Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Legenda króla Artura

Poszukiwanie Świętego Graala, Rycerze Okrągłego Stołu, cudowny miecz Excalibur — wszystkie te wątki łączy jeden człowiek, dzielny król Artur, który do dziś porusza wyobraźnię Brytyjczyków.

Od tysiąca lat każdy z kolejnych twórców dodaje do jego legendy swoje trzy grosze. A co wniesie najnowsza hollywoodzka produkcja o królu Arturze w reżyserii Guya Ritchiego, która właśnie trafiła do kin?

Narodziny legendy

Kiedy pewien walijski duchowny Geoffrey of Monmouth maczał pióro w atramencie, by spisać po łacinie dzieje życia króla Artura, pewnie nie spodziewał się, że jego kronika odniesie aż taki sukces. Był rok 1136, kiedy jego dzieło pt. „Historia regum Britanniae” („Historia królów Brytanii”) ujrzało światło dzienne i stało się jednym z pierwszych bestsellerów na Wyspach Brytyjskich. Nieznana jest dokładna ilość kopii, ale musiało ich być wiele (jak na średniowieczne standardy), skoro do dziś przetrwało aż 200 egzemplarzy.

Geoffrey, stawiając Artura na równi z innymi królami, czuł, że to postać nietuzinkowa. Dzielny wojownik miał żyć w V lub VI wieku i prowadzić wojska Brytów przeciwko Saksonom, którzy atakowali Wyspę po tym jak wycofali się stąd Rzymianie. Geoffreyowi nie przeszkadzał fakt, że nie ma żadnej wzmianki o bohaterze w jedynym ocalałym ówczesnym źródle opisującym saksoński najazd.

Po raz pierwszy na piśmie Artur pojawia się w dziele pisanym dopiero w roku 830, i to nie jako król, a wojownik. Walijski historyk Nennius podał wtedy listę 12 bitew, w których rycerz brał udział. Problem w tym, że wiedza pochodziła z walijskiej poezji(!), a bitwy rozgrywały się w przeróżnych czasach i miejscach.

Geoffrey znalazł na te nieścisłości radę i wymyślił własne źródło — twierdził, że opiera się na dokumentach, które są w jego posiadaniu i tylko on może je odczytać.

Opowieść o królu Arturze rozpoczyna się „dawno temu” i opisuje rządy dobrego i sprawiedliwego Uthera Pendragona, który jednak cierpiał, bo był bezdzietny. Król darzył względami zamężną księżną Igernę, ale nie był w stanie zdobyć jej serca. Zwrócił się do czarownika Merlina, który pomógł mu przybrać ciało księcia i oszukać w ten sposób księżną. Dziewięć miesięcy później narodził się Artur. Czasy były niespokojne, dlatego Merlin postanowił ukryć dziecko przed światem, wychować z dala od dworu i w nieświadomości, że jest następcą tronu.

Historia ta od razu przypadła do gustu średniowiecznym Europejczykom i stała się fundamentem pod rozwój wielkiej legendy o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu. Legendy, do której każdy kolejny autor dodawał swoją cegiełkę.

Pióro mocniejsze od miecza

Dwunastowieczny poeta Robert de Boron dopisał malowniczą opowieść o mieczu uwięzionym w skale. Po śmierci króla Pendragona rozgorzała walka o tron. Merlin używając swoich mocy zatopił w skale oręż i tylko prawdziwy spadkobierca korony był w stanie go wydobyć. Wielu próbowało, bezskutecznie, aż wreszcie o mieczu zapomniano, a toczony wewnętrznymi sporami kraj popadł w ruinę. Dopiero po latach po miecz sięgnął piętnastoletni Artur, czyli prawowity spadkobierca tronu i udało mu go się wyciągnąć ze skały bez problemu. Natychmiast został koronowany, a jego siedzibą stał się Camelot, wybudowany przez niego mocny, warowny zamek.

Na żonę król wybrał piękną Ginewrę, przed którą ostrzegał go Merlin. Na wszelki wypadek czarownik przekonał Panią Jeziora, by podarowała królowi miecz nazwany później Excalibur. Była to broń o niezwykłej wytrzymałości, ale prawdziwą moc miała pochwa, która trzymana przy ciele sprawiała, że nie umrze się od poniesionych ran.

Mimo ostrzeżeń Merlina do ślubu doszło, a jednym z prezentów był okrągły stół. Ten element jako pierwszy dodał w piśmie francuski poeta Maistre Wace w 1155 roku. Od tej pory rycerze króla Artura mieli zasiadać przy okrągłym meblu, by podkreślić, że każdy z nich jest równie ważny. Wszystkie miejsca były podpisane, oprócz jednego, przeznaczonego dla największego i najbardziej prawego z rycerzy. Jeśli siadł tam ktoś niewłaściwy, od razu umierał.

Opowieści o królu Arturze i jego rycerzach szybko zyskały popularność i rozprzestrzeniły się po Europie. Historia ta miała wiele do zaoferowania — przede wszystkim wyrazistego bohatera walczącego ze złem. Brakowało jednak kilku elementów – jak choćby zdrada. Po ślubie król i królowa żyli bardzo szczęśliwie, aż do pojawienia się rycerza Lancelota. Uwiecznienie go w piśmie zawdzięczamy kolejnemu francuskiemu poecie, Chrétienowi de Troyes, choć postać była znana wcześniej w tradycji ustnej.

Poszukiwacze Świętego Graala

Miłość Lancelota i Ginewry stała się przyczyną upadku królestwa. Lancelot trafił na dwór Artura jako młodzieniec, ale szybko został pasowany na rycerza. Okazał się świetnym wojownikiem i ulubieńcem królowej. Kiedy opuścił Camelot i wyruszył w świat, trafił do miasta zwanego Corbenic, gdzie na życie mieszkańców czyhał straszny smok. Lancelot pokonał smoka, chroniąc się przed ogniem tarczą, a potwora dźgając mieczem. W nagrodę zobaczył Świętego Graala, czyli kielich, z którego Jezus Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy. Lancelot nie mógł go jednak otrzymać, bo kochał żonę innego, a to miłość grzeszna.

Tak pojawił się w legendach arturiańskich nowy element, który z czasem stał się jednym z najważniejszych — seria przygód związanych z poszukiwaniem Świętego Graala.

Lancelot miał syna zwanego Galahad, który jak się okazało, także zasiadł przy okrągłym stole, w dodatku na miejscu przeznaczonym dla najwybitniejszego rycerza. Wkrótce potem nad stołem pojawił się obraz Graala i był to znak, że należy go odszukać. Choć wielu próbowało i zginęło, udało się to wreszcie Galahadowi. Rycerz zabrał kielich do świętego miasta Sarras na Bliskim Wschodzie, tam pojawiło się wielkie światło na niebie i Graal wzniósł się w niebiosa.

Lancelot powrócił do Camelotu, gdzie znów odżyło jego uczucie do Ginewry. Wreszcie romans wyszedł na jaw, rycerz zdołał uciec, ale królowa została skazana na śmierć przez spalenie na stosie. W ostatnim momencie kochanek ją uratował i wywiózł. Tak rozgorzała wojna wewnątrz dworu i między dawnymi przyjaciółmi.

Śmierć Artura

Dla anglojęzycznego świata postać króla Artura odkrył ponownie Thomas Malory. W 1485 roku ukazało się jego osiem opowieści zebranych w tomie „Le Morte d'Arthur” („Śmierć Artura”). Była to jedna z pierwszych drukowanych książek na Wyspach. Do dziś cieszy się popularnością i uchodzi za jeden z lepszych zbiorów legend arturiańskich. Tutaj czytamy o schyłku życia Artura.

Król rzucił się w pościg za Lancelotem i Ginewrą, którzy schronili się w jednym z walijskich zamków. Oblegał ich miesiącami, aż wreszcie doszło do ugody — Ginewra powróciła do męża, natomiast Lancelot udał się na wygnanie do Francji. Artur nie mógł jednak przeboleć zdrady i ruszył za nim. Tymczasem w domu zdradził go kolejny z rycerzy — Mordred, jego syn z nieprawego łoża. Ogłosił się władcą, przejął królestwo i żonę. Artur nie miał wyboru, musiał wracać i walczyć.

Finałowa bitwa trwała cały dzień, a w jej zamieszaniu Artur upuścił swój wspaniały miecz i jego pochwę, dającą ochronę. Choć trafił włócznią w serce Mordreda, ten zdołał jeszcze śmiertelnie ranić go mieczem. Krwawiący Artur trafił na wyspę Avalon, która jest celtyckim rajem, a jego ranami zajęły się trzy tajemnicze dziewice. Ciała króla nigdy nie odnaleziono. Mówi się, że spoczywa pod wzgórzem, wraz ze wszystkimi swoimi rycerzami, gotowy po raz kolejny ocalić kraj, gdy zajdzie taka potrzeba.

Legenda wiecznie żywa

Znamy już życiorys króla, ale czy możemy powiedzieć, iż był postacią historyczną? Spory na ten temat trwają do dziś i nikt nie jest w stanie wskazać jednoznacznych dowodów. Zatem jeśli nie istniał, może jego legenda była wzorowana na kimś innym? Do tej roli przymierzano kilku rycerzy, jak Owain Ddantgwyn, średniowieczny władca królestwa Powys, który wygrywał wojny z Anglami, Saksonami i Piktami, oraz Riothamus, przywódca rzymsko-brytyjski, który walczył z Gotami.

Podobnie sprawa ma się z lokalizacją Camelotu. Według opisu Geoffreya, należy go szukać w Caerleon w południowej Walii. Od czasów Tudorów z legendami arturiańskimi łączony jest także zamek Cadbury. Wykopaliska z epoki żelaza potwierdzają, że był on ufortyfikowany już w czasach okołoarturiańskich i dobrze prosperował, co sugeruje siedzibę królewską. Camelotu szukano także w Carlisle w Kumbrii, w pobliżu Muru Hadriana, gdzie Artur miał stoczyć ostatnią bitwę.

Co do zamku rycerza Lancelota, według Thomasa Malory’ego jest nim Alnwick w Northumberland. Pamiątki znajdziemy też w Hampshire, gdzie w Winchester Great Hall wisi na ścianie okrągły stół z wymalowanym portretem króla Artura. Według ekspertów, blat jest późniejszy i pochodzi z XIII wieku.

Miejsc związanych z legendą jest znacznie więcej. Hrabstwo Shropshire, leżące między Walią a Midlands, ma nawet Szlak Króla Artura, który bazuje na tym, że pierwowzorem króla miał być tutejszy władca Owain Ddantgwyn.

Nigdy też nie udało się dokładnie ustalić miejsca, które było magiczną wyspą Avalon. W tym kontekście mówi się o Wzgórzu Glastonbury, które góruje nad okolicą niczym wyspa nad oceanem.

Każda z tych teorii ma swoich zwolenników i przeciwników.

Spory do dziś

Jest jeszcze jedno miejsce związane z legendą. To walijski, malowniczo położony zamek Tintagel, gdzie miał być poczęty król Artur. Epizod ten do dziś budzi emocje.

W ubiegłym roku organizacja English Heritage rozwścieczyła dwustu walijskich historyków, po tym jak w skale pod zamkiem zleciła wykucie płaskorzeźby z twarzą Merlina oraz zaplanowała postawienie statuy Artura.

Historycy nazwali takie poczynania próbą uczynienia z zabytku „bajkowego parku rozrywki”, a nawet jego „disneylandyzacją”. Przypomnieli, że to siedziba historycznych władców Kornwalii i Devonu, oraz ważny punkt handlowy, który łączył ten kraj z Bizancjum.

Sami jednak musieli przyznać, że nie wszyskich interesuje prawdziwa historia, a zamek jest odwiedzany głównie ze względu na legendy arturiańskie i to już od XVII wieku. Prawdziwy boom nastąpił w wieku XIX wraz z modą na średniowiecze i rozwojem kolei. Dziś Tintagel jest jedną z pięciu najczęściej odwiedzanych atrakcji pod kuratelą English Heritage i przyciąga około 200 tysięcy odwiedzających rocznie. W lecie pojawia się tu nawet 3000 osób dziennie.

Jonathan Jones, felietonista Guardiana, w poczynaniach English Heritage nie widzi jednak niczego złego, wręcz przeciwnie — trzeba wspierać legendę. Według niego król Artur jest jednym z największych wkładów Brytanii w kulturę światową i trzeba to celebrować. Władca był już sławny, kiedy Brytania była jeszcze nieznaną wyspą, gdzieś na obrzeżach średniowiecznej Europy.

Według felietonisty, historia i podania ludowe nie są ze sobą w sprzeczności. Jak pisze: „Przecież turyści odwiedzają Grecję, między innymi dlatego, że znają jej bogatą mitologię”. 

Po całym sporze, przedstawiciele English Heritage stali się jednak ostrożniejsi. Ustawiona tu figura rycerza z mieczem została nazwana „Gallos”, co po kornijsku znaczy „Moc”. Mówi się o niej, że była zainspirowana legendami o Arturze, ale także całą historią zamku.

Artur filmowiec

Legenda wciąż żyje i na naszych oczach dodawane są do niej nowe elementy. W XX wieku król Artur pojawił się na scenie i na ekranie. W latach 60. na Broadwayu powstał musical „Camelot” z Richardem Burtonem w roli głównej. Nawiązania filmowe to na przykład „Excalibur” z 1981 roku, czy „Król Artur” z 2004 roku, grany przez Clive’a Owena.

Jaką wersję legendy ma zatem dla nas Guy Ritchie, brytyjski reżyser i twórca takich filmów jak gangsterski „Przekręt”, szpiegowski „Kryptonim U.N.C.L.E.” czy nowy „Sherlock Holmes”?

Z recenzji Guardiana wiemy, że film jest „zaskakująco rozrywkowy”, ale także, że łączy elementy „Króla Lwa”, „Gladiatora”, „Wściekłych psów” oraz „Hobbita”… W roli głównej występuje Charlie Hunnam znany przede wszystkim z serialu o gangu motocyklowym „Synowie Anarchii”, a partnerują mu Jude Law i Eric Bana.

Czy nowa produkcja ma jakieś szanse odbić piętno w masowej świadomości i rzucić nowe światło na mit arturiański?

Czy film wypakowany scenami walki z szybkim montażem w połączeniu ze zwolnieniami akcji, będzie wersją legendy na miarę naszych czasów? Przekonamy się w kinach.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama