Kiedyś wierzono bowiem, że portrety posiadają w sobie boską moc i zawierają cząstkę duszy nieobecnej osoby, przymuszając poniekąd rodzinę i krewnych do modlitwy o jej uwolnienie z czyśćca.
Wystawa „Renaissance Faces: Van Eyck to Titian” w National Gallery nijak się ma do ogólników o sztuce renesansu którymi często „karmiono” nas w szkole i od których oczy kleiły się do snu. To ekspozycja przede wszystkim o ludziach i dla ludzi. Przybliża ona także warsztat artystów poprzez ukazanie tego, jak malarze i rzeźbiarze odnosili się do pytań stanowiących integralną część portretu: jak dać widzowi poczucie, że przebywa w obecności żywej osoby, jednocześnie wynosząc ją na piedestał (zupełnie jakby była członkiem rodziny królewskiej) czy jak poprzez ubranie oraz symboliczne atrybuty przekazać, kim jest dana osoba i dlaczego powinnyśmy się nią zainteresować.
Doża Leonardo Loredan, Christina księżna Mediolanu czy Federico da Montefeltro, Książę Urbino – wszyscy byli uosobieniem władzy, ale każde z nich ukazane jest przede wszystkim jako człowiek w konkretnym momencie życia. Czy te drugorzędne polityczne postaci zapamiętane by były do dzisiaj, jeżeli nie wiedzielibyśmy, jak wyglądały?
Wystawę otwiera galeria poświęcona temu właśnie „uczczeniu pamięci”. Tutaj znajdziemy m.in. marmurowe popiersie bankiera Nicolò Strozzi, wyrzeźbione przez Mino da Fiesole – niemal jak żywy portret zamożnego, nieco otyłego biznesmena, świetnie oddający jego fizyczne cechy (choćby podwójny podbródek i ociężałe policzki). Tuż obok, zapewne dla kontrastu, perfekcyjnie zachowane polichromowane popiersie z pracowni Desiderio da Settignano. Przez lata myślano, że przedstawia prawdziwą mieszkankę Florencji, po czym okazało się, że faktycznie pochodzi z relikwiarza świętej Konstancji. Prawdopodobnie wzorowane na jakiejś lokalnej piękności, idealnie wpisuje się w XV-wieczny kanon kobiecej doskonałości.
Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami znajdziemy przejmujący portret młodego mężczyzny – Jana Van Eycka. Zwraca uwagę chorowita bladość – być może niedawno zmarłego lub nieuleczalnie chorego w momencie malowania. W identyfikacji królewskich korzeni dziewczynki z portretu Jana Gossaerta pomocne były perły wszyte w jej ubranie oraz model kuli ziemskiej, którą trzyma do góry nogami. Poszlaki te wydają się wskazywać, że jest to Dorota, córka króla Krystiana II, którego świat rzeczywiście wywrócił się do góry nogami, kiedy został wygnany z własnego królestwa w 1523 r.
W tym właśnie momencie powinnyśmy sobie przypomnieć o tym, że portret nie jest fotografią, a artyści renesansu bawią się wieloznacznościami łącząc fikcję i fakt, co daje możliwość wielu interpretacji. Najlepszy przykład stanowi obraz Hansa Holbeina „Ambasadorowie”. Jakkolwiek pojawiło się wiele hipotez na jego temat, nigdy do końca nie wyjaśniono obecności na malowidle słynnej zdeformowanej czaszki, śpiewnika, zegarów słonecznych i kwadrantów czy krucyfiksu. Idąc dalej, nie mniej znana „Brzydka księżniczka” Quintina Massysa. Niektórzy badacze twierdzą, że jest to fikcyjny obraz na podstawie groteski Leonarda da Vinci.
Natomiast wielu ekspertów medycznych wierzy, że przedstawia kobietę z chorobą Pageta, czyli zaburzeniem układu kostnego, które prowadzi do zniekształcenia czaszki. Szukający czegoś nowego, znajdą niedawno odkryte arcydzieło Jacopo Pontormo – portret dumnego młodzieńca o szyderczym uśmiechu. w ostatniej galerii czeka na nas prawdziwa uczta – powieszone jeden obok drugiego, prawdopodobnie najlepsze papieskie portrety w historii – Pawła III Titiana oraz Juliusza II Rafaela.
Nie muszę chyba specjalnie przekonywać, że warto wybrać się na tą wystawę. Jest to być może jedyna w życiu okazja na zobaczenie tak wielu wspaniałych dzieł renesansu pod jednym dachem. Jeżeli nie stanowi to wystarczającej rekomendacji, by namówić Was do wizyty w National Gallery, nic więcej tego nie zrobi.
Zobacz więcej o wystwie: Twarze renesansu
Napisz komentarz
Komentarze