Swoje uwagi prezydent Izraela wypowiedział w wywiadzie dla żydowskiego portalu Tablet. Tydzień po tym jak brytyjski premier David Cameron nazwał Strefę Gazy „obozem więziennym”.
– W Wielkiej Brytanii mieszka kilka milionów muzułmańskich wyborców – mówił Peres, podkreślając, że to grupa, dzięki której wielu deputowanych może się dostać do parlamentu.
Oświadczył też, że w Wielkiej Brytanii jest więcej antysemityzmu, niż się wydaje (choć przyznał, że Izrael czuje poparcie brytyjskiej prawicy) - pisze "Rzeczpospolita".
– W Anglii jest powiedzenie, że antysemita to ten, kto nienawidzi Żydów bardziej, niż jest to konieczne – mówił.
Peres wymieniał przykłady, kiedy Wielka Brytania mogła pomóc Izraelowi, a tego nie zrobiła. Jak podkreślał, już w 1947 roku wstrzymała się od głosu, kiedy w ONZ odbywało się głosowanie nad rezolucją w sprawie podziału Palestyny. W latach 50. nie wystąpiła przeciwko embargu na dostawy broni do Izraela. Nawet ostatnio nikt w Wielkiej Brytanii nie reagował, gdy na izraelskie ziemie spadały palestyńskie rakiety.
– Ewakuowaliśmy osiem tysięcy osadników i była to trudna operacja. Kosztowała nas wypłatę odszkodowań rzędu 2,5 miliarda dolarów. Całkowicie wycofaliśmy się ze Strefy Gazy. Dlaczego dalej wystrzeliwali w naszą stronę rakiety? Brytyjczycy nie zareagowali wtedy ani słowem – pytał.
Wywiad z nim obszernie cytował wczoraj internetowy „Guardian”. Gazeta przyznała, że Izrael czuje, iż w ostatnim czasie europejska opinia publiczna bardziej kieruje się przeciwko niemu.
Napisz komentarz
Komentarze