Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

My vs Oni, czyli kto jest winny przestępstwom w Wielkiej Brytanii?

Wiązanie kwestii przestępczości z równie istotną kwestią imigracji jest jednym z najbardziej konsekwentnie i uporczywie podejmowanych tematów w obecnych dyskusjach Brytyjczyków.

Od wielu lat wydaje się, że tutejsze media o niemalże każde wykroczenie obwiniają przybyłych i mieszkających w ich kraju imigrantów. Prawdopodobnie nieco nieprzemyślany pomysł tutejszego rządu polegający na otworzeniu swoich granic przed niemal całym światem sprawił, że ludzi do zrzucenia winy - na szczęście dla nich - mają pod dostatkiem. Jednakże wydaje się, że kwestia imigracji (jak również sami imigranci) powoli zaczynają wymykać się władzom brytyjskim spod kontroli, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Obcokrajowiec – kozioł ofiarny

Ponad rok temu londyński dziennik „Daily Telegraph” opublikował artykuł, który wzbudził burzę kontrowersji, zarówno wśród rodowitych Anglików jak i przybyłych na wyspy obcokrajowców. Informował on, że w roku ubiegłym jeden na pięć przestępstw na terenie Wielkiej Brytanii popełnionych zostało przez obcokrajowców. Nieuchronnie, owe informacje oburzyły Brytyjczyków. Ich reakcje jednak były wyjątkowo wyrozumiałe dla oskarżanych, a mniej dla brytyjskiego rządu. Komentarze na stronach internetowych takich jak „politics.co.uk” w dziale imigracja mówiły między innymi: „Jeden na pięć przestępstw popełnianych przez imigrantów, ale kto popełnia pozostałe 4 z 5? Dlaczego nie powiemy, że 80% przestępstw popełnianych jest przez rodzonych Brytyjczyków? Obwinianie obcokrajowców i wrogie nastawienie do nich stało się tu normą. Byłoby bardziej fair powiedzieć, że ilość przestępstw zwiększyła się po prostu w całym kraju. Obwinianie ich to kolejna wymówka”. Inni natomiast pisali: „Te statystyki nie dziwią już nikogo oprócz naszych niekompetentnych polityków.”

Nasuwają się więc pytania, jak to jest naprawdę z kryminalistami w Wielkiej Brytanii? Kto próbuje sterować umysłami Brytyjczyków, a może nawet samych mediów? Kto sprawia, że tylko niektóre sprawy zostają poruszane, a wybrane przestępstwa opisywane i nagłaśniane? Czy statystyki naprawdę odzwierciedlają rzeczywistość czy może uwidaczniają fakty na pozór wygodniejsze, kryjąc te niezbyt pochlebne gospodarzom?

Zła norma

Biorąc pod uwagę fakt, że niemalże co piąta osoba mieszkająca na terenie Wielkiej Brytanii jest obcokrajowcem, statystyki te nie powinny już nikogo ani dziwić, ani nawet specjalnie niepokoić.

Praktyka wskazywania palcem na innych zamiast patrzenia na siebie stała się normą w brytyjskich mediach, a przede wszystkim polityce. Widoczne braki w systemie (ostatnie kontrowersje na temat wydawania milionów funtów na tłumaczy w więzieniach, niewystarczalne ilości oficerów policyjnych czy nawet fałszywe dane policji na temat ilości popełnianych przestępstw) powodują, że winić za wszystko imigrantów jak zawsze jest najłatwiej. Do czego to jednak prowadzi i jak długo potrwa zanim sytuacja całkowicie wymknie się z spod kontroli? Co więcej, winiąc i stereotypując poszczególne narodowości o przestępstwa i różnego rodzaju wykroczenia nie znając dokładnych faktów sprawia, że dostają oni etykiety, których nie łatwo się pozbyć. Jedna osoba, jedno wydarzenie lub jeden artykuł potrafi nadać opinię całemu narodowi.

Jakie mogą być tego konsekwencje? Kim i dlaczego są prawdziwi kryminaliści Wielkiej Brytanii?

„Oni-My” - nowy rodzaj rasizmu?

Warto przeanalizować kwestię tzw. „nowego rasizmu” lub może nowej, pozornie subtelniejszej formy, jaką przybrał. Nowy rodzaj rasizmu różni się oczywiście od tego starego, czyli niewolnictwa, segregacji, systematycznej dyskryminacji i poczucia wyższości białych ludzi. Nowy rasizm stara się być demokratyczny i pozornie budzący szacunek, co znaczy, że przede wszystkim zaprzecza on temu, że takowym rasizmem w ogóle jest. Wydaje się, że za jednego z najwidoczniejszych praktykantów tego niepokojącego zjawiska mogą uchodzić największe krajowe media brytyjskie. Większość czytelników, szczególnie białych Brytyjczyków z tzw. „working class” czerpie informacje z codziennych dzienników prasowych, takich jak „The Sun” czy „The Daily Mirror” (nie zawsze w pełni obiektywnych), których nagłówki najczęściej łączą sensacje i złe czyny z obcokrajowcami. Ci czytelnicy z powodu ignorancji lub zwykłego lenistwa nie sięgają do innych, alternatywnych źródeł informacji, wierzą więc temu, co dana gazeta napisze i są jej wierni, w zamian oczekując przede wszystkim sensacji. Gazety te często skupiają się na imigrantach, a przede wszystkim na mniejszościach etnicznych (Afrykańczykach czy Hindusach) oraz w ostatnich kilku latach niewątpliwie również na przybyszach z Europy Środkowowschodniej (Polacy w tej grupie są niestety najpopularniejsi), nieuchronnie tworząc strukturę pt. „My” (urodzeni tutaj) i „Oni” (przybysze z innych krajów). Przy czym warto zauważyć, że „My” najczęściej mają dużo więcej do powiedzenia, „Oni” natomiast nadal jeszcze nie mają wystarczającego dostępu, aby móc się wypowiedzieć lub - co więcej - obronić.

Schemat działania

Kiedy na łamach prasy brytyjskiej i najpopularniejszych dziennikach takich jak „The Sun”, „The Daily Mail”, „Daily Mirror” czy „Evening Standard” poruszana jest kwestia imigracji, teksty często ograniczane są do następujących wydarzeń:

- Nielegalni imigranci „napływający w rekordowych ilościach” na teren Wielkiej Brytanii

- Reakcje polityków na te przyjazdy

- Problemy socjalne (zatrudnienie, zdrowie, ubezpieczenie) związane z obcokrajowcami

- Charakterystyka poszczególnych kultur i podkreślanie jak inne są od „nas” lub jak groźne mogą dla nas być (tzw. „islamofobia” w brytyjskich gazetach takich jak „The Sun” czy „Daily Mail” po atakach 9/11 oraz wybuchach 7/7 w Londynie)

I wreszcie…

-  Ciągłe skupianie się na zagrożeniach: przemocy, przestępstwach, narkotykach, prostytucji, przemytach i innych wykroczeniach podkreślanych często w odniesieniu do imigrantów

Taki negatywny rodzaj przedstawiania tematu sprawia, że prowadzi on do równie negatywnych odczuć w umysłach mniej poinformowanych czytelników. Co w takich artykułach znajdujemy najczęściej, to podkreślanie wykroczen „obcych”, zapominając czasem (świadomie lub nie) o donoszeniu o wykroczeniach tutejszych, które jakby rzadziej trafiają na okładki dzienników.

Systematyczne negatywne prezentowanie „Obcych” przyczynia się do tworzenia lub utrzymywania negatywnych modeli, stereotypów, uprzedzeń oraz ideologii na temat przybyłych, a przy tym prawdopodobnie do ciągłego reprodukowania nowego rodzaju rasizmu, który objawia się w postaci niechęci czy strachu brytyjczyków, przed tym, czego nie znają.

Przypadek muzułmański

W przypadku muzułmanów (urodzonych co prawda w Zjednoczonym Królestwie, ale nie asymilujacych się w pełni z brytyjskim społeczeństwem), szczególnie po wydarzeniach takich jak 9/11 atak na World Trade Center w Ameryce oraz 7/7 wybuchów w Londynie stali się oni kimś obcym i poniekąd niebezpiecznym w oczach wielu Brytyjczyków. W pewnym momencie nawet słowo „Muslim” równocześnie znaczyło „terroryzm”. Propaganda i zwyczajna ignorancja sprawiły, że sprawy zaszły jednak za daleko. Kwestia asymilacji stała się nagle pierwszorzędna, ponieważ jeśli dana osoba odmawiała ubierania się i przyjmowania kultury tzw. brytyjskiej (którą tak trudno zdefiniować), równocześnie stawała się ona wroga dla kraju.

Rzecznik dla brytyjskiej rady muzułmanów w Wielkiej Brytanii powiedział na łamach Radio Free Europe/Radio Liberty o brytyjskich tabloidach: „Krzywdzą nas, sugerując, że każdy muzułmanin sympatyzuje z terrorystami”. Przy tytułach krzyczących: „Gang muzułmanów zrobił pranie mózgu mojemu synowi” (The Sun 16/10/08), czy „Intryga muzułmanów, aby ściąć głowę żołnierzowi w UK” ( Evening Standard, 29/01/2008), które przepełnione były subiektywizmem i sprawiały, że nieuchronnie narastała pewna wrogość do całej społeczności muzułmańskiej. Słowo „muslim” najczęściej bowiem pojawiało się w gazetach w negatywnym znaczeniu.

Stereotypy – skąd się biorą?

Podobnie było i jest od wielu lat z problemem morderstw z użyciem broni palnej lub noża, który nosi przy sobie niewątpliwie wielka ilość ludzi na terenie Wielkiej Brytanii. Jest to problem niezwykle poważny i nurtujący brytyjskie społeczeństwo, teraz bardziej niż kiedykolwiek, kiedy liczba morderstw za pomocą noża wzrosła w UK podwójnie w roku 2007.

Jako że często słyszy się, że to czarni ludzie tworzą najwięcej gangów, kwestia najczęściej skupia się na czarnych ofiarach i nosicielach broni, poruszając tym tylko jedną część problemu. Czarni mieszkańcy Londynu nadal zatrzymywani są i aresztowani częściej niż biali i nikogo to nawet już nie szokuje. 21-letni David Blake, Jamajczyk urodzony w UK nie dziwi się już, gdy policja notorycznie zatrzymuje go na ulicy, mimo że nigdy nie robi nic wbrew prawu. - Jeśli policja mnie zatrzymuje, nie denerwuję się jak inni czarni, ale wiem dobrze, że jestem zatrzymany tylko i wyłącznie z powodu koloru mojej skory, nawet, jeśli jestem całkowicie niewinny. To fakt, że 80% osób aresztowanych za posiadanie noży to ludzie czarni, więc to tak jakbyśmy sami tworzyli stereotypy. Co jednak jest ważne, to co rząd tak naprawdę robi, aby poradzić sobie z tym problemem. Ciągle najwięcej jest morderstw w tych samych dzielnicach i popełnianych przez ludzi z podobnych środowisk, najczęściej czarnych. To się działo od zawsze, tylko, że teraz nagle sprawa jest bardziej nagłaśniana i dobrze, tylko czy to coś zmieni?” - zastanawia się David.

Źródła uprzedzeń

„To są naturalne reakcje większości na mniejszość, która może przynosić jakiś rodzaj zagrożenia. Media są sługami publiczności, a ona szuka sensacji” - tłumaczy Marek, Polak pracujący w więzieniu dla nieletnich koło Heathrow. - Nie uważam, aby media były uprzedzone do imigrantów. Są wyjątki, o których głośno krzyczymy w naszych mediach czasami, ale jak często widzimy „headlines” negatywnie przedstawiające mniejszości rasowe/narodowe/religijne? Prawie nigdy - rzetelnej prasy pilnuje „The Press Complaints Commission”, której wszyscy tu się boją, bo wlepiają wielkie kary. Dużo gorsze rzeczy czytałem w polskich mediach o Brytyjczykach/mniejszościach na wyspach, ale nas nikt tu nie pilnuje. Sądzę, że uprzedzenia do „obcych” są w Wielkiej Brytanii i tak dużo słabsze niż w innych krajach Unii Europejskiej. Holendrzy, np. nie potrafią poradzić sobie z rosnącą liczbą muzułmanów w ich kraju - dodaje Marek, który mieszka na Wyspach Brytyjskich juz od 25 lat.

Trochę innego zdania jest natomiast 24-letnia Janine Philogene, pochodząca  z wyspy karaibskiej St.Lucia: „Ludzie, którzy udostępniają dane na temat imigracji i przestępstw nigdy nie pokazują drugiej strony medalu, publikują tylko to, co tyczy się imigrantów. Jamajczycy dopuścili się wielu przestępstw w przeszłości, a teraz cała populacja zachodnich Indii czy Karaibów w UK ponosi konsekwencje za to, co kilku Jamajczyków kiedyś tam zrobiło. Inne kraje tego nie robią, w moim kraju gazety nie rozpisują się na temat Anglików i nie generalizujemy, ze np. wszyscy Anglicy przyjeżdżający do nas to oszuści. Nie mogę znieść tego jak brytyjskie media portretują imigrantów, kiedy cała ich ekonomia oparta jest na ciężkiej pracy tych właśnie ludzi”.

- Nawet jeśli doświadczysz sytuacji, nadal nie jest sprawiedliwe, aby generalizować cały naród, jak twierdzi Warszawianka Monika, mieszkająca na południu Londynu. Została napadnięta dwa razy w ciągu ostatnich dwóch lat, raz przez Litwinów, którzy grozili jej nożem i  obrabowali miejsce pracy, a drugim razem przez czarnego chłopaka, zaraz na progu swojego mieszkania na East Street, koło Elephant and Castle. - Szczerze, to teraz świadomie unikam czarnych ludzi, którzy wyglądają podejrzliwie i tak samo wschodnio - europejskich zbirów. Nic na to nie poradzę, boje się, że to się powtórzy, chociaż nie chce nikogo generalizować tylko teraz rozumiem, dlaczego niektóre narodowości mają taką a nie inną opinie. Jeśli ktoś zostałby zaatakowany przez Polaka, trauma może sprawić, że uprzedzi się do wszystkich Polaków, to zrozumiałe. - tłumaczy Monika.

Wyspy nowym domem polskich kryminalistów

W ostatnich latach najwięcej przestępstw wiąże się z przybyszami z Europy Środkowowschodniej, z Polakami liderującymi na czarnych listach. W 2007 roku  Daily Mail opublikowal  tabele przestępstw 20 krajów, które w ciagu 6 miesiecy popełniły najwięcej przestępstw na wyspach. W danych udostępnionych przez Metropolitan Police na pierwszym miejscu uplasowali się nasi rodacy. W opisie, podobnie jako o muzułmanach i terroryzmie, nie brakowało jednoznacznych określeń i przymiotników: „Największymi przestępcami są Polacy, którzy napłynęli do Brytanii w rekordowych ilościach od czasu poszerzenia granic Unii Europejskiej.” Tekst informowal, że Polacy odpowiedzialni byli za 2.310 przestępstw w ciągu 6 miesięcy w tym 583 ataki przemocy i 32 napaści na tle seksualnym. Tego typu artykuły zwracają na siebie uwagę nie tylko szokującymi faktami, ale również negatywnymi zwrotami w stylu „najwięksi przestępcy” czy „napłynęli w rekordowych ilościach”. Dane określenia pozostają w umysłach czytelników i taką właśnie etykietę często dostaje całe polskie społeczeństwo „uporczywie „napływające” i zakłócające „pokój” Wielkiej Brytanii.

Rok później „Mail on Sunday” donosił na swoich łamach: „Jak Polscy mordercy, przemytnicy i gwałciciele kryjący się w Wielkiej Brytanii wysyłani zostają do domu w lotach niczym z filmu »Con Air«”. Jak donosi ten sam artykuł: „przeciętnie trzech poszukiwanych Polaków aresztowanych jest na terenie Wielkiej Brytanii każdego tygodnia”.

Brak statystyk

Niestety, Polacy dość często zakłócają brytyjski spokój lub łamią prawo w ten czy inny sposób. - Jeśli chodzi o narodowości europejskie, to niestety muszę przyznać, że Polaków jest w więzieniach najwięcej. Do najczęstszych powodów, za które są aresztowani należą: bijatyki po alkoholu, szarpaniny z policją, nieporozumienia na tle językowym, jazda po pijanemu albo za »squotowanie«, jako że krąży błędna opinia wśród Polaków, że jest to nadal legalne w UK, a nie jest. Było do lat 90-tych, ale teraz jest surowo karane – tłumaczy Marek.

- Same statystyki nie mówią nam wszystkiego, bo trzeba też wiedzieć, w jakim kontekście dana sytuacja się zdarzyła i czy aresztowany stanąl przed sądem, czy tylko dostał upomnienie itp. - tłumaczy Marek, pracownik więzienia i dodaje: „Nikt takich statystyk nie zbiera, naprawdę. Możnaby się dowiedzieć ilu Polaków zostało zamkniętych, ale za co i na jak długo - tego nikt nie wie, nawet Polski Konsulat (chyba, że więzień sam się z nim skontaktuje).” - dodaje Marek, menadżer odpowiedzialny za walkę z dyskryminacją i rasizmem.

Wygląda wiec na to, że media lub ktoś ponad nimi (policja lub brytyjscy politycy), zawsze znajdą kozła ofiarnego, który zakłóci ich pozorny spokój. Informacje mogą być prawdziwe, ale sposób i częstotliwość, w jakiej są opisywane sprawia, że powstaje zbyt ogólny, często nie do końca prawdziwy obraz danego narodu.

Zamglony Albion

System socjalny i ekonomiczny Wielkiej Brytanii pozostawia wiele do życzenia, ale czy jest to wina tylko imigrantów, którzy „zakłócili spokój” kraju, czy może również panującego rządu?

Coraz więcej Brytyjczyków traci zaufanie do polityków i mediów i próbują sami uświadamiać się w kwestii imigracji, spragnieni rzeczywistości i faktów. Ci, którzy mają wiedzę i doświadczenie, nie kryją swoich opinii czy nowych odkryć i  jeśli mają możliwości (poprzez internetowe blogi, sztukę czy kulturę) postanawiają oświecać resztę społeczeństwa.

Obecnie powstaje w Anglii coraz więcej filmów o tematyce imigracji. Jednym z nich jest „Its a free world” (2007) angielskiego reżysera Kena Loacha ukazujący angielski świat przestępczy – z Polskimi imigrantami w roli głównej. Tym razem jednak osoba, która łamie prawo i zatrudnia w większości nielegalnych imigrantów to niezbyt wykształcona, aczkoliwek niezwykle rezolutna angielka (Kierston Wareing), która zakłada agencję pracy dla zdesperowanych imigrantów. Angie oscyluje pomiędzy gangami angielskimi, agencjami pracy i poszukującymi zajęcia Polakami i nielegalnymi imigrantami z Poludniowej Ameryki. Film jest przede wszystkim opowieścią o korupcji i o tym kim są imigranci dla angielskich gangów,  którzy wykorzystują ich naiwność i braki w systemie brytyjskim, aby zarobić na tym pieniądze. Kiedy Angie zostaje pobita przez dwóch Polaków, którzy domagają się swoich ciężko zarobionych pieniedzy, widzimy również z czym borykają się rodacy i co może doprwadzać ich do tak gwałtownych i brutalnych posunięć. Ważna w tej opowieści jest również postać Karola (w którego rolę wcielił się Lesław Żurek), Polaka, który nie jest zdesperowany do pracy za wszelką cenę i w jakichkolwiek warunkach, ale przyjeżdża na Wyspy Brytyjskie przede wszystkim, aby przeżyć przygodę i dlatego ma zrozumienie dla obu stron – rodaków i Angie.

Być „Bigga” niż Big Ben

W najnowszym filmie Brytyjki Suzie Halewood „Bigga than Ben” wyświetlanym obecnie w londyńskich kinach widzimy idealny przykład stereotypowania pewnych narodowości. Jest to oparta na faktach opowieść o dwóch młodych Rosjanach - Cobakka (brytyjczyk Ben Barnes) i Spikera (Andrei Chadov), którzy przyjeżdżają do „zamglonego Albionu” (tak nazywają Londyn) w poszukiwaniu  pracy. Mimo starań nie udaje im się zdobyć dobrze płatnego, uczciwego zajęcia, więc nie mają wielkich wyborów i skłaniają się do oszustw, aby przetrwać.  Z odniesieniami do stereotypów („Mieszkacie teraz w bardzo ekskluzywnej dzielnicy Londynu, musicie się więc zachowywać jak angielscy dżentelmeni a nie rosyjskie szumowiny”) młodzi podróżnicy szybko odkrywają, jak łatwo jest przechytrzyć brytyjski system, szczególnie, jeśli chodzi o biurokrację.

Film jest niezwykle aktualny, trafny i przede wszystkim odważny. Nikt, kogo na swojej drodze napotykają nasi bohaterowie nie jest urodzonym Anglikiem. W każdym urzędzie i gdziekolwiek się zwracają, mają do czynienia z innymi obcokrajowcami, którzy osiedlili się w Zjednoczonym Królestwie. Powyższy fakt ukazuje, jak bardzo angielska ekonomia oparta, a nawet reprezentowana jest przez ludzi przybyłych z zewnątrz, którzy często zapominają jak to było na początku i traktują nowo przybyłych we wrogi sposób. Po tym jak Cobakka i Spiker szybko trafiają na okładki gazet jako „poszukiwani refugees”, nikt, nawet ekspedienci w sklepach nie potrafią być dla nich przychylni, jako iż uważani są za „refugees” i nielegalnych imigrantów.

Co widać w filmie to oczywiste uprzedzenia do imigrantów i podejrzliwość, jaką nadal, po tylu latach wzbudzają wśród tubylców.

Wreszcie, jak dziecinnie łatwo jest oszukać lub przechytrzyć na pozór nieskazitelny system brytyjski pokazuje, że to może rząd a nie imigranci zawinił i bardzo, ale to bardzo się przeliczył, wierząc, że będzie mógł kontynuować czerpanie korzyści z imigrantów, obwiniając ich za wszelkie zło w kraju. Życie pokazuje, że może już nie tak łatwo zamydlić oczy ani rodowitym brytyjczykom, domagającym się prawdy ani nawet samym imigrantom.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama