„Londyn znaczy za dużo”
Rząd Niemiec zamierza przeciwstawić się rosnącemu wpływowi Brytyjczyków w polityce zagranicznej UE, ponieważ szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton zatrudnia głównie dyplomatów ze swojego kraju.
- 01.03.2010 12:22 (aktualizacja 03.08.2023 08:50)
Według dokumentu niemieckiego MSZ, do którego dziennik miał wgląd, brytyjski (polityczny) establishment przechwycił dla siebie nadmierną i niewspółmierną rolę - pisze poniedziałkowy "Guardian".
Niemcy mają za złe lady Ashton m.in. to, że nie skonsultowała z nimi planów przekształcenia 54 biur Komisji Europejskiej w ambasady UE.
Baronessa Ashton jest pierwszą osobą sprawującą nowo utworzoną w Traktacie Lizbońskim funkcję wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Stoi też na czele tworzonej od podstaw służby dyplomatycznej.
W 12-osobowym biurze Ashton cztery osoby to Brytyjczycy, w tym jej dyrektor ds. personalnych i osobisty sekretarz. Brytyjczycy są również bardzo widoczni jako szefowie niektórych departamentów kluczowych dla funkcjonowania nowej służby.
Brytyjczykami są m.in. szef nowo tworzonej unijnej komórki wywiadowczej, szef personelu wojskowego, urzędnik odpowiedzialny za nadzór procesu werbunku personelu do służby dyplomatycznej w ok. 130 unijnych ambasadach, jak również unijny strateg ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Robert Cooper.
- Berlin i Paryż niepokoją się tym, że najważniejsze stanowiska w nowej służbie dyplomatycznej, zgodnie z Traktatem mającej być głównym instrumentem działania UE na arenie międzynarodowej, przypadają Brytyjczykom - zaznacza gazeta.
- Wielu (dyplomatów) jest bardzo niezadowolonych (z polityki personalnej Ashton), ale tylko Francuzi próbują coś zrobić w sprawie brytyjskiej dominacji - twierdzi niewymieniony z nazwiska niemiecki dyplomata. Sądzi on, że Brytyjczykom jest łatwiej zając stanowisko na szczeblu decyzyjnym niż wszystkim innym.
- Nikt nie ma nic przeciwko brytyjskim kandydatom (do unijnej służby dyplomatycznej), ale jeśli powstanie wrażenie, że dążą do jej przejęcia, to wówczas powstanie inna sytuacja - cytuje dziennik Thomasa Klaua, niemieckiego analityka z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.
- Podczas gdy w różnych stolicach UE nasilają się ataki na baronessę Ashton, krytykowaną za słabe i bezbarwne przywództwo na stanowisku wysokiej przedstawiciel, Berlin i Paryż obawiają się, że zostaną wymanewrowane w przepychance do stanowisk, które ukształtują nowo tworzony system - dodaje pismo.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze