Zdaniem dyrekcji angielskich szkół, wymagane przez rząd środki bezpieczeństwa w ich placówkach będą trudne do wdrożenia. I tak, pierwszy problem to obowiązek noszenia maski - nie tylko na terenie szkoły ale też podczas lekcji, druga i budząca największe obawy kwestia to testy. Uczniowie szkół średnich będą badani pod kątem obecności koronawirusa w organizmie dwa razy w tygodniu, dyrektorzy są pewni, że wielu rodziców nie wyrazi na to zgody.
W poniedziałek premier Boris Johnson ogłaszając plan luzowania restrykcji podkreślał, że środki bezpieczeństwa należy potraktować priorytetowo jeżeli kraj ma utrzymać obecną – stabilizującą się tendencję jeżeli chodzi o pandemię. Tymczasem w czwartek minister ds. standardów szkolnych Nick Gibb, stwierdził podczas wywiadu telewizyjnego, że wymogi stawiane szkołom nie są obowiązkowe, decyzja o tym czy uczeń będzie się do nich stosował należy do rodziców.
Wypowiedź ta wywołała oburzenie w szkołach, podczas gdy dyrekcje placówek oświatowych robią co mogą by zapewnić uczniom bezpieczny powrót do szkół, minister przekreśla te starania jedną wypowiedzią. „Naprawdę jestem zrozpaczony”, stwierdził Alan Brookes, dyrektor szkoły Fulston Manor w Sittingbourne w hrabstwie Kent.
Na początku tego roku placówka którą kieruje Brookes, poprosiła rodziców o wydanie zgody na przeprowadzanie regularnych badań uczniów przy użyciu szybkich testów przepływu bocznego, odzew był niski. W całym hrabstwie Kent zgodę wyraziło 40% rodzin. „Zachęcamy rodziców jak możemy, ale gdy usłyszą że to nie jest obowiązkowe, to jaki to ma sens?”, pyta dyrektor.
Napisz komentarz
Komentarze