Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Ktoś cieszy się z twoich kosmetyków?

Chyba nie ma takiej osoby, która nie przechodziłaby drogi przez mękę podczas pakowania bagażu na drogę. Staramy się jak możemy, żeby przestrzegać zaleceń i rozporządzeń, a jednak czasami zdarzy się, że coś nam wyjmą z torby podróżnej. Gdzie to wszystko trafia?


Z jednej strony, mniej więcej wiemy, co możemy zapakować do bagażu podręcznego, żeby bez problemu wnieść go na pokład samolotu. Z drugiej strony, pełne gabloty z przedmiotami zarekwirowanymi przy odprawie wskazują, że jednak znajdują się niefrasobliwi pasażerowie. – Pakowaliśmy się jak zwykle w stresie, bo to było w pierwszym tygodniu stycznia, tuż po świętach, więc mieliśmy kilka spóźnionych prezentów do zabrania. Walizka, jak zwykle, już po kilku chwilach okazała się za ciężka, więc musieliśmy jakoś zapakować bagaż podręczny. – opowiada Marta, która razem z narzeczonym leciała na kilka dni do Polski. – Kiedy moja torba przejechała przez rentgena, okazało się, że coś w niej znaleziono i musiałam ją otworzyć. Byłam wściekła na siebie samą, bo przez przypadek zapakowałam do bagażu podręcznego perfumy. Nie zwróciłam na nie wcześniej uwagi, bo były już zawinięte, kiedy pakowałam torbę. Musiałam je wyjąć i zostawić na lotnisku. A szkoda, bo trochę one kosztowały – dodaje. Marta nie jest osamotniona w swojej złości, ale jak sama zaznaczyła: złości na siebie samą. – Ja musiałam oddać płyn do kąpieli, który miałam w bagażu podręcznym. To była część zestawu, oryginalnie zapakowanego, w którym znajdował się też niewielki ręczniczek. Butelka była za duża, znacznie ponad dozwolone 100 ml i niestety, musiałam się z nią pożegnać. Po prostu musiałam otworzyć torbę, wyjąć butelkę i patrzeć jak ląduje w wielkim pojemniku. Do domu przywiozłam jedynie ten maleńki ręczniczek, który mi został z całości – dorzuca pani Marzena. W takich sytuacjach wielu pasażerów zaczyna się zastanawiać, co potem dzieje się z tymi wszystkimi rzeczami, które łącznie mogą być warte całkiem spore pieniądze. – Mówią, że wyrzucają, że wszystko idzie do kosza i że potem jest niszczone, ale pewnie potem ktoś to przebiera i po prostu zabiera sobie do domu? Nie uwierzę, że niszczy się takie rzeczy jak perfumy, maści, rzeczy codziennego użytku, które są oryginalnie zapakowane i widać, że są wartościowe – zastanawia się Dominika. – Przypuszczam, że alkohol i papierosy też nie są ani wylewane, ani niszczone, nawet komisyjnie – dodaje Piotr.

Tego przewozić nie wolno
Listę przedmiotów, których nie wolno zabierać ze sobą na pokład samolotu w bagażu podręcznym opublikowano w specjalnym obwieszczeniu prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, 20 stycznia 2005 roku. Z treści dokumentu jasno wynika, że do samolotu nie wolno wnosić broni palnej (także imitacji i zabawek), noży i wszelkich narzędzi ostrych, kijów, łyżew, materiałów łatwopalnych, instrumentów strunowych, rakiet sportowych, brzytew, pojemników z gazem, farb, rozpuszczalników, żrących chemikaliów, fajerwerków, trucizn, konserw mięsnych i puszek z produktami żywnościowymi czy też napojów alkoholowych o stężeniu powyżej 70 proc. To tylko część przedmiotów, których na pokład zabierać nie wolno, a mimo to, na niektórych lotniskach widać, że są tacy pasażerowie, którzy za nic mają odgórne zalecenia. Przepisy dotyczą także m.in.: płynów. Wydaje się, że z nimi niektórzy mają najwięcej problemów. Przepisy wyraźnie stanowią, że na pokład samolotu można wnieść wyłącznie pojemniki nieprzekraczające objętości 100 ml. Na liście płynów objętych tym obostrzeniem znajdują się: woda, soki, kremy, balsamy, olejki, perfumy, żele, spraye, dezodoranty, pianki do golenia, pasty, tusze do rzęs i inne substancje o podobnej konsystencji. Ale to nie wszystko. Każdy podróżny powinien pamiętać też o tym, że pojemniki z wszystkimi tymi płynami muszą znajdować się w przezroczystych workach foliowych, a ich objętość nie może przekroczyć 1 litra.
– Dopuszczalne są pewne odstępstwa. Szczególnie w przypadku jedzenia dla niemowląt, ale musi być ono podane w trakcie lotu, a opakowanie musi zawierać fabryczne oznaczenie pojemności. W przeciwnym razie może być potraktowane jako przekraczające magiczne 100 ml i zabrane  – mówi rzecznik komendanta głównego Straży Granicznej, pułkownik Wojciech Lechowski. Gorzej jest w przypadku leków w płynie. Te można zabrać ze sobą na pokład, o ile mają posłużyć pasażerowi w trakcie lotu. Warto mieć też przy sobie ważne zaświadczenie lekarskie. Choć zdarza się to bardzo rzadko, kontrolerzy mogą czasami tego dokumentu wymagać. W przypadku braku takiego dokumentu, leki mogą być odebrane. – Stosowne informacje i ostrzeżenia są ogólnodostępne. Żaden podróżny nie powinien mieć problemu z zaznajomieniem się z przepisami i ich przestrzeganiem. Linie lotnicze mają je na swoich stronach internetowych, na lotniskach widoczne są plakaty, na niektórych zainstalowano dodatkowo monitory i na nich wyświetlane są filmy instruktażowe – wylicza pułkownik Lechowski. A mimo to bez przerwy zdarza się, że ktoś chce przewieźć za dużo.

Tysiące pojemników wartych tysiące
Tylko w ciągu 10 miesięcy (od stycznia do końca października ubiegłego roku) funkcjonariusze straży granicznej nakazali podróżnym usunięcie z bagażu podręcznego 342 621 opakowań z płynami, niespełniającymi wymagań określonych w przepisach. – Wszelkie czynności związane z usuwaniem tych pojemników prowadzone są już przez odpowiednie służby lotniskowe – zaznacza pułkownik Lechowski. Żadna ustawa i rozporządzenie, dotyczące lotnictwa cywilnego i bezpieczeństwa związanego z podróżowaniem samolotami, nie precyzują, co się dzieje z przedmiotami odebranymi podróżnym. Stwierdza się jedynie, że odpowiadają za nie zarządy poszczególnych lotnisk. Oznacza to, że każdy port lotniczy sam decyduje, w jaki sposób się ich pozbywa. Z wiadomych powodów, przedmiotami zarekwirowanymi nie zajmuje się straż graniczna. Urząd Celny także za nie nie odpowiada, bo przepisy dotyczące niebezpiecznych przedmiotów i tych, których objętość przekracza dozwolone normy go nie dotyczą. Do powiedzenia w tej sprawie mogłaby mieć służba ochrony lotniska, ale jej przedstawiciele odsyłają jedynie do przepisów ustawy. Te z kolei, wyraźnie stwierdzają, że problem powinien rozwiązać zarząd lotniska. Koło się zamyka. A rekwirowanych przedmiotów przybywa z każdym dniem. – Nie wierzę, że to wszystko jest gdzieś wyrzucane, że noże są złomowane, a perfumy zgniatane w jakichś specjalnych kontenerach. Nie wierzę, że kosmetyki są wyrzucane i nie wierzę, że alkohol jest wylewany – twierdzi Wojtek, który nie tak dawno, na jednym z lotnisk, stracił butelkę polskiej wódki. I nie można się z takimi opiniami nie zgodzić, skoro uzyskanie odpowiedzi na tak proste pytanie, jak „co dzieje się z przedmiotami odebranymi pasażerom z ich bagażu podręcznego?” jest bardziej skomplikowane niż budowa samego samolotu. Na tak proste pytanie nie jest w stanie odpowiedzieć ani brytyjska BAA, ani przedstawiciele lotniska w Luton, w Stansted, w Szczecinie, Warszawie, czy w Bydgoszczy. Wszystko sprawia wrażenie tajemnicy. Odsyłanie od urzędu do urzędu nie świadczy zbyt dobrze o urzędnikach, którzy nie są w stanie jasno stwierdzić, kto i czy w ogóle niszczy to, co zabrano nam z torby podręcznej.
– Jestem przekonana, że moje kosmetyki stoją w łazience żony jakiegoś celnika albo jeszcze kogoś innego. Kto by to wyrzucał, skoro to są markowe i drogie kosmetyki – rzuca w złości pani Iwona. Znów nie trudno się z nią nie zgodzić. – Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby to wszystko trafiało na złom, do domów dziecka, do schronisk dla zwierząt, na jakieś aukcje charytatywne. To w końcu moja własna wina i z taką ceną bym się zgodziła. Ale wściekam się, kiedy pomyślę, że ktoś to wszystko między siebie dzieli i zabiera do domu – dodaje.

Wszystko jest komisyjnie niszczone

Po kilku dniach, udaje się wreszcie dotrzeć do kogoś, kto jest w stanie rozwiać wszelkie niejasności. – Żeby uniknąć tego typu sytuacji, w których cokolwiek się komukolwiek zabiera, należy przede wszystkim przestrzegać przepisów. Jeśli już ma się w bagażu podręcznym coś, co się w nim nie powinno znajdować, wtedy rzeczywiście albo trzeba to wyrzucić, albo komuś oddać. To, co jest wyrzucane trafia do specjalnych pojemników. Nikt nie ma do nich dostępu. Kiedy są już pełne, są zabezpieczane, po czym wszystkie znajdujące się w nich przedmioty są niszczone – podkreśla Wacław Toczek, dyrektor d/s bezpieczeństwa lotniska w Gdańsku. – Wszystkie rzeczy są komisyjnie wybierane, pakowane i wywożone na wysypisko. Tam są zgniatane 20-tonową prasą i złomowane. Niczego się nie oddziela i nie segreguje. Do zniszczenia idzie wszystko. Procedura jest jasna i prosta. W żadnym wypadku przedmioty te nie są ani sprzedawane, ani licytowane. Wszystko jest najzwyczajniej w świecie niszczone – dodaje. Okazuje się też przy okazji, że władze lotniska w Gdańsku brały swego czasu pod uwagę możliwość segregowania i przechowywania odebranych pasażerom przedmiotów. Skończyło się jednak na planach, ponieważ wymagałoby to zatrudnienia kolejnych pracowników lotniska i ciągłego opisywania każdego przedmiotu z osobna. Zbędna biurokracja zdecydowała inaczej. – Koszty takiej operacji musiałyby być w czymś ujęte. Wrzucić ich w cenę biletu nie można, bo przecież większość pasażerów dostosowuje się do przepisów – zaznacza Wacław Toczek.

Wyjścia z sytuacji
Na brytyjskich lotniskach także niszczone są przedmioty odebrane podróżnym podczas kontroli bezpieczeństwa. Zaledwie 6 lat temu, lotnisko w Cardiff przekazywało zarekwirowane przedmioty organizacjom charytatywnym. Teraz wszystko jest niszczone. Każde lotnisko podejmuje własne decyzje co do losów rzeczy zabranych z bagażu podręcznego, ale z założenia, nic nie trafia w niepowołane ręce. Niektóre porty lotnicze sprzedają zatrzymane rzeczy i traktują je jako dodatkowe źródło dochodu. Robią to albo na aukcjach, albo choćby za pośrednictwem serwisu internetowego eBay. Jeszcze inne lotniska wyszły naprzeciw pasażerom i uruchomiły własne serwisy pocztowe, dzięki czemu podróżny może odesłać do swojego domu te przedmioty, które nie spełniają norm bezpieczeństwa. Oczywiście, wiąże się to ze stosowną opłatą, jak i z obostrzeniami, ponieważ przedmioty niebezpieczne nie zostaną nigdzie odesłane.
Każdy ma prawo przypuszczać i podejrzewać co tylko ma ochotę. Dlatego też każdy ma prawo złościć się i twierdzić, że to, co mu zabrano podczas odprawy, „na pewno” trafia do kogoś innego. A przecież, żeby się nie denerwować i nie dochodzić do niekiedy pochopnych wniosków, wystarczy po prostu uważać, co pakuje się do bagażu podręcznego. Wtedy będziemy w 100 proc. pewni, że nikt postronny nie używa naszych kosmetyków, ani żadnych innych przedmiotów.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama