W zeszłym tygodniu premier Jarosław Kaczyński podsumował rok działania swojego gabinetu. Śledząc jego słowa, ma się wrażenie, jakbyśmy cofnęli się o dobre trzydzieści lat i ponownie zawitali w początek epoki gierkowskiej, kiedy moralność narodu, gospodarka kraju i w ogóle cała Polska brnęła do przodu, bijąc wszelkie światowe rekordy. Niestety, zarówno ówczesny, jak i obecny wódz, potrafili wykorzystać to do swej propagandy sukcesu.
Rok rządu rokiem narodu – tymi słowami można podsumować to, co premier sądzi o dwunastu miesiącach swojego panowania. Niestety, spoglądając na wydarzenia, które działy się nad Wisłą w tym czasie, podobnego optymizmu można jedynie zazdrościć. Mnie z tego roku w pamięci utkwiło zupełnie co innego niż premierowi.
Szef rządu podsumował rok swoich rządów w zeszłym tygodniu na spotkaniu z dziennikarzami w Warszawie. „Jeżeli chodzi o sytuację gospodarczą, przypomnę...” i dalej w samych superlatywach o tym, jak to rośnie PKB, płace, emerytury i spada bezrobocie. No normalnie, jakbym Gierka słuchał. Premier zapomniał dodać, że polska gospodarka uwikłana jest obecnie w wiele niezależnych światowych mechanizmów ekonomicznych, w tak dużym stopniu niezależnych od poczynań polskich polityków, że nawet Prawu i Sprawiedliwości byłoby je bardzo trudno popsuć.
Czym dalej chwali się premier? Otóż mówi między innymi o sprawiedliwości i równości społecznej, której coraz więcej w IV RP. A potem wyjaśniał, jak to z tej sprawiedliwości i równości korzysta przeciętny obywatel. Szkoda, że nie wspomniał przy okazji o strajkach nauczycieli, lekarzy i pielęgniarek, które przetoczyły się niedawno przez cały kraj. A być może celowo je przemilczał, bo tam szatan macza palce i niebezpiecznie o tym mówić.
Dalej premier chwalił się, jak to polska wieś się rozwija, a to dzięki temu, że nasze sprytne władze do perfekcji opanowały dojenie środków z Unii Europejskiej. Szkoda, że zapomniał przy tym wspomnieć, jak to jeszcze nie tak całkiem dawno był zagorzałym przeciwnikiem przystąpienia Polski do UE. Hipokryzją wielką mi tu pachnie.
Kolejna rzecz, którą premier się chwali, to polityka zagraniczna. „My rzeczywiście przestaliśmy prowadzić politykę brzydkiej panny – zaczęliśmy prowadzić politykę panny urodziwej, tak to można określić.” Spoglądając na reakcje mediów europejskich na niektóre poczynania obecnego rządu polskiego, ja bym raczej nazwał to polityką panny śmiesznej lub co najmniej panny dziwacznej.
Można by jeszcze tak długo wymieniać, czym premier się chwalił podsumowując rok swojego urzędowania. I w każdym punkcie można byłoby wytykać mu wiele nieścisłości. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na kilka innych drobiazgów. I właśnie dzięki nim ten rok premierowania na długo jeszcze zapadnie mi w pamięci. I dzięki nim też, jeśli byłby tylko taki wybór, najchętniej zakończyłbym okres IV Rzeczpospolitej i przeszedł od razu numeru V. Choć premier pewnie powiedziałby, że to sprawka szatana.
Po pierwsze więc, nie lubię IV Rzeczpospolitej za tzw. taśmy Beger. Miała być polska sprawiedliwa i prawa, a okazuje się, że czołowi politycy z obozu rządzącego dają się nabrać w prosty sposób w bambuko i odkryć przy tym swe skłonności do korupcji.
Po drugie, nie lubię IV Rzeczpospolitej za wielu ministrów, głównie za Leppera i Giertycha. A dlaczego? Długo by tu wymieniać, ale wystarczy wspomnieć seksaferę, kontrowersyjne pomysły odnośnie listy lektur szkolnych, dyskryminację nauczycieli gejów... i tak w ogóle, to przez nich cały czas jest jakiś obciach.
Po trzecie, nie lubię IV Rzeczpospolitej za ojca Rydzyka. Oczywiście ojciec Rydzyk nie jest jej wymysłem. Chodzi mi jednak o to, że to właśnie IV Rzeczpospolita jest rydzykowa. I to też jest obciach. A dlaczego? Ciekawskim polecam wizytę na youtube.com i wpisanie w wyszukiwarkę słowa „Rydzyk”.
Po czwarte, nie lubię IV Rzeczpospolitej za upublicznienie tajnej notatki na temat rozmowy Leszka Jesienia z wiceambasadorem USA. Był to jeden z licznych obciachów, który odbił się echem w innych krajach.
Za forsowanie ustawy lustracyjnej, którą zakwestionował Trybunał Konstytucyjny, to po piąte. No i w ogóle za stosunek jej do Trybunału Konstytucyjnego, a przy tej okazji za chrapkę na drobne rozgrzebywanie konstytucji.
Za inscenizowania spektakli medialnych, w których brały udział służby specjalne - to będzie już po szóste - też jej nie lubię. Chodzi mi głównie o akcję ABW, która najechała dom byłej minister Barbary Blidy, a także nieudana próba nakrycie Andrzeja Leppera przez CBA na korupcji, co także miało być spektakularnym show.
Po siódme wreszcie nie lubię IV Rzeczpospolitej, że źle się w niej czują pielęgniarki i lekarze, którzy protestują w całym kraju. Za to, że są pieniądze dla katechetów w szkołach, dla Świątyni Opatrzności, a dla służby zdrowia jakoś się nie mogą znaleźć.
Jest jeszcze wiele innych szatańskich wybryków premiera Jarosława Kaczyńskiego i ludzi z jego otoczenia, za które nie lubię IV Rzeczpospolitej. Nie mogę się już doczekać, kiedy ona się zakończy i nastanie kolejna RP V, mam nadzieję, że dużo lepsza.
No ale może to wszystko tylko mi się wydaje. Może to właśnie wspomniany przez premiera szatan mnie opętał, więc przydałby mi się jakiś egzorcysta?
Szatańskie wybryki premiera
Winny jest zawsze „układ”, „wykształciuchy”, „lumpeninteligencja” i „łże-elity”. Te słowa stworzone przez wodzów Prawa i Sprawiedliwości zna chyba każdy. Jak się jednak okazuje, z niewidzialnymi wrogami narodu nie tylko nowomową można walczyć. – Szatanów bardzo łatwo zidentyfikować. Widać te buzie, także w mediach – powiedział kiedyś premier Jarosław Kaczyński. Innym razem stwierdził: – To nie jest żadne oskarżenie pod adresem pielęgniarek czy lekarzy, bo oni mogą sobie tego nie uświadamiać, ale inni szatani są tam czynni.
- 28.08.2007 12:54 (aktualizacja 29.07.2023 10:26)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze