Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Camerkel wysadził z siodła Merkollande

Nie jest prawdą, że europejski szczyt ws. budżetu niczego nie osiągnął; jego wynikiem jest nowy, pragmatyczny sojusz Angeli Merkel z Davidem Cameronem, tzw. Camerkel – napisał w najnowszym wydaniu tygodnika "Independent on Sunday" publicysta John Rentoul.

"Dyplomaci i obserwatorzy nazywają nowy sojusz Londynu z Berlinem ważnym i istotnym. Nawet jeśli mają obawy, czy dotrwa do najbliższego szczytu w styczniu lub lutym, uważają, że samo jego zawiązanie jest najważniejszym wydarzeniem ostatniego dwudniowego spotkania" - napisał komentator. 

Kanclerz Niemiec uratowała w piątek Camerona, okazując zrozumienie dla jego planów redukcji kosztów brukselskiej biurokracji. Rozmowy w sprawie wieloletniego budżetu spełzły na niczym, gdy Szwecja, Holandia, Niemcy i Wielka Brytania odrzuciły projekt budżetu przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, uznając, że jest zbyt wysoki. 

Zdaniem Rentoula najważniejszym aspektem szczytu było poparcie Merkel dla Camerona. "Wysoko postawieni członkowie delegacji Niemiec uznali, że próby wyizolowania Londynu podejmowane przez Van Rompuya i przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso są nie do przyjęcia". 

"Merkel uznała propozycje Camerona za merytorycznie słuszne, nawet jeśli nie poparła go w proponowanej skali cięć" – pisze publicysta "Independent on Sunday". 

"Czyniąc tak zdystansowała się od socjalisty Francois Hollande’a opowiadającego się za wyższymi wydatkami. Podczas gdy sojusz Niemiec i Francji jest najsilniejszy w Europie, stosunki między centroprawicową kanclerz Niemiec a lewicowym prezydentem Francji nie są równie bliskie, jak były wówczas, gdy lokatorem Pałacu Elizejskiego był Nicolas Sarkozy" – dodaje. 

Cameron z kolei potrzebował poparcia europejskich przywódców, by wykazać brytyjskiej opinii, że nie jest w UE w izolacji, gdyż od początku swego urzędowania miał trudności z przekonaniem Brytyjczyków, iż Londyn ma w UE wpływy, a jego stosunkom z kanclerz Merkel zaszkodziło wyjście torysów z klubu chadeków Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. 

Głównym argumentem skłaniającym Merkel do popierania Camerona jest to, że w czasie, gdy zaangażowała się w ratowanie eurostrefy i myśli o przyszłorocznych wyborach, nie chce mieć na boku konfliktu z brytyjskim przywódcą. Innym wspólnym punktem jest podejście obojga do finansów publicznych.

"Paryż i Berlin nie zdołały uzgodnić wspólnego stanowiska w przededniu ostatniego szczytu (...) Podejście Camerona do wydatków na unijną biurokrację spotkało się w Niemczech ze zrozumieniem. Wprawdzie w grę wchodzi niewielka suma, ale ważne jest to, że znaleziono punkty wspólne" – cytuje gazeta Matsa Perssona, dyrektora ośrodka Open Europe. 

Inny komentator, cytowany anonimowo przez Rentoula, sądzi, że Camerkel nie jest trwałym sojuszem.

Uzasadnia to w następujący sposób: "Na jakimś etapie cierpliwość Berlina wobec Brytyjczyków wyczerpie się. Francusko-niemiecka lokomotywa jest najważniejszą osią w UE. Sojusz brytyjsko-niemiecki jest tymczasowy. Wszystko się zmieni, gdy za jakiś czas na porządku obrad stanie kwestia nowego traktatu politycznego. Francuzi i Niemcy dojdą do zgodnego wniosku, że Brytyjczycy nie powinni się tym zajmować".


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama