Martyna na krańcach świata
Gwiazda telewizji TVN rozpoczęła w ubiegły piątek spotkanie w POSK-u od swoich wrażeń z przyjazdu po latach do Londynu. – Świat się zmienił, przeszłam przez lotnisko, machając tylko dowodem osobistym. Dzisiaj przyjazd do Londynu jest równie dużym wysiłkiem jak przejazd w Warszawie z jednego końca na drugi. I trwa to podobną ilość czasu.
- 22.11.2009 07:31 (aktualizacja 01.08.2023 22:17)
Spotkanie miało na celu zaprezentowanie oferty biura podróży, z którym dziennikarka współpracuje. Przy okazji słuchacze dowiedzieli się też o kilku faktach z życia, np. o podarowanym jej wężu, który upodobał sobie łazienkę. – Muszę wam powiedzieć, że jeden mój związek właściwie po części rozpadł się przez te węże… przez to, że Duduś, czyli boa dusiciel, mieszkał z nami – opowiadała Wojciechowska.
Prezenterka nawiązała także do swych tragicznych przeżyć, czyli wypadku samochodowego na Islandii, w którym zginął jej przyjaciel, a ona sama doznała złamania kręgosłupa. – Trafiłam do lekarza, który powtarzał mi ciągle, że będę musiała zmienić styl życia. Nic miało nie być takie samo. Przez 8 miesięcy miałam założony gorset ortopedyczny, metalowy pancerz. Najpierw jeździłam na wózku, potem chodziłam o kulach. I właśnie wtedy, żeby bardziej zmotywować się do rehabilitacji, postanowiłam, że zdobędę Everest.
Martyna Wojciechowska ma już na koncie 6 najwyższych szczytów na 6 kontynentach. Wśród nich jest też Everest. – Pojawiła się grupa osób, która stara się zdeprecjonować wejście na tę górę, mówiąc, że wchodzą tam nawet zorganizowane wycieczki. My nie mieliśmy Szerpów, którzy wycierali nam nos, bo i takie rzeczy się tam zdarzają, rozwijali dywany, czy włączali DVD. Byliśmy samodzielni – mówiła Wojciechowska, dodając: – A nawet jeśli ktoś by wam to wszystko ułatwił, to nikt za tę osobę, która zdecydowała się wspinać, tego nie zrobi. Nikt nie będzie cierpiał choroby wysokościowej i nikt się nie będzie zmagał z własnymi słabościami za was. Niemożliwością jest też wnieść kogoś na taką górę. Fizycznie i technicznie jest to niewykonalne. Więc jak słyszę takie komentarze, to myślę sobie, że mówią to ludzie, którzy nigdy tam nie byli. Takie opinie najłatwiej się wygłasza z kanapy przed telewizorem.
Martyna wspomniała też o odkryciu swojej najnowszej pasji, którą jest pisanie. Ale i tu znaleźli się krytycy. Padło pytanie jaką postawę ma dziennikarka wobec spotkanych na drodze ludzi, bo jej książka o Etiopii „Ale czat!” sugeruje, że raczej niewiele z nimi rozmawia, a poza tym reżyseruje rzeczywistość na potrzeby telewizji. Martyna odparła: – Rzeczywiście trudno się przebić przez ich pancerz. Ale to nie jest tak, że w książce nie ma rozmów. Ważną dla mnie była np. rozmowa z pustelniczką, która mieszkała w Lalibeli. Mówiłyśmy o tym, czym jest poświęcenie się dla Boga. Kobieta porzuciła dzieci, żeby zostać pustelniczką. Ja nie mogłam zrozumieć tego wyboru. I o tym piszę. Choć szanuję wybory wszystkich ludzi.
– Moja druga książka, „Kobieta na krańcach świata” składa się głównie z rozmów – dodała Martyna. – Tutaj piszę tylko o ludziach i po raz pierwszy mierzę się z reportażem. Do tej pory nie uprawiałam tej formy literackiej, a uważam to za najważniejszy gatunek.
Martyna Wojciechowska - dziennikarka i prezenterka telewizyjna, związana ze stacją TVN. Redaktor naczelna pism „National Geographic Polska” i „Traveler”. Współwłaścicielka biura podróży „Martyna Adventure”. Prywatnie mama półtorarocznej Marysi.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze