Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Dzień babci i dziadka: Nie przesadza się starych drzew

Wyjeżdżają za granicę, zabierają ze sobą dzieci. W kraju zostają tęskniący dziadkowie i babcie, którym do podtrzymywania rodzinnych więzi muszą wystarczyć rozmowy przez telefon bądź inne komunikatory. Tylko nielicznym udaje się przez dłuższy czas pobyć z najbliższymi.

Pani Marii na pytanie o wnuczkę szklą się oczy. Obecnie przebywa w Yorku u swojej córki Oli, pomaga jej w opiece nad czteroletnią Kasią.

– Moja wnusia jest urocza, bardzo ją kocham, ale takie miesięczne wyjazdy nie zastąpią nam stałego kontaktu, jaki mielibyśmy w Polsce. Tutaj jest zupełnie inne podejście do życia, takie materialistyczne i jednowymiarowe. Nawet zdrowego jedzenia trudno uświadczyć, a ten ich chleb to szkoda gadać – mówi pani Maria, pochodząca z niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu. Jej córka Ola wyemigrowała z kraju dziewięć lat temu w poszukiwaniu pracy, której nie mogła znaleźć w ojczyźnie. Jest absolwentką historii, w Anglii najpierw zakotwiczyła w Londynie, gdzie pracowała jako kelnerka, a potem menedżerka sklepu odzieżowego, a teraz opiekuje się osobami starszymi w okolicach Yorku. Poznała Anglika, wydawało się, że to wielka miłość, ale bańka szybko prysła. Sama wychowuje córkę, na brak zajęć nie narzeka. Babcia Maria pomaga jak może, ale sama też ma swoje obowiązki.

– Tu mogę być tylko przez kilka tygodni, przecież ktoś musi zajmować się domem w Polsce. No i pomagać mężowi, który pracuje zawodowo, a z jego zdrowiem różnie bywa – mówi 60-latka dodając, że gdyby córka mieszkała w kraju, takich problemów by nie było. Tylko z czego miałaby się tam utrzymać? Bezrobocie wciąż jest na wysokim poziomie, a jeśli już pojawia się oferta pracy, to zazwyczaj za marne pieniądze. Tutaj przynajmniej finansowo daje radę, a i odłożyć coś może.

Kasia uwielbia babcię, i kiedy ta musi wracać nad Wisłę rzuca się jej na szyję i zanosi łzami. To smutne chwile. Potem przez kilka miesięcy pozostają rozmowy przez Skype’a i oczekiwanie na wakacje, podczas których będzie mogła odwiedzić dziadków w Polsce.

– Mam też drugą córkę, która ma dwoje dzieci, w wieku jedenastu  i trzynastu lat, i mieszka w Niemczech. Na szczęście ona z wnusiami bywa w Polsce regularnie, przynajmniej trzy razy w roku – mówi pani Maria.

Na styku kultur

Brak pracy, chęć polepszenia warunków bytowych, szukanie nowych wyzwań. Przyczyny emigracji są różne. Otwarcie granic po wstąpieniu do Unii Europejskiej skutkowało ogromną falą wyjazdów. Obecnie w Wielkiej Brytanii mieszka grubo ponad milion Polaków. Znaczny procent z nich stanowią dzieci – zarówno te urodzone nad Wisłą, jak i te, które przyszły na świat już na Wyspach. Podobnie jest w innych krajach, które stały się przystanią dla rodzimych emigrantów. Według ostatniego Narodowego Spisu Ludności, z Polski za granicę razem z rodzicami wyjechało i mieszka dłużej niż trzy miesiące ponad 235 tysięcy dzieci. Największą liczbę w tej grupie, 80 tysięcy, stanowią najmłodsi, którzy nie ukończyli jeszcze szóstego roku życia. W dalszej kolejności są 7-13-latkowie (67 tysięcy) oraz nieco starsi nastolatkowie w wieku 14-16 lat (25 tysięcy).

To suche liczby, za którymi niejednokrotnie kryją się rodzinne tragedie, tęsknota, smutek, łzy. Proces asymilacji młodych ludzi w nowym środowisku i odnajdywanie przez nich własnej tożsamości to odrębne zjawisko, które często swoje apogeum osiąga już w wieku dojrzałym. „Kim ja w końcu jestem – Polakiem, Brytyjczykiem, mieszańcem?” – to pytanie, które często powraca. A odpowiedź na nie nie jest ani prosta, ani jednoznaczna.

– Rozumiem, że taki mamy współczesny świat, że trzeba w nim jakoś funkcjonować, ale ciężko mi sobie z tym wszystkim poradzić. Mam dwóch wnuków, obaj mieszkają w Londynie, a nasz kontakt praktycznie ogranicza się do rozmów przez telefon, średnio raz na dwa tygodnie – mówi pan Władysław z Ustki, którego syn razem z żoną wyjechał z kraju jedenaście lat temu. Mimo że z wykształcenia jest politologiem, w Anglii od początku pracował jako budowlaniec. Bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej, z czasem dorobił się własnej niewielkiej firmy. Finansowo nie narzeka, chociaż, jak przyznaje, są chwile kiedy tęskni za rodzinnymi stronami i zdarza się, że nawet myśli o powrocie. Szczególnie teraz, kiedy nie wiadomo co przyniesie Brexit i jakie będą jego konsekwencje. Z drugiej jednak strony wątpi czy odnalazłby się w polskich realiach, głównie jeśli chodzi o wszechobecną biurokrację i załatwianie spraw urzędowych. Ale tęsknota co jakiś czas wraca.

 – Z wnukami jest już trochę inaczej. Jeden ma trzynaście lat, a drugi, który urodził się na obczyźnie, osiem. Owszem, mamy z nimi dobry kontakt, ale odnoszę wrażenie, że oni przesiąkli tamtą kulturą, nawet zaciągają z angielska, a ich sposób myślenia na różne sprawy jest typowo zachodni. Irytuje mnie ta polityczna poprawność, której podobno uczą ich w szkole. Dobrze chociaż, że chodzą do kościoła i polskiej szkoły sobotniej, bo całkiem by się wynarodowili. Niestety, nie ma między nami takiej bliskiej więzi, jaką ja miałem ze swoimi dziadkami. Bardzo nad tym z żoną bolejemy, ale cóż można zrobić? – rozkłada ręce pan Władysław.

Wschody i zachody słońca

To duże wyzwanie i poważne konsekwencje. Psychologowie nie mają wątpliwości – długotrwała emigracja i wiążąca się z tym rozłąka z najbliższymi skutkuje wieloma negatywnymi skutkami. Jednym z nich jest osłabienie rodzinnych relacji, co z czasem może prowadzić nawet do ich całkowitego zaniku. Dziadek czy babcia znani z ekranu komputera bądź telefonu komórkowego to nie to samo co fizyczna obecność, a wspólnie spędzane święta Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy bądź krótkie, kilkudniowe wizyty, to zaledwie namiastka. Tylko nielicznym udaje się na dłużej towarzyszyć swoim najbliższym na obczyźnie.

– Mieszkam w Oksfordzie od ponad dwóch lat, przyjechałam tu na zaproszenie córki. Po śmierci męża ciężko mi było dojść do siebie, dlatego zdecydowałam się wyjechać, żeby być razem z rodziną. Jak jest okazja, to dorabiam sprzątając mieszkania bądź piekąc ciasta, ale przede wszystkim pomagam córce i zięciowi w zajmowaniu się ich dwójką dzieci. Wnuki, chłopiec i dziewczynka, mają cztery i pięć lat – wylicza pochodząca spod Gdańska pani Alicja. Kobieta nie kryje, że czas spędzany z rodziną jest bezcenny. Jak przyznaje, szybko zaaklimatyzowała się w nowym środowisku, tym bardziej, że w okolicy nie brakuje pięknych terenów, gdzie można odpocząć z daleka od miejskiego gwaru i zgiełku. Piesze wycieczki i odpoczynek na łonie natury wpisały się już w tygodniowy rodzinny grafik. 59-latka podkreśla jednak, że docelowo chciałaby wrócić do Polski. Najbardziej brak jej rodzimego języka, którego poza domem nie słyszy zbyt często, znajomych, a także polskich wschodów i zachodów słońca.

– Planuję, że trochę tu jeszcze , pomogę dzieciom i pewnie wrócę do kraju. Niby jest ładnie, niby przyroda piękna, ale jednak mam poczucie, że jakaś taka nie nasza. Nie przesadza się starych drzew – konkluduje.


Piotr Gulbicki - Tygodnik Cooltura


CZYTAJ TEŻ:

Izba Lordów ostrzega przed wpływami Rosji na Bałkanach

Rząd każe bankom szukać nielegalnych imigrantów

Posłowie rekomendują zmiany w polityce migracyjnej


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama