Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Clegg chce rozdać akcje banków

Lider liberałów, wicepremier Nick Clegg zaproponował, by akcje dwóch grup bankowych, w 2008 roku uratowanych przez rząd przed upadkiem, rozdać 46 milionom wyborców.

Z pisemną propozycją w tej sprawie zwrócił się do ministra finansów.

W zamian za zastrzyk kapitału szacowany na 66 mld funtów poprzedni rząd Partii Pracy w imieniu podatnika przejął 83 proc. udziałów RBS (Royal Bank of Scotland) oraz 41 proc. LBG (Lloyds Banking Group).
 

Rząd Gordona Browna zaznaczył, że posunięcie jest tymczasowe i akcje z czasem odsprzeda. Obecny rząd Davida Camerona nie może jednak tego zrobić, bo podatnik musiałby na tym stracić.
 

Realizacja propozycji Clegga oznaczałaby, że każdy dorosły mieszkaniec wysp figurujący na liście wyborców lub posiadający numer ubezpieczenia socjalnego (tzw. NIN), a więc także imigranci legalnie zatrudnieni, otrzymałby 1 450 akcji RBS i 450 akcji LBG.
 

Po aktualnej cenie akcje byłyby warte 771 funtów. Ale obdarowanym nimi nie wolno byłoby ich sprzedać do czasu, aż cena nie osiągnie poziomu, na jakim rząd sam je przejął - 50,4 pensa w przypadku RBS i 73 pensów w odniesieniu do akcji Lloydsa. Ich obecna cena rynkowa wynosi odpowiednio 38,65 pensa i 47 pensów.
 

Po przekroczeniu progu, przy którym rząd w 2008 roku przejął akcje obu grup bankowych, ich posiadacz mógłby je odsprzedać i zatrzymać różnicę między ceną, po której je sprzedał (rynkową), a ceną, po której nabył je rząd (minimalnym progiem). Od transakcji naliczany byłby podatek od przychodów kapitałowych.
 

Analitycy przewidują, że cena akcji obu grup bankowych w miarę wychodzenia gospodarki z recesji powróci do poziomu sprzed globalnego krachu finansowego. Jeśli obecna cena akcji w ciągu 2-3 lat się podwoi, co nie jest wykluczone, to statystyczny posiadacz akcji osiągnąłby przychód w wys. ok. 500 funtów.
 

W ocenie komentatorów propozycje Clegga, które przedstawił w środę wieczór w czasie wizyty w Brazylii, mogą wywołać napięcia w koalicyjnym rządzie konserwatystów z liberałami. Realizacja propozycji oznaczałaby, że resort finansów miałby związane ręce.
 

Nie mógłby przeznaczyć przychodu ze sprzedaży akcji na załatanie budżetowej dziury, zmniejszenie pożyczek na międzynarodowych rynkach dla finansowania potrzeb rządu, ani redukcję podatków.
 

Stosunek do banków, wygórowanych premii, które bankierzy wypłacają sami sobie, ukrócenia ich ryzykownych praktyk grożących destabilizacją gospodarki i opodatkowanie ich jest jedną z linii podziału między koalicyjnymi partnerami. Liberałowie dawali do zrozumienia, że gdyby rządzili samodzielnie, to ich stosunek do banków byłby mniej wspaniałomyślny niż jest obecnie.
 

Według komentatorów, największymi przeciwnikami idei Clegga będą potężne banki inwestycyjne, ponieważ w przypadku jej realizacji rząd mógłby się obyć bez ich usług doradczych, z których korzysta przy prywatyzacji, a zatem straciłyby one lukratywne źródło przychodu.
 

Zastrzeżenia dotyczą też kosztów uruchomienia i administrowania całym przedsięwzięciem. Nie zanosi się też na to, by pomysłem były zachwycone grupy bankowe RBS i LBG, ponieważ jego realizacja oznaczałaby przedłużenie i skomplikowanie obecnej prowizorki.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama