Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Gramy tak jak czujemy

Grają muzykę pomijaną najczęściej przez stacje publiczne, nie są gwiazdami kolorowych pisemek, a pomimo tego są jedną z ikon polskiego rocka, znakiem rozpoznawczym i ikoną stylu „gothic”.

Closterkeller to od wielu lat marka sama w sobie, uznana przez krytyków i wielbiona przez wiernych fanów, którzy już za tydzień będą mieli niecodzienną okazję spotkać się w Londynie z zespołem, którego symbolem rozpoznawczym jest Anja Orthodox, z którą rozmawiał Dariusz A.Zeller.


Długo kazaliście czekać na siebie swoim fanom, ale w końcu - 20 marca - zagracie w Londynie…
Jest to dla nas bardzo specjalny koncert. Po raz pierwszy zagramy w Anglii. Przejęcie i podniecenie miesza się u nas z wielką radością a także nadzieją, że może to będzie początek większej liczby naszych koncertów w tym intrygującym kraju. Bardzo nam miło jest dostawać ciepłe głosy od uradowanych naszą wizytą Polaków zamieszkujących tutaj. Piszą że brakowało im nas i właściwie stracili już nadzieję na nasz przyjazd. Na pewno nie zawiedziemy nikogo naszym koncertem - tego mogą być pewni.

Closterkeller jest zespołem, który na przestrzeni 22 lat (!) swojej działalności wielokrotnie występował poza granicami kraju. Tym razem wkraczacie do „stolicy polskiej emigracji”.

Tak wiele razy to znów nie graliśmy. W Niemczech, Austrii, Czechach i Białorusi. A na dodatek nigdy dla Polonii. To jest pierwszy raz. Ale jestem pewna że będzie „jak w domu” czyli gorąco i klimatycznie. Wiem, że w Anglii jest właśnie wielu naszych fanów sprzed lat bo właśnie taką rockową młodzież tam przywiało.

Zanim porozmawiały o współczesności, cofnijmy się pamięcią wstecz. 22 lata funkcjonowania zespołu to szmat czasu. Wasza muzyka ewoluowała przez ten czas. Czy jesteś zadowolona z miejsca w którym się teraz znajdujecie?

Jeśli chodzi o Polskę to na tej mrocznorockowej scenie osiągnęliśmy już wszystko. Więcej się nie da. Jak mogę nie być zadowolona? (śmiech) O zaistnienie w nurcie komercyjnym nigdy jakoś tam szczególnie zażarcie nie walczyliśmy bo zdawałam sobie sprawę, że kompromis na który trzeba byłoby iść sięga zbyt daleko od tego jak pragnę tworzyć. Toteż tak się bujamy między alternatywą a mainstreamem. I specjalnie nawet mnie to nie obchodzi bo najważniejsze dla nas jest tworzenie muzyki jaka nas uszczęśliwia i uskrzydla. A być szczęśliwym i uskrzydlonym to marzenie przecież każdego artysty!

Setki koncertów, mnóstwo fanów, osiem albumów… Czy czujesz się zatem jako artystka spełniona?
Jestem jak najbardziej spełnioną artystką. Mam w dorobku piękne płyty, z których jestem dumna i za które kochają mnie odbiorcy. Pomimo upływu lat zespół Closterkeller nie traci ognia i weny co jest u tak doświadczonych zespołów rzadkie. My nie gramy koncertów zblazowani jak stare dinozaury. Ciągle cieszy nas granie i kontakt z publicznością. No nie wiem? Może my jacyś po prostu niedojrzali jesteśmy? (śmiech) Teraz zabraliśmy się za tworzenie materiału na kolejną płytę i jesteśmy nakręceni nieomal jak małolaty. Ja sama czasem budzę się po nocy i rozmyślam nad jakimiś muzycznymi pomysłami, które mi się snują po głowie. Muzycznymi - bo teksty piszę dopiero na końcu. Nie mogę sie doczekać tego momentu kiedy złapię kolejną „nitkę” i zrozumiem w stronę którego koloru tym razem się skierujemy.

Pomówmy więc o Tobie. Bez względu na wszystko, jesteś jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich wokalistek. Co jest dla Ciebie najważniejsze?
Jako dla wokalistki (a tak w ogóle to na pierwszym miejscu czuję się twórcą) najważniejsze jest realizowanie siebie poprzez sztukę. To mnie uszczęśliwia i daje poczucie sensu istnienia i działania. Ważne jest dla mnie aby nie stać w miejscu. I nie stoję - śpiewam coraz lepiej pomimo upływu tak wielu lat. Naprawdę coraz lepiej! Nie wiem jak to się dzieje... Ale wystarczy przyjść na koncert aby uwierzyć. Ważne jest dla mnie aby przekazywać wielkie emocje moim odbiorcom. Zarówno na płytach jak i na koncertach. Aby dawać im poprzez to co tworzę, możliwość uniesienia się wysoko ponad chmury i oderwania od codzienności. Oprócz sztuki najważniejsza dla mnie jest oczywiście moja rodzina. Mam dwóch synków i wspaniałego męża (gitarzystę Closterkeller - Mariusza). Jako kobieta też jestem szczęśliwym człowiekiem.

5 października ubiegłego roku ukazał się Wasz najnowszy album: Aurum. Nawiasem mówiąc dobrze przyjęty zarówno przez fanów, jak i krytyków. Jak go scharakteryzujesz?
O muzyce nie należy mówić tylko trzeba jej słuchać. I faktycznie - bez żadnego strachu zapraszam do posłuchania AURUM. Płyty z której jesteśmy bardzo dumni. Zyskała wspaniałe recenzje zarówno prasy jak i naszych odbiorców. Jest klimatyczna i piękna. Tym razem postawiłam mocno na te dwie cechy. Choć nie brak na niej też mocnych akcentów to przede wszystkim liczy się tam bogactwo i wyrafinowanie brzmień, harmonii i klimatów. „Dojrzała płyta doświadczonych, świadomych siebie muzyków” - takie słowa pojawiły się gdzieś tam na jej temat i bardzo mi się one spodobały. Na koncercie w Londynie 20 marca, zagramy także utwory z Aurum obok tych starszych i sprawdzonych z płyt poprzednich.

Rock gotycki, którego jesteście reprezentantem, przynajmniej jeśli chodzi o zespoły nie jest w Polsce zbyt liczny. Ma jednak wielu zagorzałych i wiernych zwolenników. I co najważniejsze – Closterkeller jest wciąż na przestrzeni lat jego symbolem. Skąd czerpiecie motywację?
Powiem dość banalnie, ale zarazem prawdziwie - z serca. Gramy tak jak czujemy. I tę prawdę chyba wychwytują słuchacze. Aczkolwiek chciałabym przy okazji może naprostować nieco Twoje słowa. Bo my nie jesteśmy zespołem grającym takiego klasycznego, czystego gothic rocka tylko muzykę o znacznie szerszym spektrum, bardziej zróżnicowaną. Ja Closterkeller określam jako „klimatyczny, mroczny rock, z korzeniami w gotyku lecz zahaczający z jednej strony o metal a z drugiej o pop”. Choć moim zdaniem najmocniejszą stroną zespołu są te takie ciężkie, poważne kompozycje. Moje ulubione zresztą.

Waszą wizytówką jest niezwykła atmosfera i klimat koncertów. Czy szykujecie coś specjalnego także na koncert londyński?

Jak powiem że niezwykły klimat i atmosferę to wyjdzie na to że nic nowego nie szykujemy? (śmiech) Oprócz tego że na pewno zagramy super koncert (bo innych nie zwykliśmy) to postaramy się tak dobrać program, aby zaspokoić też tych którzy nie widzieli nas długo. Mam świadomość tego że ich wymagania mogą być trochę inne niż często oglądających nas fanów w Polsce. Toteż uwzględnię w programie stare, sprawdzone „hity” w większej dawce. Ciągle jeszcze robimy „research” co jest najbardziej pożądane. Zastanawiam się tez ciężko nad tym czy należałoby zaśpiewać może tak ze 4 piosenki po angielsku czy nie? No i nie wiem... Może ktoś z czytelników mi poradzi?

Szczególnie, iż macie tu wielu zagorzałych fanów. Czy odczuwacie już zatem ten „dreszczyk emocji”?
Zależy jak rozumieć słowa „dreszczyk emocji”. Bo o znienawidzonej tremie to ja już wieki temu zapomniałam. Wraca mi ona tylko w wypadku dużych koncertów połączonych z rejestracją na płyty jak np. Przystanek Woodstock z którego wyszło DVD w zeszłym roku. Ale same czyste emocje, taka niewidzialna więź pomiędzy nami i publicznością to zawsze tworzy się na koncertach. I stanowi wielki wyróżnik każdego z nich. Nikt lepiej niż my nie wie jak bardzo, bardzo dużo zależy od publiczności aby koncert był świetny. A dlatego każdy jest inny bo ludzie go tworzący są inni. My się tylko wpasowujemy w ich klimat i go podbijamy. Ja mam wyjątkowo silny dar pozwalający mi to odczuwać bardzo wyraźnie.

… i widać to na waszych koncertach. A skoro jesteśmy przy Londynie – jest to także fenomen wspomnianej emigracji. Czy np. sama miałaś kiedykolwiek plany wyjazdu - choćby czasowego - z Polski?
Zawsze twierdziłam że moje miejsce jest w Polsce i żadna siła mnie nie zmusi do wyjazdu. Kocham ten kraj i tu jest mój dom. Ale powiem, że gdy tak ze dwa-trzy lata temu, pod koniec PISowskich rządów zaczął się ten klimat zagęszczać i paranoja sięgnęła nawet muzyki rockowej w postaci „Listy zespołów propagujących satanizm” to zaczęłam wymiękać. Bo oczywiście Closterkeller na tę kretyńską listę trafił. Nie wiadomo było jak będzie - zabronią nam grać, wydawać płyty czy licho wie co jeszcze? Zaczęliśmy z Mariuszem rozważać wyjazd do Australii na stałe. Mamy tam bliska rodzinę. Byłam przerażona naprawdę. Na szczęście cały ten rząd się rypnął i były wcześniejsze wybory. Uff...

I dzięki temu Closterkeller nadal cieszy serca słuchaczy. Czyli od polityki do muzyki wcale nie jest tak daleko. W takim razie korzystając z okazji jedno mogę wam zagwarantować - gorące przyjęcie przez wielu mieszkających tu waszych fanów…
No to dzięki Tobie czuję się już częściowo uspokojona! (śmiech) Bardzo nam zależy, aby był to specjalny i niezapomniany koncert dla naszej zamieszkałej tutaj publiczności. Przywieziemy im i przekażemy wielką dawkę naszego polskiego ognia i tradycyjnego słowiańskiego romantyzmu! (śmiech) Trochę tu żartuję oczywiście bo tej ludowości to u nas nie za wiele. Ale chcemy i tego dokonamy, że każdy kto przyjdzie 20 marca do klubu Underworld w Londynie, nie będzie mógł długo się otrząsnąć z wrażenia i emocji. A w nocy przyśni mu się Closterkeller ze mną na czele! Zobaczycie że nie żartuję!

Trzymam za słowo i już nie mogę doczekać się tej nocy (śmiech). W takim razie do zobaczenia 20 marca w The Underworld!
Pozdrawiam gorąco wszystkich miłośników klimatów i mrocznego piękna i zapraszam na koncert! Czarne stroje nie są obowiązkowe. Czarne dusze już bardziej... Albo złote? Choć i tak pomalowane naszą muzyką się takimi staną!

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama