Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Na południe od Richmond nie boją się Brexitu

Na szczycie UE brytyjska premier powtórzyła swoją mantrę: „Brexit znaczy Brexit”. Tylko ciekawe, co w słowniku Theresy May oznacza słowo „Brexit”? Na pewno część Brytyjczyków zastanawia się, czy Brexit to nie jest czasem już tylko złudzenie.

Miało pie****ąć po referendum, ale energii na wielkie bum starczyło na pierwszy weekend zaraz po referendum. David Cameron podśpiewując sobie pod nosem opuścił gabinet premiera Wielkiej Brytanii, a w kolorowych szpilkach i z uśmiechem, godnym jednej z czarodziejskich bohaterek Harrego Pottera, wkroczyła do niego Theresa May.

Nikt za bardzo nie wiedział czym ma się to nieszczęsne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii objawić. Najszybciej zinterpretowała to klasa pracująca w UK. „Pracująca” tylko z nazwy, bo przecież wszyscy wiedzą, że to właśnie wśród beneficiarzy najwięcej jest tych, co narzekają na emigrantów, którzy podobnież zabierają im pracę, której nigdy nie mieli i nawet się nigdy o nią nie starali.

Najtrafniej opisuje to w jednym ze swoich skeczy brytyjski komik, Jimmy Carr, którego przytoczę w całości:

„Wielka Brytania jest dumna z bycia krajem najciężej pracujących, sumiennych i najłatwiej przystosowujących się pracowników w Europie… Polaków. Są cholernie dobrzy, czyż nie? Brawa dla Polaków! Oczywiście dużo prawicowców mówi, że wszyscy Polacy, którzy tu przyjeżdżają zabierają naszą pracę. Ja myślę, że przyjeżdża taki koleżka z Polski, nie mówi w języku, nie ma pieniędzy, nie zna ludzi i zabiera ci pracę pierwszego dnia! Jesteś gówno warty!”.

Całość do obejrzenia w oryginale w internetach. A generalnie to taka mała dygresja, która powoduje, że większość z nas podnosi swoje morale.

Wróćmy do Brexitu. Theresa mówi o Brexicie w taki sposób, bo nie może mówić w inny – taka ludowa mądrość. Być może nawet nie jest zwolenniczką wyjścia, ale wobec elektoratu musi być lojalna. Kto wie, czy nie czeka na jakieś odgórne i niezależne od niej rozwiązanie, które spowoduje, że jednak Wielka Brytania pozostajnie w Unii Europejskiej. Jako premier będzie robiła wszystko tak, jakby Brexit był przesądzony. Po drodze może się jeszcze wydarzyć kilka domniemanych punktów zwrotnych, jednak czy one zlikwidują obawy przed realnym wyjściem? Chyba nie.

Po pierwsze, informacje o tak szumnie zapowiadanym szkockim referendum zostały na przykład mocno ostudzone, gdy okazało się, że do referendum potrzebna jest zgoda brytyjskiego parlamentu – zatem można chyba zapomnieć o tej możliwości zablokowania Brexitu. To nie jest mała belgijska Walonia, która zablokowała na razie umowę CETA.

Po drugie, niech świadczą o tym decyzje zarządów brytyjskich i międzynarodowych banków ze stolicy Wielkiej Brytanii, żeby sondować możliwość transferowania części usług finansowych na część kontynentalną Europy. Szefowie bankowych konglomeratów chcą przenieść te usługi, które stałyby się droższe, gdyby UK nie była już w UE.

Co prawda jest jeszcze pozew skierowany do Sądu Najwyższego przeciwko skutkom referendum unijnego, ale nie wiadomo kiedy zostanie ogłoszony wyrok, a widoczna już zwłoka w działaniach Old Bailey nie napawa optymizmem.

„Na mieście” osoby z „szarego garnituru decydentów” mówią, że nic się nie wydarzy. Że te wszystkie spadki giełdowe i walutowe wyjdą Wielkiej Brytanii na dobre. Że spowodują ożywienie gospodarki. Przy okazji administracja rządowa zostanie podbudowana finansowo, bo przecież potrzeba setek ludzi do negocjacji i do obsług negocjacji.

Jako przykład odżywczego dla gospodarki działania spadków, specjaliści podają przykład „czarnej środy”, kiedy to George Soros w wyniku spekulacji osłabił funta szterlinga i zarobił na tym miliard dolarów. Wielka Brytania musiała wtedy wycofać funta z rynku wymiany walut. I pomimo że brytyjskie ministerstwo skarbu określiło straty na 3,4 mld funtów, to z czasem nazwa „czarnej środy” zmieniła się na „białą środę”.

Jak mawia stare polskie przysłowie: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama