczył, wygłupiał się. W 2006 roku wziął udział w pierwszej edycji ukraińskiego „Tańca z gwiazdami”. Jego partnerką została wtedy dwukrotna mistrzyni świata w tańcu towarzyskim Ołena Shoptenko. Dzisiaj można obejrzeć na YouTubie skrót jego występów – od latynoskich rytmów po zmysłowy taniec, który wykonują razem z partnerką – oboje z czarną przepaską na oczach. I jakkolwiek z dzisiejszej perspektywy te jego taneczne wywijasy i tanie kostiumy mogą wydawać się śmieszne, to na parkiecie był naprawdę niezły. Nie mylił kroków, nie gubił rytmu, skupiał na sobie uwagę. To Zełenski ściągnął tłumy widzów przed telewizory, a show wygrał ich głosami.

Rodzina jest wartością

Pisząc o jego pozycji w show-biznesie, trzeba wymienić role między innymi w rosyjsko-ukraińskiej komedii romantycznej „8 pierwszych randek” i rosyjskojęzycznym serialu „Miłość w wielkim mieście”. Dubbingował Misia Paddingtona w popularnym filmie familijnym i czerwone ptaszysko w „Angry Birds”. Kiedy zagrał w serialu „Sługa narodu”, był już bardzo popularnym aktorem i właścicielem (wspólnie z żoną), dużej firmy producenckiej. Po co więc chciał wejść do polityki? Ludzie, którzy śledzili drogę Zełenskiego, mówią, że momentem przełomowym była dla niego wojna w Donbasie w 2014 roku. Wtedy zaczął występować dla ukraińskiego wojska, dawał pieniądze na armię, bliższy stał mu się ukraiński patriotyzm. Poza tym był człowiekiem, który szedł od sukcesu do sukcesu, Dlaczego miałby nie powtórzyć tej drogi w polityce? Kiedy w 2017 roku założył partię Sługa Narodu, był dojrzałym człowiekiem, miał już żonę i dziecko.

Wiedział, że chociaż żona buntowała się przeciwko wejściu do polityki, to zawsze może na nią liczyć. W czasie kampanii wyborczej była zawsze u jego boku. Rodzina jest dla Wołodymyra Zełenskiego wielką wartością. „Myślę, że jednym z najważniejszych czynów każdego mężczyzny jest odpowiedzialność za rodzinę. Mam córkę, mam żonę… Myślę, że to dość odważny czyn”, mówił w jednej z rozmów. Był lubiany przez swoich pracowników, naturalny, bliski ludziom. Mówił, że wyborcy chcą zobaczyć polityka o ludzkiej twarzy. „Wołodymyr jest aktorem, nie wiem, czy to jego prawdziwa twarz czy nie. Ale cokolwiek robi, to działa”, mówi o nim dzisiaj specjalistka od komunikacji medialnej Yaryna Kluchkovska.

Ja, obywatel Ukrainy

Nie ma tu sensu pisać o Wołodymyrze Zełenskim jako o polityku, co mu się udało, a co nie. Nie zakończył wprawdzie pokojowo wojny w Donbasie, ale udało mu się wymienić z Rosją jeńców, wprowadził tak zwaną ustawę antyoligarchiczną. To już coś! Był człowiekiem nowych czasów, jego droga do polityki była inna nie tylko dlatego, że prowadziła przez show-biznes, estradę. Ale też ze względu na środowisko, z jakiego się wywodził. „Ja sam krwi jestem żydowskiej, języka używam rosyjskiego, ale jestem obywatelem Ukrainy i nie chcę być obywatelem żadnego innego państwa”, deklarował jeszcze przed wyborami. To Zełenski znalazł odpowiednie słowa, które pomogły Ukraińcom zachować w trudnym czasie wojny dumę i hart ducha. „Jesteśmy silni, jesteśmy Ukraińcami. (…) Chcemy, żeby nasze dzieci mogły żyć – to chyba uczciwe marzenie”, powiedział w przemowie wygłoszonej niedawno przez łącze wideo w Parlamencie Europejskim. 

Nie składam broni

Prezydent Francji Emmanuel Macron mówi: „Jestem mu wdzięczny za wielkie poczucie odpowiedzialności”. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson: „Prezydent Zełenski zainspirował i zmobilizował świat”, a nieoficjalnie do współpracowników: „Jezu, ten facet jest naprawdę odważny”. Prezydent USA Joe Biden: „Jestem wdzięczny prezydentowi Zełenskiemu za jego postawę”. Gdyby po inwazji rosyjskiej Wołodymyr Zełenski wyjechał z Ukrainy, może nawet nikt nie miałby do niego żalu. Na takie ucieczki decydowało się wiele sławnych postaci, jak Charles de Gaulle, który w 1940 roku już z Londynu zagrzewał Francuzów do stawiania oporu. Ale Zełenski został w Kijowie, biorąc na siebie odpowiedzialność jako polityk, ale też jako mąż i ojciec. To jego osobiste bohaterstwo dało siłę innym i wiarę w zwycięstwo, chociaż mało kto wierzył wcześniej, że Ukraina może stawić czoło Rosji. Prezydent zrzucił garnitur: w filmikach, które niemal codziennie nagrywa, pokazuje się w bluzie w kolorze khaki. Prostym językiem dodaje otuchy, czasem podsumowuje wydarzenia. „Noc była ciężka”, mówił w jednym z filmików. „Oni zabijają ludzi i zamieniają spokojne miasta w cele wojskowe. To jest paskudne i nigdy nie zostanie im wybaczone. Zostaliśmy sami, by chronić nasze państwo. Kto jest gotowy do walki u naszego boku? Nikogo nie widzę. Kto jest gotów dać Ukrainie gwarancję członkostwa w NATO? Wszyscy się boją”, mówił z goryczą. Zawsze zauważa bohaterstwo żołnierzy. Kiedy pojawiły się plotki o jego wyjeździe, nagrał film na ulicy Kijowa, mówiąc: „Nigdzie nie wyjechałem, jestem tutaj. Nie składamy broni. Mamy broń, żeby walczyć o nasz kraj, o nasze dzieci”. Podkreśla: „Jesteśmy u siebie, będziemy walczyć”. Podczas jednej z wielu wideokonferencji z przywódcami UE powiedział: „Może ostatni raz widzicie mnie żywego”. Każde wystąpienie kończy słowami „Chwała Ukrainie!”. Z zachodnimi przywódcami rozmawia jak równy z równym. Zachód widzi, że prezydent Ukrainy jest partnerem, nie petentem. W czasie ostatniego orędzia do narodu, wygłoszonego w nocy z 1 na 2 marca, prezydent Joe Biden, powiedział: „Putin myślał, że wjedzie na Ukrainę, a świat przed nim ustąpi. Zamiast tego spotkała go ściana siły, jakiej nigdy sobie nawet nie wyobrażał. Spotkał Ukraińców. Od prezydenta Zełenskiego po szeregowego Ukraińca – ich odwaga, brak strachu, determinacja, inspirują świat”. 
 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama