Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Wimbledon: Nadal spotka się w finale z Djokovicem

Hiszpanowi Rafaelowi Nadalowi brakuje już tylko jednego zwycięstwa do obrony tytułu w wielkoszlemowym turnieju na trawiastych kortach w Wimbledonie (z pulą nagród 14,6 mln funtów).

W finale tenisista z Majorki zmierzy się z Serbem Novakiem Djokovicem.

Najwyżej rozstawiony w imprezie Nadal ma szansę odnieść trzecie zwycięstwo w Londynie, bowiem wygrał tu też w 2008 roku, przerywając wówczas serię pięciu triumfów Szwajcara Rogera Federera. W piątek wieczorem 25-letni Hiszpan wyeliminował młodszego o rok Szkota Andy'ego Murraya (nr 4.) 5:7, 6:2, 6:2, 6:4.
 

Był to ich 16. pojedynek, a Hiszpan poprawił bilans na 12-4, w tym na 3-0 na londyńskiej trawie, na której wygrał z nim w ćwierćfinale w 2008 r. oraz przed rokiem w półfinale. Mimo to w poniedziałek straci prowadzenie w klasyfikacji ATP World Tour na rzecz Djokovica.
 

Serb wcześniej pokonał Francuza Jo-Wilfrieda Tsongę (12.) 7:6 (7-4), 6:2, 6:7 (9-11), 6:3. W ten sposób ubiegłoroczny półfinalista, niezależnie od wyniku niedzielnego finału, powiększył swój dorobek punktowy i wyprzedzi w najbliższym notowaniu Nadala. Ten w razie wygranej może co najwyżej obronić ubiegłoroczną zdobycz. To wydarzenie jednak było zaledwie tłem dla pojedynku dnia, czyli meczu Nadala z Murrayem.
 

"God bless Andy!", "Andy dwa kroki od chwały", "Andy! Wszyscy jesteśmy dziś z tobą!" - to tylko kilka tytułów z pierwszych stron piątkowych wydań brytyjskiej prasy. Podobnie było przed rokiem, gdy również dotarł w Londynie do półfinału, a w nim przegrał z Nadalem.
 

Historia się powtórzyła, chociaż w pierwszym secie Szkot prowadził wyrównaną walkę z Hiszpanem. Zdołał tylko raz przełamać serwis rywala, co pozwoliło mu rozstrzygnąć losy partii na swoja korzyść 7:5. Później jednak wyraźnie nie mógł nadążyć za rozpędzającym się Nadalem, a być może nie wytrzymywał też presji oczekiwań kibiców i mediów.


Jego porażka oznacza bowiem, że miejscowi kibice będą czekać co najmniej do przyszłego roku - czyli 76 lat - na triumf brytyjskiego tenisisty na obiekcie The All England Lawn Tennis and Croquet Club. Jako ostatni dokonał tego Fred Perry w 1936 roku, zwyciężając tu wówczas po raz trzeci z rzędu.
 

Od początku Wimbledonu niemal wszystkie angielskie gazety i to każdego dnia poświęcały co najmniej jedną stronę, opisując treningi 24-letniego Szkota, kolejne mecze, rywali, publikując wywiady z nim, jego matką, a nawet narzeczoną, które podczas wszystkich meczów siedziały na trybunach.
 

Murray zepchnął w tym tygodniu na dalszy plan właściwie większość innych informacji. Konkurował o miejsce na czołówkach kolumn niesportowych choćby z księciem Harrym, młodszym synem nieżyjącej księżnej Walii Diany Spencer. Okazało się, że ten ma nową dziewczynę, a jest nią modelka znana z katalogów z ekskluzywną bielizną Florence Brudenell-Bruce, była narzeczona mistrza świata Formuły 1 Jensona Buttona.
 

Z licznych publikacji można się było dowiedzieć, że w przygotowaniach do kolejnych występów pomagały Szkotowi byłe gwiazdy tenisa - Amerykanin John McEnroe i Chorwat Goran Ivanisevic, a mentalnym wsparciem służył mu też 22-letni golfista z Irlandii Płn. - Rory McIlroy, który ostatnio wygrał wielkoszlemowy turniej US Open.
 

Niewiele mu to pomogło, bo w piątek popełniał wiele błędów i od początku drugiego seta niemal całkowicie oddał inicjatywę w grze Nadalowi, który takich okazji nigdy nie wypuszcza z ręki. Hiszpan potrafił ze spokojem przeczekać zrywy rywala, którym towarzyszyły napady złości przeplatanej z rosnąca frustracją.
 

Błędów i chwilowej dekoncentracji nie ustrzegł się w pierwszym półfinale Djokovic, który mógł spędzić na korcie o blisko 40 minut mniej. Serb miał bowiem w tie-breaku trzeciego seta dwa meczbole. Gdy prowadził w nim 6-5 wyrzucił prostą piłkę na aut, a przy stanie 8-7 jego nadzieje na koniec meczu rozwiał Tsonga serwując asa.
 

Jednak w czwartej partii tenisista z Belgradu ograniczył liczbę niewymuszonych błędów i narzucił rywalowi swoje tempo gry, spychając go do defensywy.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama