Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Wielką Brytanię coraz bardziej martwi sytuacja w Hongkongu

W przedstawionym w parlamencie raporcie rząd Wielkiej Brytanii wyraża "poważne zaniepokojenie" wolnością prasy i autocenzurą w swej byłej kolonii i doniesieniami, że wiodące brytyjskie banki wycofują się z reklamy w hongkońskiej prodemokratycznej gazecie.

Raport przedstawił w czwartek szef brytyjskiej dyplomacji William Hague.

"Wierzymy, że wolność słowa, w tym prasy, odgrywa ważną rolę w sukcesie Hongkongu" - stwierdza raport.

"Toteż poważnie podchodzimy do wolności prasy, w tym do obaw związanych z autocenzurą" - dodają autorzy, mówiąc, że Londyn będzie ściśle monitorować sytuację i śledzić "jasne wypowiedzi na temat wolności prasy" przywódcy Hongkongu Leunga Chun-yinga.

Raport wylicza niedawne incydenty, w tym zamordowanie w lutym Kevina Lau, byłego redaktora naczelnego wiodącej miejscowej gazety "Ming Pao", odnotowuje doniesienia mediów, że mające w Londynie siedziby banki HSBC i Standard Chartered znalazły się wśród instytucji, które wycofały "w reakcji na polityczne naciski" swoje ogłoszenia z popularnego tabloidu "Apple Daily".

Oba banki poproszone w Londynie o komentarz odpowiedziały, ze wszelkie zmiany w reklamach były czynione z powodów komercyjnych.

Wcześniej w tym tygodniu HSBC obniżył rekomendacje dla aktywów Hongkongu, mówiąc że kampania na rzecz większej demokracji w tym azjatyckim centrum finansowym może źle wpłynąć na stosunki z Chinami i zaszkodzić gospodarce miasta. O tym czwartkowy raport nie wspomina.

Wokół demokratycznej przyszłości Hongkongu nasila się polityczna debata. Chodzi o sposób wdrożenia obietnic Pekinu w sprawie wyborów następnego szefa administracji miasta w 2017 roku.

Przedstawiciele Pekinu obstają za tym, by kandydatów nominowała specjalnie w tym celu powołana komisja, ale działacze demokratyczni twierdzą, że możność wybierania kandydatów musi mieć społeczeństwo i obawiają się, że politycy demokratyczni zostaną pominięci przez komisję.

Kampania cywilnego nieposłuszeństwa grozi jeszcze tego lata zamknięciem finansowej dzielnicy miasta, jeśli rząd nie przedstawi demokratycznego planu.

W 17. rocznicę powrotu Hongkongu do Chin, w metropolii na początku lipca odbyła się prodemokratyczna demonstracja, której uczestnicy domagali się prawa do wybierania szefa lokalnej administracji bez ingerencji ze strony rządu w Pekinie. Żądano też dymisji Leunga. Według policji manifestacja zgromadziła w szczytowym momencie 98 tys. ludzi, według organizatorów było to 510 tys. osób.

Była to najliczniejsza demonstracja od powrotu Hongkongu do Chin w 1997 r.

Protest zorganizowano po zakończeniu nieoficjalnego referendum, w którym prawie 800 tys. mieszkańców - czyli jedna czwarta uprawnionych do głosowania - domagało się prawa do samodzielnego wybierania władz tego autonomicznego regionu Chin.

Władze w Pekinie skrytykowały plebiscyt i uznały go za nielegalny, antypatriotyczny i motywowany "polityczną paranoją".

We wstępie do raportu Hague zaznaczył, że nie ma "żadnego idealnego modelu", a dla ludzi w Hongkongu ważne jest, by mieć "prawdziwy wybór i czuć, że mają realny wpływ na wyniki".

Wielka Brytania przekazała Hongkong Chinom w 1997 roku na mocy porozumienia, które zastrzegało, że zachowa on swoje wolności i autonomię w ramach modelu "jeden kraj, dwa systemy".

Hague powiedział, że koncepcja "jedno państwo, dwa systemy" nadal generalnie działa dobrze i że prawa i wolności, bronione przez porozumienie są zachowywane.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama