Bardzo osobista to płyta, poświęcona dziadkom Emilii (Ana to imię jej babci), nie pozbawiona melancholii, ale i radości podróż muzyczna zaśpiewana kryształowo czystym głosem pełnej czaru Szwedki, w której żyłach płynie również słowiańska krew. Część jej rodziny pochodzi ze Słowenii, a kraj ten stał się jakiś czas temu jej ulubionym miejscem na ziemi. Z Emilią Martensson, specjalnie dla Cooltury, rozmawia Tomasz Furmanek.
Ana - piękny, osobisty album, który właśnie wydałaś łączy w sobie twoje różne muzyczne fascynacje i jest zadedykowany komuś kto był i jest dla ciebie bardzo wyjątkowy…?
- Zadedykowałam ten album moim dziadkom ze strony mojej mamy, Alberto i Emilia Paliska. Obydwoje bardzo mnie wspierali i zawsze uważałam ich za wyjątkowo inspirujących ludzi. Opuścili Słowenię z powodów politycznych w latach 50-tych i wyemigrowali do Szwecji. Jak na szwedzkie normy byli odrobinę inni, z czego jako dziecko tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, zawsze ich uwielbiałam!
Odrobinę inni?...
- Tak :) Mój dziadek, na przykład, robił swoją własną szynkę prosciutto u siebie w piwnicy, żaden inny dziadek zaprzyjaźnionych dzieci nic takiego nie robił! Moja babcia miała zwyczaj wstawać o 4 rano aby zagnieść makaron!
W pewien sposób bardzo ekologiczny styl życia...
- Absolutnie! Mieli po prostu swój świat. Byli różni od wszystkich innych osób, które znałam w Szwecji, i ich język - po prostu byli dla mnie ekscytujący. Byli też dla mnie drugimi rodzicami, praktycznie byłam z nimi cały czas, bo moi rodzice byli bardzo zajęci. Dziadkowie stanowią ogromną część mojego życia i w naturalny sposób stali się dla mnie inspiracją przy tworzeniu tego albumu. Jest to bardzo miłe, że są częścią mojej muzycznej podróży i że mogę być w pewnym sensie blisko nich nawet teraz, siedząc tutaj i rozmawiając o nich, gdyż stali się integralną częścią mojego projektu muzycznego. Mam ich cały czas blisko siebie..
Jak zapamiętałaś Szwecję i dzieciństwo? Wychowałaś się i dorastałaś w pięknej okolicy, otoczona nieskażoną przyrodą, jednak w miejscu bardzo oddalonym od miejskiego życia...
- Jako dziecko byłam bardzo szczęśliwa mieszkając w takim miejscu. Pamiętam jak moi rodzice znaleźli ogłoszenie w gazecie na temat tej farmy. Pojechali razem ze mną i z moją siostrą obejrzeć to miejsce, nic nam nie mówiąc o ewentualnym zamiarze kupna tej posiadłości. To było ich marzenie, pamiętam jak bardzo mój ojciec zachwycił się naturalnym pięknem tej okolicy! Pamiętam, że im powiedziałam, że ogromnie mi się tam podoba i że chcę tam mieszkać. Więc przeprowadziliśmy się. Później, jako nastolatce, było mi trochę trudniej, bycie z dala od miasta miało swoje ciężkie strony. Każdego ranka musiałam wstawać o 6 rano, następnie dojechać taksówką do przystanku, aby wsiąść w autobus, który jechał 45 minut i w końcu byłam w szkole na 8-mą. Było to dość uciążliwe dla nastolatki, ale teraz, patrząc wstecz, uważam że byłam bardzo uprzywilejowana dorastając w tak pięknym otoczeniu. To bardzo pobudza wyobraźnię.
Czy muzyka i śpiewanie pociągały cię od zawsze?
- Właściwie tak. Ciągle coś sobie śpiewałam i mama zapisała mnie do chóru kiedy miałam 5 lat, wtedy też zaczęłam pobierać pierwsze lekcje śpiewu. Jako nastolatka kontynuowałam naukę muzyki, moja rodzina bardzo mnie wspierała. Jeździłam na kursy muzyczne aż do Ystadt. Z kilkorgiem moich przyjaciół ze szkoły muzycznej założyliśmy grupę jazzową, zaczęliśmy grać w restauracji moich rodziców, staliśmy się naprawdę popularni, a w pewnym momencie moi rodzice zdecydowali się przerobić restaurację na klub jazzowy!
Mając niewiele ponad 20 lat przeprowadziłaś się do Londynu - prosto z tego cudownego odludzia!
- Zawsze chciałam pojechać do Londynu, wiec zaczęłam szukać odpowiednich kursów i znalazłam taki w Colchester Institute. Miał to być 1 rok, ale miałam szczęście trafić na bardzo dobrą nauczycielkę śpiewu jazzowego, Trudy Kerr, która wzięła mnie pod swoje skrzydła, dzięki Trudy postawiłam swoje pierwsze kroki w Londynie.
Ostatnio spędzasz sporo czasu w Słowenii, czym jest dla ciebie ten kraj?
- Pomimo, że cała moja najbliższa, ze strony mamy, Słoweńska rodzina mieszka w Szwecji, mam w Słowenii całe mnóstwo kuzynostwa i wujostwa. Kiedy miałam 23 lata, podczas rocznej przerwy w nauce w Trinity College chciałam trochę podróżować. Jeździłam po Europie i w końcu znalazłam się w Słowenii, gdzie spędziłam dobrych parę miesięcy, był to mój pierwszy pobyt tam od kiedy byłam dzieckiem! Było to cudowne doświadczenie, odnalazłam w Słowenii wszystkie zapachy, smaki a nawet kwiaty, które pamiętałam z dzieciństwa z domu moich dziadków! Było po prostu cudownie!
To wtedy właśnie zaczęłaś odkrywać na nowo swój "słowiański spadek kulturowy" i słowiańską część swojej duszy?
- Tak! To właśnie było to uczucie, naprawdę niesamowite! Wracam do Słowenii raz po raz, znacznie częściej niż do Szwecji, ostatnio co trzy miesiące!
Emilia Martensson wystąpi w Jazz Cafe POSK w sobotę 31go maja.
Artystce towarzyszyć będą: Barry Green-piano, Sam Lasserson – kontrabas oraz Adriano Adewale – insrtumenty perkusyjne.
Drzwi otwarte: 19:30 - początek koncertu: 20:30
Bilety: £7 przy wejściu lub na www.wegottickets.com
Napisz komentarz
Komentarze