Liniowce Star Princess i Seabourn Sojourn płynęły pod banderami Bermudów i Bahamów, ale na ich pokładzie byli w większości Brytyjczycy mający w planach odwiedzenie Falklandów. W piątek kilkuset pasażerom uniemożliwiono zejście na ląd, a tym, którzy jednak zeszli, wręczano ulotki i ich zaczepiano. Na nadbrzeżu demonstracyjnie palono brytyjskie państwowe flagi i opony. Na transparentach napisano "Stop morskiemu piractwu".
Rząd Argentyny stwierdził, że nie ma nic wspólnego z tym incydentem, ale go nie potępił. Argentyna uważa, że Falklandy nazywane przez nią Malwinami są częścią jej terytorium.
Wcześniej parlament argentyński wprowadził zakaz zawijania do portów pięciu prowincji statków używanych do eksploatacji złóż ropy i gazu u wybrzeży Falklandów, ale zakaz nie stosuje się do statków wycieczkowych.
Argentyńscy aktywiści z grupy Patriotyczny Ruch Oporu, która stoi za piątkowymi protestami w Buenos Aires, chcą, by zakaz stosował się do wszystkich statków w drodze na Falklandy. Twierdzą, że Londyn uprawia w tym rejonie świata politykę kolonialną.
Według "Daily Telegrapha" z podobnymi incydentami od listopada ubiegłego roku zetknęło się ok. 10 tys. pasażerów. W grudniu brytyjski rząd formalnie zaprotestował przeciwko tego rodzaju incydentom wzywając do MSZ ambasador Argentyny w Londynie Alicię Castro.
Wśród szykan, którym poddane są statki wycieczkowe, wymienia się odmowę zawinięcia do portów, zwłokę w udzielaniu pozwolenia na wpłynięcie do portu, napady na biura firm organizujących wycieczki na Falklandy. Biura niektórych z nich splądrowano, mimo że nie były to firmy brytyjskie.
Brytyjski MSZ oskarżył Argentynę o to, że chce "zdławić" gospodarkę Falklandów, która na obsłudze statków wycieczkowych zarabia ok. 10 mln funtów rocznie. Jedna czwarta ludności Falklandów pracuje w sektorze turystycznym.
Napisz komentarz
Komentarze