Choćby z tego powodu, że właśnie oba są różne, inne.
Zarówno „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” (produkcja polska) jak i „Hurricane” zwany w Polsce „303. Bitwa o Anglię” (produkcja przeważająco brytyjska) to filmy oparte na jednym i tym samym historycznym wydarzeniu. Tyle, że każdy z nich opowiada inną historię. Nie oznacza to, że historię nieprawdziwą. Po prostu inną.
Polski to aspirujący do historycznego film opowiadający punkt po punkcie historię Dywizjonu 303 i o udziale Polaków w lotniczej bitwie. Czysto z polskiego, niedowartościowanego, punktu widzenia. Jednak film jest filmem i rządzi się swoimi prawami, zatem w polski film dość nieporadnie wrzucono sceny romantyczne, ażeby osoby towarzyszące panom miały na czym się wzruszyć.
Moim zdaniem to nie wyszło i w środku filmu jest taka trochę czarna dziura, która może wprowadzać w lekkie otępienie po dość wartkiej akcji. I w sumie dobrze, że nagle znikąd pojawia się aktorka, która odrywając się od słupka krzyczy rozpaczliwie „Tadeuśśś!!!” do jednego z polskich pilotów, wyruszających na akcję, ponieważ widz też ma szansę żeby się obudzić i oglądać dalej walki powietrzne...
No właśnie... walki... Tutaj płynnie przejdę do brytyjskiego filmu. Otóż, według mej osobistej oceny, te lepiej wypadają właśnie w tym filmie. Polski jest takim dalekim, trochę biednym, kuzynem.
Umówmy się, że oba filmy nie powalają efektami „Szeregowca Ryana” ani tym bardziej „Dunkierki”, która jest bardziej bliższa jednak filmowi brytyjskiemu niż polskiemu.
Jednak w „Hurricane” te efekty są po prostu lepsze i bardziej monumentalne.
„Hurricane” to też nie jest historia samej bitwy ale właściwie Jana Zumbacha. A tutaj reżyser do pewnych faktów z życia tej niespokojnej głowy podszedł umownie. Jak to mówią „we filmie” - jest prawda czasu i prawda ekranu. Wynika stąd, że są to zupełnie dwie inne prawdy.
„Hurricane” (czyli 303. Bitwa o Anglię) powinno oglądać się w oryginale, bez beznadziejnego dubbingu polskiego. Iwan Rheon przez większość filmu mówi po polsku i choćby z tego powodu należy ten film oglądać w tej wersji. Wrażenie niesamowite. Do tego czasami śmieszne, szczególnie jak mówiąc kwestie po angielsku próbuje naśladować polski akcent, co wychodzi trochę jak reklama z „Meerkats dot com”.
No i przede wszystkim. Porównanie obu filmów wychodzi na korzyść brytyjskiego z tego powodu, że to jednak bardziej produkcja hollywoodzka. Oczywiście z mankamentami, ale stety-niestety bardziej trzyma akcję i tempo.
Polski film jest co prawda, bliższy prawdzie historycznej ale tylko w detalach, być może ważnych dla historyków-zapaleńców, jednak tak naprawdę nie wychwyci tego większość widzów. A jeśli już zauważy niezgodności historyczne, to zapewne je zignoruje.
Jednak warto. Warto obejrzeć oba filmy. Porównać i - być może - od czasu do czasu sobie przypominać...
Film „Hurricane” ma być dostępny również na platformach VOD.
Piotr Dobroniak
Napisz komentarz
Komentarze