Eurosceptycy z rządzącej Partii Konserwatywnej dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich chce, by Wielka Brytania pozostała w UE, ale domaga się renegocjacji warunków brytyjskiego członkostwa - wyłączenia z unijnego ustawodawstwa socjalnego, regulacji rynku pracy oraz współpracy policyjnej i sądowej w sprawach karnych - tzw. III filaru (dotyczących m.in. terroryzmu, handlu ludźmi, przemytu broni i narkotyków).
Druga grupa chce poluźnienia związków Londynu z Brukselą i ewentualnego wyjścia kraju z UE. Modelem dla niej jest Norwegia, która należy (obok Islandii i Lichtensteinu) do Europejskiej Przestrzeni Gospodarczej (EEA), lub Szwajcaria, która stosunki z UE opiera na specjalnych umowach dwustronnych.
Springford wskazuje, że "Norwegia i Szwajcaria są powiązane z UE o wiele bardziej niż wyobrażają to sobie eurosceptycy" i płacą wysoką cenę stosując się do reguł, na których kształtowanie nie mają wpływu. Norwegia wnosi też finansowy wkład do finansowania unijnych funduszy strukturalnych i regionalnego rozwoju.
Z kolei Szwajcaria, choć nie jest w EEA, a dostęp do rynku UE uzyskała w drodze dwustronnych porozumień z Brukselą, musi zaakceptować regulację rynków, do których chce mieć dostęp. Zresztą - zauważa analityk - szwajcarskie firmy chcą ściślejszej integracji z UE, ponieważ nie mogą świadczyć niektórych usług.
Ze struktury brytyjskiego handlu wynika, że "nawet gdyby Wielka Brytania wyszła z UE, to w jej interesie dalej byłoby stosowanie się do wielu unijnych norm, ponieważ brytyjskiemu eksportowi sprzyja wspólna regulacja sektorów, jak telekomunikacja, konsulting biznesowy, oprogramowanie komputerowe, przemysł farmaceutyczny i chemiczny, usługi finansowe itd." - dodaje Springford.
Z kolei dyrektor ośrodka badawczego Open Europe Mats Persson sądzi, że Wielka Brytania nie może się upodobnić do Norwegii i być poza UE, gdyż jest zbyt dużym graczem i byłby to dla niej regres.
"Gdyby Wielka Brytania wystąpiła z UE, (nadal) gościłaby 36 proc. detalicznego rynku usług finansowych, ale nie miałaby nic do powiedzenia w sprawie regulacji dużych obszarów tego rynku" - pisze w komentarzu w środowym wydaniu dziennika "Daily Telegraph".
Przypomina, że Norwegia wprowadziła 75 proc. norm UE, także te, do których Londyn ma największe zastrzeżenia. Zauważa też, że norweskie firmy ponoszą wyższe koszty wejścia na rynek UE w myśl tzw. Rules of Origin, które nakładają dodatkowe koszty na towary zawierające elementy spoza UE. O ile w przypadku Norwegii, eksportującej głównie ropę naftową i przetwory rybne, podobne obostrzenia nie mają większego wpływu, o tyle w przypadku Wielkiej Brytanii zasady te uderzyłyby w przemysł motoryzacyjny i farmaceutyczny, czyniąc je mniej konkurencyjnymi.
Jednocześnie Persson uważa, że utrzymanie status quo w stosunkach Londynu z UE także nie jest możliwe, ponieważ przyszłe zasady współistnienia i działania w ramach UE zmienią się bez względu na to, czy nastąpi ściślejsza integracja strefy euro czy jej rozpad.
Dlatego też opowiada się za tym, by różne kraje mogły integrować się ze sobą w różnym zakresie. Akcentuje potrzebę nie tylko utrzymania przez Londyn dostępu do wspólnego rynku towarów i usług, ale także możliwość kształtowania go dzięki zachowaniu brytyjskiego członkowstwa w UE.
W innych dziedzinach integracji niezwiązanych ze wspólnym rynkiem Londyn mógłby jego zdaniem wybierać te, które mu odpowiadają, np. przywrócić brytyjskiemu parlamentowi uprawnienia do orzekania w sprawach objętych III filarem.
Napisz komentarz
Komentarze