Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Szklanka wody

Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Londynu, dziwiło mnie wiele rzeczy, a najbardziej to, że ludzie piją wodę z kranu bez przegotowywania i bez filtrowania. Przez pierwszych kilka miesięcy nosiłam butle z wodą ze sklepów do domu, aż wreszcie oprzytomniałam i jak rasowy londyńczyk sama zaczęłam pić kranówkę. Tymczasem w Polsce wody z kranu nadal się nie pija.

Przez pierwszych kilka miesięcy nosiłam butle z wodą ze sklepów do domu, aż wreszcie oprzytomniałam i jak rasowy londyńczyk sama zaczęłam pić kranówkę. Tymczasem w Polsce wody z kranu nadal się nie pija.
Ostatnio zdarzyło mi się dyskutować z od lat mieszkającym w Krakowie Anglikiem o kranówce. To on przekonywał mnie, że woda z kranu w Polsce spełnia wszystkie normy Światowej Organizacji Zdrowia. A mimo to kranówka przez większość Polaków uznawana jest za niezdatną do spożycia. Jest to niezrozumiałe dla Brytyjczyków, którzy „tap water“ piją hektolitrami, zamawiając ją nawet w restauracjach i pubach. Nie tylko dziwi ich nasza wrażliwość na walory smakowe wody, ale co więcej, podziwiają nas za to, że potrafimy w ogóle czuć jej smak, twardość, a już po jednym łyku jesteśmy w stanie powiedzieć, jakie minerały przeważają, czy ma wystarczającą ilość magnezu i wapnia.

Naszą wrażliwość na wodę można jednak wytłumaczyć doświadczeniem wyniesionym z popularnych w Polsce pijalni wód. Kiedy w latach 70. Anglicy prawie nie słyszeli o butelkowanej wodzie czy wodach ze źródeł i zadawalali się kranówką, tak Polacy w tym czasie tłumnie odwiedzali krynickie czy nałęczowskie pijalnie wód z przekonaniem, że to właśnie kuracja pitna uleczy wszelkie choroby. Jan, Słotwinka czy Zuber to w Polsce pierwsza liga, jeśli chodzi o wody lecznicze. W latach 70. wody z kranu się w Polsce prawie w ogóle nie pijało, bo w społeczeństwie panowało przekonanie, że śmierdzi chlorem i znajdują się w niej liczne bakterie. I zdaje się myślenie to pokutuje do dziś, bo trudno jest spotkać Polaka, który przyznaje się do tego, że kiedy jest złakniony, to pije wodę prosto z kranu i to bez przegotowania. Zdumiewa nieco ta postawa Anglików mieszkających w Polsce, którym w odwiedzinach w tradycyjnie polskich domach zabrania się gasić pragnienia kranówką i częstuje wodą z baniaczka przyniesioną ze sprawdzonej studzienki artezyjskiej.
Tymczasem dzisiaj nie powinniśmy mieć żadnych oporów przed piciem wody z kranu. Zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii spełnia ona wszelkie normy wody pitnej. W przypadku, kiedy mieszkamy w miejscu, w którym mamy wodę ze studni głębinowych nie ma już nie tylko żadnych przeciwskazań, aby tej wody nie pić, ale co więcej niejednokrotnie jet ona lepsza od kupnych wód butelkowanych.

W Instytucie Chemii Ogólnej i Ekologicznej Politechniki Łódzkiej przeprowadzono badania, z których wynika, że większość sprzedawanych w butelkach wód zawiera mniej składników mineralnych niż kranówka. Co więcej, wymagania co do wód źródlanych sprzedawanych w butelkach są dokładnie takie same jak dla wody płynącej z kranu. Na polskim rynku znajduje się ponad 200 gatunków wód butelkowanych, z czego zaledwie 30 spełnia wymogi wody mineralnej. Mimo to Polacy rocznie wydają 3 mld na wodę, bo nadal są przekonani, że woda płynąca z kranu to trucizna. Nie pomagają promocje organizowane przez wodociągi miejskie, które rozdają na ulicach polskich miast wodę w gratisowch szklankach i przekonują, że nie jest ona gorsza od wody butelkowanej, a już na pewno zdatna do picia. Aż 60 proc. Polaków przyznaje się do tego, że nigdy nie piją wody z kranu. Nie mają tego problemu londyńczycy, którzy z radością przyjęli nowinę, że 19 listopada odrestaurowano na placu Trafalgar fontannę z pitną kranówką. Co więcej, burmistrz Boris Johnson ma w planach uruchomienie kolejnych fontann pitnej wody, bo uważa, że nie tylko ich zadaniem będzie ugasić pragnienie przechodniów, ale również będą atrakcją turystyczną.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama