Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kup pan tytuł, czyli codzienność brytyjskiego polityka

Nawet najstarsza demokracja świata, za jaką uważa się Wielką Brytanię, nie jest wolna od nierozerwalnie związanych ze sprawowaniem władzy skandali i afer. Tylko w XX-wiecznej brytyjskiej historii można znaleźć ich pełen przekrój – od skandali korupcyjnych przez obyczajowo-seksualne, aż po afery, których nie powstydziłby się scenariusz hollywoodzkiego hitu.

Popularne powiedzenie: pieniądz rządzi światem, coraz rzadziej budzi jakiekolwiek wątpliwości. O tym, że od pogoni za finansowymi korzyściami nie są wolni politycy, również nie trzeba nikogo przekonywać. W najnowszej brytyjskiej historii, za pieniądze, mniej lub bardziej znani politycy, oferowali szeroki wachlarz usług, od „dostępu do ucha premiera” przez korzystne zmiany w prawie, aż po tytuły szlacheckie.

Pierwszą tego typu poważniejszą aferą w XX-wiecznej polityce było ujawnienie w 1922 roku faktu, iż ustępujący wówczas z fotelu premiera David Lloyd George przyznawał za pieniądze tytuły szlacheckie a także ordery, w tym Order Imperium Brytyjskiego. Pieniądze z tego celu nie trafiały do prywatnych kieszeni, ale zasilały konto Partii Liberalnej. Afera na tyle podkopała pozycję premiera, że został zepchnięty na ubocze brytyjskiej sceny politycznej a jego partia nigdy już nie wróciła do rządów.

Nie był to bynajmniej ostatni przypadek nagradzania tytułami za wsparcie finansowe dla partii. Błąd Lloyda George’a popełnili później dwaj laburzystowscy premierzy – Harold Wilson i TonyBlair.

Wszystko na sprzedaż

Bliższa nam jest historia premiera Blaira, który w 2006 roku zgłosił nominacje do tytułów szlacheckich dla kilku osób, które wcześniej udzieliły Partii Pracy znaczącego wsparcia finansowego. W efekcie doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa (brytyjskie prawo zakazuje takich praktyk), prokuratura wszczęła śledztwo, w czasie którego m.in. trzykrotnie przesłuchiwany był sam premier (choć w roli świadka a nie podejrzanego) a odpowiedzialny za zbieranie funduszy w Partii Pracy Lord Levy trafił do więzienia (został następnie zwolniony za kaucją).

Ostatecznie prokuratura umorzyła śledztwo, choć przyznała, że fakt nominacji do tytułów szlacheckich w zamian za wsparcie finansowe miał miejsce. Nie znaleziono jednak dowodów, iż taki scenariusz został ustalony jeszcze przed wypłaceniem pieniędzy przez donatorów a to właśnie ten element był warunkiem do uznania tego procederu za przestępstwo. Wielu komentatorów było jednak zdania, że to właśnie ten skandal zakończył karierę Tony’ego Blaira, który jak wiadomo ustąpił ze stanowiska premiera i szefa partii w czerwcu 2007 roku.

Nieco inaczej wyglądała kwestia zagadkowej „lawendowej listy” laburzystowskiego premiera Harolda Wilsona. Tuż przed swoją rezygnacją w 1976 roku nominował on do tytułów szlacheckich szereg biznesmenów, którzy, mówiąc oględnie, nie sprzyjali Partii Pracy. Lista, której nazwa wzięła się od koloru papieru, na którym została spisana, wprowadziła w konsternację zarówno innych polityków laburzystowskich, jak i dziennikarzy. Kwestia takiego a nie innego wyboru nominowanych pozostaje tajemnicą, ale wiadomo, że dwóch z nich było później zamieszanych w afery finansowe, a jeden z nich, sir Eric Miller, popełnił samobójstwo podczas procesu.

Na tym bynajmniej nie kończy się lista afer korupcyjnych w brytyjskiej polityce. Tylko ostatnie lata obfitują w szereg tego typu wydarzeń. W 2012 roku skarbnik Partii Konserwatywnej Peter Cruddas podał się do dymisji po ujawnieniu przez media, że miał on oferować potencjalnym donatorom dostęp do premiera za jednorazową dotację w wysokości 250 tys. funtów. W pakiecie miała znajdować się m.in. kolacja z premierem. Biuro premiera oczywiście zaprzeczyło stosowaniu takich praktyk, ale David Cameron zdecydował się ujawnić listę spotkań ze znaczącymi donatorami na rzecz partii.

Nie brakowało również przypadków ujawnienia nielegalnych praktyk lobbystycznych. Politycy dawali się przyłapać dziennikarzom oferując wsparcie przy forsowaniu korzystnych zmian w prawie czy też różnego rodzaju „konsultingu”. Trzej byli laburzystowscy ministrowie oferowali taką pomoc w 2010 roku. Ich stawki wynosiły od 3 do 5 tys. funtów za dzień „pracy”. Bardziej kompleksowe podejście mieli rok wcześniej czterej członkowie Izby Lordów z tej samej partii. Za kwotę 120 tys. funtów mieli oni zobowiązać się do wprowadzenia konkretnych poprawek do projektów ustaw. Ostatecznie tylko dwóm udowodniono praktyki korupcyjne i w efekcie zostali oni pierwszymi od 1642 roku lordami, którym zawieszono prawo członkostwa w Izbie.

Nieco inny charakter miała afera korupcyjna z 1994 roku. Dwóch konserwatywnych parlamentarzystów oferowało bowiem za pieniądze możliwość zadawania konkretnych pytań podczas posiedzeń Izby Gmin. Mieli oni przyjmować pieniądze m.in. od ówczesnego właściciela domu handlowego Harrods, Mohameda Al Fayeda, który zresztą oficjalnie potwierdził te rewelacje. Za taką usługę życzyli sobie każdorazowo 2 tys. funtów. Obaj parlamentarzyści złożyli rezygnacje z mandatów, ale jeden z nich – Neil Hamilton, próbował dowieść swojej niewinności pozywając zarówno dziennik „The Guardian”, który opublikował rewelacje, jak i Al Fayeda. Oba procesy przegrał, choć sprawa ciągnęła się aż do 2000 roku.

Kolejna afera korupcyjna związana była z potężną machiną marketingową jaką była i jest Formuła 1. W 1997 roku rząd Tony’ego Blaira pracował nad wprowadzeniem zakazu reklamy papierosów. W tym samym czasie niemal wszystkie zespoły startujące w wyścigach Formuły 1 były sponsorowane przez koncerny tytoniowe. Władze organizacji, ze słynnym Bernie Ecclestonem na czele, postanowiły interweniować. Na tyle skutecznie, że rząd postanowił uczynić dla Formuły 1 wyjątek. Decyzja ta była szeroko krytykowana w mediach a niezależne dochodzenie ujawniło, że Ecclestone dofinansował Partię Pracy dotacją w wysokości miliona funtów. Sam premier Blair publicznie przepraszał za zamieszanie z tym związane i obiecał, że zwróci pieniądze podarowane przez szefa Formuły 1. Prace nad ustawą zostały jednak wstrzymane i została ona przyjęta dopiero pięć lat później.

Masowe wyłudzenia w Izbie Gmin

W pamięci wielu czytelników świeża jest nadal z pewnością tzw. afera madrycka w polskim parlamencie. Trzech posłów Prawa i Sprawiedliwości przyłapanych zostało w listopadzie 2014 roku na wyłudzaniu diet sejmowych na podróże zagraniczne. W efekcie skandalu kancelaria Sejmu ujawniła szczegółowe dane o wydatkach służbowych posłów, które wywołały lawinę oskarżeń o niegospodarność a nawet celowe wyłudzenia.

Brytyjczycy mieli własny odpowiednik „afery madryckiej” pięć lat wcześniej. W maju 2009 roku na jaw wyszły zakrojone na szeroką skalę na przestrzeni kilku poprzednich lat wyłudzenia publicznych pieniędzy przez członków parlamentu. Informacje te miały zostać oficjalnie ujawnione przez Izbę Gmin ale w dość okrojonej formie. Do pełnych danych dotarł dziennik „Daily Telegraph” (jak się później okazało, zapłacił za nie ponad 100 tys funtów), publikując je sukcesywnie przez kilka tygodni.

Najwięcej kontrowersji dotyczyło nadużywania przez posłów prawa do zwrotu kosztów utrzymania tzw. „drugich domów”, czyli mieszkań w Londynie wykorzystywanych podczas posiedzeń parlamentu lub w swoim okręgu wyborczym, jeśli na stałe mieszkają w innym miejscu. Dane ujawniły wiele wyłudzeń z tego tytułu. Inne kontrowersje dotyczyły choćby prób obchodzenia prawa podatkowego. Na masową skalę członkowie parlamentu korzystali również z furtki, która umożliwiała im uzyskanie zwrotu wydatków poniżej kwoty 250 funtów bez konieczności przedstawiania rachunków.

Afera pociągnęła za sobą całą falę rezygnacji, przypadków usunięcia parlamentarzystów ze swoich partii a także publicznych przeprosin. Wielu członków parlamentu zadeklarowało dobrowolny zwrot wyłudzonych pieniędzy – kwota ta sięgnęła łącznie niemal pół miliona funtów. Część danych o wydatkach nigdy nie ujrzała jednak światła dziennego – dla przykładu biuro byłego premiera Blaira poinformowało, że szczegółowe dane o jego wydatkach zostały przez przypadek zniszczone.

Nie dla wszystkich konsekwencje afery ograniczyły się do zakończenia karier politycznych. W kilku przypadkach, gdzie w grę wchodziły wyłudzenia podatkowe, doszło do procesów kryminalnych zakończonych wyrokami skazującymi.

Co ciekawe, początkowo Izba Gmin, rozważała pozwanie dziennika „Daily Telegraph” do sądu za ujawnienie danych. Prokuratura odmówiła jednak zajęcia się sprawą, uznając, że nie było to w interesie publicznym. Gazeta została później uhonorowana tytułem „Dziennika Roku” oraz „Dziennikarza Roku” dla jednego z autorów publikacji o skandalu.

Kończąc wątek finansowy, warto wspomnieć, że wolny od podejrzeń nie był nawet najbardziej szanowany polityk XX wieku Winston Churchill. W 1923 roku miał on przyjąć łapówkę w wysokości 5 tys. funtów (równowartość obecnych 125 tys funtów) od spółki naftowej Burmah Oil (poprzednik dzisiejszego BP) za lobbing na rzecz przyznania spółce monopolu na handel ropą w ówczesnej Persji.

Co ciekawe, natężenie skandali korupcyjnych wyraźnie widoczne jest im bliżej dnia obecnego. Być może ma to związek z rosnącą rolą mediów, w tym również tych nowoczesnych. Innym wyjaśnieniem może być fakt, że dzisiejsza opinia publiczna znacznie bardziej wyczulona jest na afery o charakterze finansowym. Kilkadziesiąt lat temu znacznie bardziej bulwersujące były skandale obyczajowe, toteż ówczesne media znacznie bardziej uważnie przyglądały się choćby życiu łóżkowemu czy prywatnemu polityków.

Łóżkowe przygody polityków

Skandale seksualne z udziałem prostytutek czy współpracowników są zbyt liczne, by je wszystkie wymieniać. Warto jednak wspomnieć o tzw. aferze Profumo z 1963 roku, która wstrząsnęła brytyjską opinią publiczną.

John Profumo był wówczas ministrem stanu ds. wojny w gabinecie Harolda Macmillana. Żonaty mężczyzna wdał się w romans z 19-letnią prostytutką Christine Keeler. Sam związek nie trwał długo i zapewne przeszedłby bez większego echa, gdyby nie fakt, że panna Keeler związana była równocześnie z Jewgienijem Iwanowem, attache morskim w radzieckiej ambasadzie w Londynie. Sprawa przybrała więc wymiar potencjalnego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego i stała się przedmiotem dochodzenia. Profumo zrezygnował ze wszystkich stanowisk politycznych w czerwcu tego samego roku. Jeszcze przed końcem roku dochodzenie zostało oficjalnie zakończone – nie stwierdzono bowiem zagrożenia dla bezpieczeństwa a zarzuty wobec Profumo zostały wycofane.

Pomimo tego, były już polityk nie wrócił do aktywności publicznej i poświęcił się działalności charytatywnej, którą prowadził aż do śmierci w 2006 roku. W 1975 roku został oficjalnie zrehabilitowany.

Zdarzały się również skandale natury homoseksualnej. Jednym z najsłynniejszych był tzw. Rinkagate, związany z osobą Jeremy’ego Thorpe’a, lidera Partii Liberalnej w latach 60. i 70. Thorpe, którego skłonności homoseksualne były wówczas tajemnicą poliszynela wśród brytyjskich polityków, jeszcze na początku lat 60. wplątał się w przelotny romans z modelem Normanem Scottem. Związek nie trwał długo ale zawiedziony kochanek wykorzystywał pozycję Thorpe’a do szantażowania go, ujawnieniem skłonności polityka. Sprawa ciągnęła się latami a jej kulminacja przypadła na rok 1975, kiedy to Thorpe zdecydował się na wynajęcie płatnego mordercy, który miał na zawsze „uciszyć” byłego kochanka. Najwyraźniej niedoszły morderca nie był zbyt kompetentny, udało mu się bowiem zastrzelić jedynie psa Scotta, doga o imieniu Rinka. Politykowi udało się uniknąć skazania, brakowało bowiem dowodów na to, że to on bezpośrednio zlecił morderstwo Scotta. Jego kariera polityczna dobiegła jednak końca.

Najsłynniejszą aferą obyczajową ostatnich lat jest natomiast tzw. piggate, a więc zeszłoroczne oskarżenia wobec premiera Camerona o nieobyczajne praktyki podczas studiów. Według nieoficjalnej biografii premiera autorstwa Michaela Ashcrofta, miał on uczestniczyć w obrzędzie inicjacyjnym studenckiego stowarzyszenia, który polegał na „wkładaniu intymnej części ciała w pysk martwej świni”. Anegdotę tę miał autorowi przekazać nieujawniony z nazwiska polityk konserwatywny, który powoływał się na zdjęcia dokumentujące ten fakt. Pomimo sporego zamieszania w mediach, autorowi książki nie udało się przedstawić dowodów na autentyczność historii. Sam Cameron nazwał te oskarżenia nonsensownymi.

Afera jak z hollywoodzkiego scenariusza

Jedyną w swoim rodzaju była natomiast historia Johna Stonehouse’a, laburzystowskiego polityka drugiego szeregu. Pełnił on niższe stanowiska w rządzie, gdzie odpowiadał m.in. za kwestie lotnictwa. Jego kariera polityczna nie nabrała oczekiwanego tempa, za to popadł on w problemy finansowe, które próbował rozwiązać uczestnicząc w nie do końca przejrzystych przedsięwzięciach biznesowych. Wiedząc, że jego szemrane interesy znajdują się pod obserwacją władz, postanowił uciec ale żeby zatrzeć za sobą ślady wpadł na pomysł upozorowania własnej śmierci.

W listopadzie 1974 roku jego ubrania znaleziono na plaży w Miami. Podejrzewano, że utopił się podczas kąpieli w morzu i uznano go za zmarłego. W brytyjskiej prasie pojawiły się nawet nekrologi. Sam były polityk uciekł tymczasem do Australii, gdzie jednak nie zaprzestał podejrzanej działalności, która przyczyniła się do jego schwytania. Podejrzane transfery zainteresowały australijskie władze, które po obserwacji podejrzanego nawiązały współpracę ze Scotland Yardem. Stonehouse został szybko zidentyfikowany i aresztowany w wigilię 1974 roku.
Co ciekawe, po aresztowaniu nadal pełnił on obowiązki posła, jego mandat nie został bowiem anulowany po upozorowaniu samobójstwa. W 1976 roku trafił do więzienia ale problemy zdrowotne sprawiły, że już dwa lata później został zwolniony. Wrócił nawet do polityki jako członek Partii Socjaldemokratycznej. Zmarł (tym razem naprawdę) w 1988 roku.

Na tym jednak jego historia się nie kończy. W 2010 roku ujawniono bowiem, że w 1979 roku było już wiadomo, że Stonehouse zajmował się również szpiegowaniem na rzecz Czechosłowacji. Od 1962 roku miał przekazywać komunistycznym władzom tego kraju informacje polityczne oraz techniczne, m.in. dotyczące lotnictwa. Miał za to otrzymać łącznie około 5 tys. funtów. Rząd Margaret Thatcher postanowił jednak zatuszować sprawę z racji braku wystarczających dowodów, by postawić go przed sądem.

Tym, niemal filmowym akcentem, kończymy wyliczanie największych skandali brytyjskiej polityki. Równie dobrze można jednak poświęcić temu tematowi drugie tyle miejsca. Brytyjska polityka nie jest bynajmniej wolna od afer, a ich rosnące natężenie niepokoi politologów. Korupcja w polityce nie jest już dla Brytyjczyków zjawiskiem egzotycznym, kojarzonym z odległymi krajami o niewielkich tradycjach demokratycznych, a coraz częściej chlebem powszednim, od którego nie jest wolna żadna opcja polityczna.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama