Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Mali duzi chłopcy

Nietrudno będzie zauważyć, że nie ma w tym artykule wzmianki o kobietach. Jest to moja świadoma decyzja. Nie po to, by kobiety umniejszyć, ale w celu zwrócenia uwagi na rozwój mężczyzny jako jednostki oraz próby zrozumienia tego szalenie skomplikowanego procesu, tak często pomijanego i uważanego za odbywający się bez naszego aktywnego udziału.

Gdy pokazuję moim klientom zdjęcia różnych medialnie sławnych mężczyzn i pytam, kogo wskazaliby jako prawdziwego mężczyznę, najczęściej wybierają aktorów lub innych mężczyzn o podobnych sukcesach finansowych. Jest to dosyć charakterystyczne, jeśli chodzi o nasz zachodni świat, w którym sukces i powodzenie często oceniane są przez stan konta bankowego. Co z tymi jednak, którzy nie są majętni, którzy pomimo ogromnych starań wciąż nie mogą pozwolić sobie na kupno willi czy sportowego samochodu? Co z tymi, którzy zadowoleni są z tego, co mają, i świadomie nie zabiegają o bogactwa materialne? Czy mogą być uważani za prawdziwych mężczyzn, czy już nie? Czy „mieć” bardziej stanowi o tym, kim jesteśmy, niż „być”?

Inna grupa moich klientów na zdjęciach wybranych przeze mnie wskazuje tych, którzy mają szalenie atrakcyjne, wysportowane sylwetki. I znowu nasuwa się pytanie o tych mężczyzn, których natura nie obdarzyła ciałem Apolla, lub o tych, którzy nie mogą bądź też nie chcą spędzać długich godzin na siłowni. Do jakiego stopnia są oni prawdziwymi mężczyznami?

Zagadnienie to wydaje się dość skomplikowane i zapewne nie ma tu jednej zadowalającej odpowiedzi.

Aby lepiej zrozumieć analizowane zagadnienie, proponuję przyjrzeć się etapom rozwojowym, przez które musi przejść chłopiec, a potem młodzieniec, by zostać dojrzałym mężczyzną. Rozważmy to na przykładzie znanej i pouczającej bajki-paraboli o Pinokiu (równie dobrze można by wykorzystać tu Spidermana, trylogię „Gwiezdne Wojny”, „Króla Maciusia Pierwszego” czy nawet film „Smerfy” sprzed dwóch lat).

Wracając do Pinokia

Kukiełka Pinokio zostaje stworzona przez biednego rzeźbiarza Dżepetto. Niebieski duszek ożywia kukiełkę w zamian za obietnicę bycia odważnym, uczciwym i dobrodusznym, a także za umiejętność odróżniania dobra od zła oraz słuchania własnego sumienia. Dżepetto sprzedaje swój płaszcz, by Pinokio mógł pójść do szkoły. W drodze do szkoły Pinokio zbacza z drogi i zabiera się z wędrującą muzyczną trupą. Pinokio kłamie, pytany, dlaczego nie usłuchał Dżepetta. Obiecuje poprawę. Kłamie jeszcze raz i zamienia się w osła. Dżepetto wyrusza na poszukiwanie Pinokia. Zostaje połknięty przez wieloryba. Pinokio ratuje ojca, ale sam ginie (w zależności od wersji lub adaptacji). Duszek (rodzaju żeńskiego (symbol matki?) w niektórych adaptacjach) przywraca go do życia i zamienia go w prawdziwego chłopca, dając mu złoty medal za to, że Pinokio odnalazł sumienie i umie z niego korzystać.

„Pinokio” to prawdziwa uczta dla osób zafascynowanych symboliką. Ile tu znaczenia, ile metafor! Cała opowieść o Pinokiu to jedna wielka metafora. Od Dżepetta, po duszka, wędrowną trupę, osła, wieloryba, rosnący nos z drewna, znaczenie imion, wybór zwierząt czy symboliczne odrodzenie. Niestety, nie jesteśmy w stanie przyjrzeć się temu wszystkiemu na łamach krótkiego artykułu.

Czyż historia Pinokia nie przypomina nam procesu przemiany chłopca w mężczyznę? Narodziny, szkoła, bunt, szukanie siebie samego, zagubienie się (zejście do podziemi), przyjęcie pomocy, samoświadomość. Czy trudno zauważyć tu długi i bolesny rytuał przejścia, który choć nie tak jasno i wyraźnie zaznaczony, widoczny jest w całej historii o drewnianej kukiełce?

Jeżeli przypomnimy sobie inne znane bajki i opowieści, będziemy w stanie wyodrębnić podobne etapy rozwoju głównych bohaterów. Prawdopodobnie możemy tu mówić o archetypowych etapach rozwoju, gdyż widoczne są one nie tylko we współczesnych europejskich bajkach i opowieściach, ale też w mitologii czy historiach zasłyszanych na innych kontynentach.

W historii Pinokia jedno rzuca się wyraźnie w oczy. Coś, co pomogło mu w przezwyciężeniu zgubnych pokus i przyczyniło się do tego. Jest to mianowicie nieprzerwana i niezachwiana miłość Dżepetta do swojego syna. Jakże ważne jest, by dorastający chłopiec wiedział, że stoi za nim ojciec pełen akceptacji i wsparcia. Ojciec, który pomoże mu przejść przez ten trudny, często zgubny, proces inicjacji.

Mając w pamięci pytania zadane przeze mnie na początku tego artykułu, chcę zwrócić uwagę na postać samego Dżepetta. Czy Pinokio potrzebował wielkiego, potężnego, majętnego i wpływowego ojca, by odnaleźć sumienie, czyli wejść na spokojną już drogę dojrzewania i stawania się mężczyzną? Nie. Potrzebował ojca – myślącego, rozumnego i kochającego. Ojca, który nie bił, nie krzywdził i nie wywoływał poczucia wstydu i winy. Ojca, który po prostu BYŁ (akceptacja)…

Zatem co się dzieje z tymi chłopcami, którzy ojców nie mają? Ciekawostką psychologiczną jest fakt, że chłopcy stwarzają sobie obraz ojca niezależnie od tego, czy jest on fizycznie obecny, czy też nie. Jeżeli ojciec jest nieobecny, wówczas zostanie on stworzony jako postać symboliczna – zwykle upiększona, często idealna.

Ojciec potrzebny jest chłopcu, by go wprowadził w świat dorosłych mężczyzn. By pokazał mu, czym jest praca, uczciwość, szacunek do innych i samego siebie. Jeżeli to nie nastąpi, wówczas chłopcy, najczęściej wspólnie w swoich grupach, próbują dokonywać tego samodzielnie. W tak wielkim mieście, jakim jest Londyn, zaobserwować to można wśród członków młodocianych gangów – nożowania czy rabunki w celu pokazania swej siły i przynależności, w celu usłyszenia od innych, że jest się równym, a więc akceptowanym.

Nie chcę tu redukować tego skomplikowanego zagadnienia zaledwie do stwierdzenia, że gdyby ojcowie byli bardziej obecni w życiu chłopców, nie mielibyśmy morderstw, rabunków czy zamieszek. Nie. Ale przekonany jestem, że ilość oraz jakość tego typu zachowań byłaby zminimalizowana. Rolą ojca, jak wcześniej wspomniałem, jest wprowadzenie chłopca w świat dorosłych, co nie tylko oznacza akceptowanie i zaledwie bycie z boku, ale też aktywne wyznaczanie i negocjowanie tego, co można i czego nie można.

Nawiązując do tytułu artykułu, mężczyźni, którzy nie otrzymali wsparcia w przejściu z bycia chłopcami, a potem młodzieńcami do bycia mężczyznami, w istocie rzeczy na wielu płaszczyznach swojego życia pozostają małymi chłopcami. Pozostają drewnianymi kukiełkami, które nie rozumieją konceptu sumienia – mają je bardzo płytkie lub w ogóle im go brak – i wciąż bratają się ze zgubnymi i nieszczerymi przyjaciółmi z wędrownej trupy. Tacy mężczyźni stają się zaledwie naśladowcami prawdziwych mężczyzn – kłamią, kontrolują, są niewierni i pochłonięci zdobywaniem.

Ojcowie zatem, podobnie zresztą jak i matki, mają bardzo trudne zadanie. Mianowicie takie, by sprawić, aby ich mali chłopcy przeobrazili się w dojrzałych mężczyzn i takimi już pozostali, jednakże z zachowaniem chłopięcej radości, spontaniczności i wolności. Przyznam, że jest to nie lada wyzwanie, z którym wielu się boryka. Dojrzały rodzic jednak, podobnie jak bajkowy Dżepetto, nie będzie bał się szukać pomocy…

mgr Mirosław Polanowski
Psychoterapeuta, pedagog. Prowadzi prywatną praktykę psychoterapii w Londynie. Oferuje terapię indywidualną oraz grupową. Pomaga w ściśle określonych trudnościach typu depresja, uzależnienia, złość, a także w poszukiwaniu siebie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama