Deputowani wrócą do pracy w przyszłym tygodniu, przedstawiciele wszystkich partii opozycyjnych, którzy w ostatnich dniach odbyli szereg spotkań, podkreślają, że premier nie może zignorować głosu Parlamentu.
Liczą, że ich ruch, zmusi Borisa Johnsona do zwrócenia się do UE z prośbą o kolejne opóźnienie Brexitu. Członkowie gabinetu oskarżają posłów o „dążenie do sabotażu stanowiska Wielkiej Brytanii” w rozmowach z Brukselą, które zdaniem rządu nabierają rozpędu.
Premier Boris Johnson wezwał UE do wprowadzenia zmian w umowie Theresy May w celu wprowadzenia poprawek, które pozwoliłyby na jej przyjęcie przez Parlament UK.
Posłowie nie zgadzający się z polityką obecnego premiera, który zakłada, że 31 października, bez względu na to czy z umową czy bez, Zjednoczone Królestwo opuści Unię. By przeszkodzić Johnsonowi, deputowani chcą uchwalić nowe prawo. Zrobili to już raz - w kwietniu, w obliczu możliwości wyjścia bez porozumienia w pierwotnym terminie 29 marca, uchwalili ustawę, która zmusiła Theresę May do złożenia wniosku o przedłużenie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE.
Powtórzenie tego fortelu zmusiłoby Parlament do odstępstw w harmonogramie pracy. To rodzi problemy gdyż istnieją ograniczone możliwości, aby to zrobić przed 31 października. Jedyną wchodzącą w grę opcją, byłoby zwołanie debaty w trybie pilnym. Posłowie planują ubiegać się o taką właśnie debatę jak najszybciej, możliwe, że już we wtorek lub w środę. Deputowani mają też nadzieję, że spiker Izby Gmin John Bercow, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, poprze ich działania.
Głosowanie nad wotum zaufania dla premiera, ma być ostatecznością.
Napisz komentarz
Komentarze