Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

#COOLTURA: Wszyscy jesteśmy rasistami

Rozmowa z Ewą Banaszkiewicz i Mateuszem Dymkiem


Jak pamiętacie swój pierwszy poranek po Brexicie?

Mateusz: Strasznie! Poszliśmy na miasto i było tak, jakby się pływało w lodowatym basenie. Zaczęliśmy patrzeć po ludziach na ulicy – czy on głosował za Brexitem, czy on głosował za Brexitem…

Ewa: Krępowaliśmy się mówić po polsku. Teraz już nie wiem, czy to jest miejsce, w którym chciałabym zostać, mimo, że się tutaj urodziłam. Moi rodzice przyjechali tutaj po lepszą przyszłość, nie wiem, czy ona tutaj jest.

Na początku waszego słuchowiska słyszymy rozmowę o referendum w sprawie Brexitu. Jakuba, który pochodzi z Polski, w ogóle te wyniki nie obchodzą, dlaczego?

E: On się uważa za londyńczyka. Często się spotykaliśmy z tym, że Polacy trochę się wstydzą, skąd są.

M: Mówią na przykład „I'm from Holand”.

E: Ale też poznaliśmy ludzi, którzy uważają, że Brexit nie jest o nich. Mój ojciec jest z Polski, mama ze Sri Lanki. Dużo ludzi podobnego pochodzenia głosowało na Brexit. Bo uważają, że oni mogą tu być, a tamci następni już nie.

M: To przesłanie jest takie, że żeby wejść w społeczeństwo w pełni, to trzeba trochę zapomnieć o tych korzeniach, odciąć coś w sobie.

No właśnie, Jakub zapytany skąd jest nie odpowiada wprost.

E: Bo on chce być stąd i czuje, że to jest nieprzyjemne, jeśli ktoś mu wypomina, że nie jest tutejszy.

M: Natomiast Tomek, drugi bohater, on wie skąd pochodzi i nie potrafi się tu odnaleźć.

To chyba on powiedział, „deep inside we are all racists”. Też tak myślicie?

E i M: Tak

E. To nie o to chodzi, że się kogoś nienawidzi. Raczej, że się myśli, że ten jest trochę dziwny, a ten nie lubi tego jedzenia...

M. To taka ludzka natura, że jak ktoś jest trochę inny to wzbudza takie uczucia. Mieszkaliśmy w wielu krajach – w Szwecji, Polsce, Stanach, Niemczech, Francji. Ale w Anglii jest największa podejrzliwość. Jak usłyszą lekki akcent, to od razu pytają – a skąd ten akcent. Nawet między Anglikami jest coś takiego – a bo ty jesteś z tej części Londynu albo z tej część kraju...

Albo z tej grupy społecznej…

M: Tak, to jest bardzo określone, ale nie jest złośliwe. Wydaje mi się, że to jest kontrolowane jakoś podświadomie. Pamiętam, kiedyś pisaliśmy słuchowisko dla BBC i miała się w nim pojawić wzmianka o  cherry pie, a oni nam powiedzieli, że w Anglii nie robi się cherry pie. Poczuliśmy wtedy lekkie strofowanie. Dlatego też Jakub chce jak najmocniej wejść w tę społeczność, na co Tomek mówi - przestań udawać, że jesteś Angolem.

W którym z tych krajów w którym mieszkaliście jest najłatwiej być obcokrajowcem?

E i M: W Stanach. W Polsce to zależy od tego skąd jesteś, gorzej być z Ukrainy, teraz pewnie też z Syrii.

E: Ja zawsze czułam się bardzo akceptowana w Polsce. Ale po pierwsze byłam taką egzotyczną mulatką, a po drugie jestem z Anglii jednak, a nie z Afryki. Kiedyś zrobiłam tam film z chłopakiem z syryjskiej rodziny, to było jeszcze zanim była wojna. Czternastolatek, całe życie był w Polsce i zawsze był ciepło traktowany. W szkole mówili o nim „nasz Abdulek”. Myślę, że tak jest – Polacy jak poznają, to kochają. Ale może na pierwszy rzut oka to nie za bardzo. A tutaj wszyscy są uprzejmi, ale nie wiem, czy do końca będą cię kochali.

Wracając do „The King of the flat white…” Jak wygląda praca nad słuchowiskiem?

M: Jest dużo łatwiej niż z filmem. Szybciej, nie trzeba mieć kostiumów, światła. Dużo łatwiejszy jest montaż. Na początku trzeba napisać i złożyć pomysł do BBC i jak się spodoba to dostaje się kasę. Robimy casting i potem wchodzimy do studia. I w Polsce, i w Anglii wszystko się robi w studio – siedzi facet z kokosem, żeby robić konia. I to niestety jest mega sztuczne.

E: Tak, na przykład aktorka nie bierze szklanki, tylko jakiś człowiek musi zagrać ten dźwięk.

M: A my chcieliśmy, co się czasem robi, ale rzadko, żeby to było w prawdziwych miejscach, albo chociaż w bardziej prawdziwych.

Gdzie  w takim razie nagrywaliście?

M: Nie mieliśmy kawiarni, ale nagrywaliśmy u kogoś w domu. Mieliśmy tam dużą kuchnię z barem. Sceny w mieszkaniu nagrywaliśmy u nas w mieszkaniu. W teatrze robiliśmy szpital. Chodzi o to, żeby złapać takie malutkie rzeczy, że ktoś zakaszle, że jakieś auto przejedzie, że jakaś mewa przeleci.

E: Nagrywaliśmy to w głośnym mieszkaniu, czego ludzie nie lubią robić, bo to się później ciężko montuje. Ale wiedzieliśmy, że się da i zrobiliśmy właśnie tak. Te wszystkie miejsca były żywe, było dużo dźwięków. Nagrywaliśmy też dźwięki z kawiarni.

Skąd się wziął pomysł na historię?

M: Miało być o tożsamości. O rasizmie. Zresztą to nie miało być tylko o Anglikach, bo Tomek też jest rasistą. Na początku w ogóle nie było w tym Brexitu. Dopiero później go dopisaliśmy. A pomysł się w ogóle zaczął od filmu krótkometrażowego, że jest ktoś taki cool, wszyscy go kochają. Jest królem. A potem zostaje pobity i zaczyna siebie instagramować z taką okropną twarzą, ludzie zaczynają się powoli od niego oddalać i on zostaje totalnie osamotniony. Ale jak powoli zdrowieje , to ludzie do niego wracają. I to nas bardzo fascynowało.

E: No i lubimy ten pretensjonalny świat kawy i hasztagów.

W słuchowisku pojawiają się też tweety. One były oryginalne?

E: Wiele z nich tak. Na przykład szefa English Defence League, takiego znanego rasisty. On pisał: „Sorry, my Polish friends, it wasn't about you”. Bo on właśnie się trzyma z Polakami przeciwko reszcie.

A jak się pojawiła w historii królowa?

M: Nam na niej zależało, no bo ona jest takim bogiem angielskim. Ale strasznie nam ją odradzali, chociaż nie potrafili powiedzieć dlaczego. To była nasza pierwsza radiowa produkcja dla BBC, dlatego musieliśmy mieć opiekuna. I ten opiekun nam tak mówił: „You just can't. It's a terrible idea. It's naff ”. Powiedział, że on nie jest rojalistą, ale...

E: No i jak on się tak upierał, to wiedzieliśmy, że albo to jest beznadziejny pomysł, albo bardzo dobry.

M: Jak mówiliśmy o tym obcokrajowcom, to wszyscy mówili, że świetny.

Powiedzcie jeszcze kilka słów o waszym filmie „Moja polska dziewczyna”, który niedługo będzie miał premierę i w Anglii i w Polsce.

E: To historia Polki, aktorki w Londynie, która jednak nie do końca sobie tutaj radzi. Poznaje Amerykankę, która będzie robiła dokument o niej. I my oglądamy właśnie ten dokument, zaczynamy wchodzić w relację między dokumentalistką a aktorką. Opowieść jest o tym, że żeby się zbliżyć do kogoś, musisz coś dać od siebie. I one obie właśnie z tym dawaniem mają problem.

M: Ale też jest śmiesznie! Przy tym bardzo staraliśmy się, żeby film wyglądał jak dokument, żeby aktorstwo było bardzo dokumentalnie. Dużo festiwali dokumentalnych chciało to od nas dostać. Musieliśmy im tłumaczyć, że to nie jest to.

Co jest głównym przesłaniem „The king of the flat white…”?

M: Że wszyscy jesteśmy rasistami…

E: Tak, wydaje mi się, że to trzeba w sobie uznać. Można wtedy zobaczyć, że to jest głupie, ale ludzkie. Mogę być szczera ze sobą i wtedy mogę wejść z kimś w bliższy kontakt. A jeżeli podchodzę do kogoś w taki sposób: fajny jesteś, tylko proszę, nie siadaj obok mnie, to nigdy nie zbliżę się z tą osobą. Bo muszę udawać. Ja jestem z różnych miejsc – nie jestem biała ani czarna, ale też obserwuję w sobie rasizm. Jak miałam lat dwadzieścia parę to zawsze mówiłam, że kocham wszystkich. I chciałabym być taka, nie uważam, że jest dobrze być rasistą, ale trzeba umieć się przyznać przed sobą, że się nim jest. Nasza córka chodziła do takiej mega muzułmańskiej szkoły. Na początku mówiłam, że nie mam z tym problemu, ale jak już ona tam jest… No musieliśmy skonfrontować nasze uczucia, uznać w sobie własne uprzedzenia i w końca drugiego człowieka zaakceptować.

Ewa Banaszkiewicz i Mateusz Dymek. Pisarze, producenci, reżyserzy. Współpracują z BBC, dla którego napisali i wyreżyserowali swoje najnowsze słuchowisko “The King of the Flat White as Narrated by Her Majesty Queen Elizabeth II”. Ich debiutancki film długometrażowy „My Friend the Polish Girl” miał swoją premierę w konkursie na festiwalu w Rotterdamie.


Rozmawiała Joanna Karwecka - Tygodnik Cooltura


ZOBACZ TEŻ:

12 ukrytych rzeczy w samolotach o których na pewno nie wiesz

Islandia bojkotuje mundial w Rosji

W Londynie ławki które pochłaniają więcej CO2 niż mały las


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama