Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Nagradzać kraje, które ograniczą wylesianie?

Książę Walii Karol napisał we wtorek w artykule opublikowanym na łamach francuskiego dziennika "Le Monde", że kraje, które doprowadzą do ograniczenia karczowania lasów tropikalnych lub wstrzymają ich wycinanie, powinny otrzymywać rekompensaty finansowe.


Według Karola punktem wyjścia do takich wniosków jest "zaakceptowanie, że gospodarka jest zależna od przyrody, a nie na odwrót". - W końcu to przyroda stanowi kapitał, na którym opiera się kapitalizm. Świadczą o tym dziewicze lasy tropikalne - podkreślił.

Zdaniem brytyjskiego następcy tronu finansowe rekompensaty dla krajów, w których znajdują się lasy tropikalne i które ograniczą ich wycinanie, oznaczałyby, że nie będą one tak zależne od dziedzin gospodarki wymagających wylesiania. Poza tym dzięki "innowacyjnym instrumentom finansowym i długoterminowym inwestycjom (...) wielkie powierzchnie, już zdegradowane, mogłyby zostać przywrócone i pomnożyć produkcję żywności".

W opinii Karola coraz częściej taka inicjatywa jest postrzegana jako sposób na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i "zyskanie cennego czasu w naszej walce z katastrofą, jaką jest ocieplenie klimatu".

Podkreśla następnie, że rekompensaty są tylko częścią rozwiązania i same nie wystarczą, ponieważ problemem jest podejście współczesnych ludzi do gospodarki i przyrody. - (...) coraz mniej postrzegamy nasze trudności takimi, jakie są, to znaczy będącymi rezultatem utraty równowagi i harmonii z rytmami przyrody, jej cyklami i jej ograniczonymi zasobami - pisze książę Walii. - Fakt, że postrzegamy gospodarkę jako odseparowaną od przyrody, jest tylko jednym z objawów tej dysproporcji - podsumowuje autor artykułu.

Książę Karol w 2007 roku zainaugurował projekt Rainforests. Jego celem jest po pierwsze opracowywanie zachęt dla krajów, w których znajdują się lasy tropikalne, by spowolniły wylesianie, a po drugie wskazywanie związków między tym procesem i zmianami klimatu.

Celu ustalenia, ilu z nich faktycznie do strajku przystąpi. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ochronić pasażerów przed karygodną, niczym nie uzasadnioną decyzją związku Unite - oświadczył szef BA Willie Walsh, który wcześniej przedstawił związkowcom ultimatum upływające o godzinie 14 czasu lokalnego.

Straty BA w ostatnim roku obrachunkowym sięgnęły 401 mln funtów. Zanosi się na to, że w obecnym mogą się podwoić. Deficyt zakładowego funduszu emerytalnego ocenia się na 3,7 mld funtów. Przewoźnik zatrudniający ogółem ok. 40 tys. pracowników wprowadził drastyczny program oszczędnościowy obejmujący zwolnienia, zamrożenia płac i pogorszenie warunków dla nowo zatrudnianych pracowników. Związkowcy twierdzą, iż niektóre zmiany są nielegalne. Na krótkich, europejskich trasach liniom coraz trudniej konkurować z tanimi przewoźnikami, takimi jak easyJet, na transatlantyckich zaś z powodu recesji BA napotyka większe trudności w przyciągnięciu pasażerów najbardziej rentownej klasy biznes.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama