W poniedziałkowym artykule dziennik ocenia, że aktualne pozostają dwa pytania: czy inwazja była usprawiedliwiona i czy wyciągnięto z niej jakieś wnioski. "Odpowiedź na pierwsze z nich jest jednoznacznie negatywna", ponieważ - choć Saddam Husajn był tyranem, a jego postępowanie w Kuwejcie i wobec Kurdów słusznie niepokoiło Zachód - to próby administracji George'a W. Busha, aby powiązać go z Osamą bin Ladenem, były całkowicie chybione - zaznacza.
"FT" komentuje, że konsekwencją tej błędnej decyzji jest dziś "opór przed interwencją, który powstrzymuje zachodnie kraje od dostarczenia niezbędnej pomocy militarnej syryjskim rebeliantom w konflikcie, który już kosztował życie 70 tys. ludzi". "Ale przynajmniej teraz USA słusznie przychylają się do bardziej bezpośredniego wsparcia bojowników, którzy nie są dżihadystami" - przyznaje.
Według dziennika inwazja odcisnęła piętno na zachodniej dyplomacji: obecnie obowiązuje niepisana zasada, że każda militarna interwencja wymaga poparcia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Kiedy w 1999 roku NATO podjęło interwencję w Kosowie, obyto się bez takiego poparcia, co teraz zostałoby ocenione po prostu jako akt wojny - zauważa "Financial Times". I podkreśla, że obsesja dotycząca poparcia Rady Bezpieczeństwa przy każdej okazji powinna dać do myślenia.
Gazeta wskazuje na jeszcze jedną konsekwencję inwazji na Irak, przeprowadzonej - jak się okazało - na fałszywych podstawach: sceptycyzm zachodniej opinii publicznej co do "informacji wywiadowczych sugerujących, że tzw. państwa-pariasi mogą dysponować bronią masowego rażenia".
"Przecenienie potencjału takiej broni w rękach Saddama Husajna w 2003 roku było dramatycznym błędem" - konkluduje "Financial Times". Ale zaznacza, że nie należy zakładać, że taką samą przesadą są twierdzenia o arsenałach Iranu i Korei Północnej, ponieważ tutaj Zachód może popełnić "dokładnie odwrotny błąd".
Napisz komentarz
Komentarze