Wczoraj przez cały dzień morze było spokojne, nie obyło się jednak bez choroby morskiej na pokładzie. Część załogi zaokrętowanej w St. Malo wczoraj, pierwszy raz w życiu, wyszła w morze i marynarze musieli przyzwyczaić się do warunków panujących na pokładzie. Po opuszczeniu przepięknego portu w St. Malo, załoga ćwiczyła jeszcze brasowanie masztów i po milczącej, acz wymownej, akceptacji kapitana, odnoszącej się do rezultatów tych ćwiczeń, wyszliśmy na pełne morze.
Rejs w nocy zakłócił alarm "mayday" nadawany z jednostki płynącej przed Fryderykiem, jednak łodzie SAR (Ratownictwo Morskie), przybyłe na miejsce nie stwierdziły nic niebezpiecznego.
- Jesteśmy zbyt daleko od jednostki nadającej "mayday" i zbyt wolno płyniemy, żeby wyruszyć na ratunek - powiedział oficer wachtowy, Mieczysław Leśniak, III Oficer na statku. - Był to sygnał "distress", czyli sygnał priorytetowy. Z komunikatów wiemy, że jednostki ratownicze były w pobliżu i szybko dotarły na miejsce - uzupełniła Joanna Węglarczyk, Kierownik Etapu.
Jak się później okazało, statek pod brytyjską banderą miał na pokładzie cztery osoby potrzebujące wsparcia medycznego.
"Fryderyk" trzyma kurs i już za cztery dni, widzimy się z załoga w Londynie. Ahoj!
Napisz komentarz
Komentarze