Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Paryski Tydzień Mody

Szaleństwo modowe znów wkrótce się zacznie - tak, to jest dokładnie ten czas, kiedy na ulicach widzicie blogerki modowe w sandałach i z gołymi nogami mimo 10ºC w Nowym Yorku. Muszę przyznać, że NY Fashion Week jeszcze przede mną, ale po raz pierwszy zaproszona zostałam do Paryża.

Kiedy zaproszenia wylądowały w mojej skrzynce pocztowej, nie posiadałam się ze szczęścia. Paryż! Pokazy! Tak, jestem tą babką, która godzinami ogląda Fashion TV (teściowa: one cały czas idą, gdzie one tak idą?). Oczywiście, zamierzałam z nich skorzystać. W końcu nasz blog istnieje dopiero od roku, więc w pewnym sensie było to swego rodzaju potwierdzeniem, że idziemy w dobrym kierunku.

Zatem o 9.00 rano wsiadłam w pociąg do Paryża. Przyznam, że trochę było mi nieswojo, tak w pojedynkę. Miałam w głowie tysiące myśli - nikt się do mnie nie odezwie, wszyscy będą się znali, a ja będę sama, jak palec, wszyscy będą rewelacyjnie ubrani tylko nie ja... same wiecie, jak to jest.

Po przyjeździe postanowiłam wsiąść w metro zamiast jechać taksówką. W końcu, czy nie znam Paryża, jak własną kieszeń? Oczywiście zaraz potem zgubiłam się w metrze. Trochę się zestresowałam, starając się znaleźć drogę, a przy tym pilnować walizki, torby i aparatu fotograficznego. Po incydencie w lipcu, kiedy nakryłam w wagonie dwóch złodziei (uwaga -  paryscy złodzieje - próba okradzenia londyńczyków skończy się w najlepszym wypadku poniżeniem i wyrzuceniem z wagonu, w najgorszym policją), starałam się mieć oczy dookoła głowy. W końcu jednak dotarłam do hotelu, czterogwiazdkowego przybytku nieopodal Arc de Triomph, gdzie miałam zamówiony podwójny pokój. Nie wiem, co było w nim podwójnego, ale cóż, tak już jest w centrum Paryża.

Postanowiłam dać sobie spokój z przyjęciem z szampanem, na które byłam zaproszona przed rozpoczęciem. Nie chciałam być “tą blogerką, która się upiła”. Po zabawie z Peryskopem (livestreaming app, niesamowite jak wielu jest ludzi, których interesuje, co masz w kosmetyczce) postanowiłam pojechać taksówką do Les Salons Hoche, gdzie odbywały się pokazy. Trzasnęłam drzwiami. Taksówka podjechała parę metrów w górę ulicy i zatrzymała się. Za tę przyjemność zapłaciłam 10 Euro, czując się jak w odcinku „Ab Fab”, kiedy Patsy i Edia biorą taksówkę na drugą stronę ulicy i cieszą się, że nie ma korków.

Okazało się, że nie było się czym martwić. W zamszowej koszuli i skórzanych spodniach czułam się świetnie, poznałam kilka bardzo miłych osób i nawet udzieliłam krótkiego wywiadu telewizji pakistańskiej (kamera i ja to teraz najlepsze przyjaciółki... żartowałam!).

Jedną z moich ulubionych kolekcji pokazał Omara Mansoor, który inspirował się Pierwszym Imperium i carską Rosją. Referencje wojskowe pomieszane z rosyjskim przepychem, wojskowe kurtki z kremowego jedwabiu, szamerowane paciorkami i delikatne koronki tworzyły przeciekawą kolekcję. Chętnie zaprosiłabym jedną z jego kurtek do mojej szafy, gdzie na pewno polubiłaby się ze skórzanymi spodniami lub jedwabną sukienką.

Kolejna kolakcja, która zapadła mi w pamięci, należała do Bev Tailor. Jej modelki miały na sobie zrelaksowane, a tym samym wyrafinowane sukienki. Muza Bev to dziewczyna “z wyższych sfer” w sukienkach koloru szampana i kremu, roztaczająca aurę “I woke up like this”.

Hello, nowoczesna Daisy Buchanan! Bordeleau Zen. Co pokazało dekadencję w najlepszym wydaniu. Zamszowe spódnice z frędzlami, skórzaną sukienką w stylu lat trzydziestych czy przepięknie haftowana błękitna wieczorowa suknia były gwiazdami kolekcji.

Gwiazdą wieczornego pokazu była Hallavagirl. Krzyżówka Miss Havisham i mrocznej bohaterki Alexandra McQueena otrzymała oklaski na stojąco.

Po pokazach otrzymałam zaproszenie na afterparty w klubie Akwarium, ale postanowiłam wrócić do hotelu, gdzie zjadłam pół paczki ziaren kawy w czekoladzie ze słynnej paryskiej  kawiarni Angelina. No i żałowałam, że nie nie poszłam do Akwarium, ponieważ przez tę kawę nie mogłam spać do trzeciej nad ranem.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama